Po dużym wyzwaniu poza biegowym, pracy przy organizacji III Praskiej Dychy mam czas tylko dla siebie. Trenuję 2 razy dziennie, śpię po obiedzie, przyrządzam sobie jedzenie – prowadzę się w 100% profesjonalnie.
Już w poniedziałek po odespaniu ostatnich ciężkich dni, biegało mi się dobrze. Były to jednak tylko 2 spokojne treningi – wybieganie i dwusetki. Rewelacyjnie było we wtorek. Szóstka w III zakresie intensywności, to zadanie na ten dzień. Nie wiedziałem w jakim tempie zrobić ten trening. Myślałem o prędkości 3:10/km ewentualnie końcówka troszkę szybciej. Terenem był las Kabacki, więc nie do końca autostrada. Założyłem buty Nike Waffle Racer IV świetnie się sprawdziły w tym terenie i polecam każdemu, biegającemu w Kabackich zawodach – są to buty o budowie kolcy lekkoatletycznych do biegów przełajowych, jednak bez metalowych wkrętów, które zastępuje guma. W treningu pomagał mi Kuba Wiśniewski, który ma teraz roztrenowanie i jechał ze mną rowerem. Ruszyłem mocno. Kuba od razu wyczuł, że jest zbyt szybko na zakładane 3:10-3:05. Pierwszy kilometr 3:02. Teraz określiłem swoje możliwości i postanowiłem kontynuować w z taką prędkością. Mam się zmęczyć, ale ma to być zdrowe zmęczenie – święte słowa Trenera. Drugi kilometr 2:59, a biegnie się coraz lepiej. Kuba zdziwiony moją dyspozycją podpowiada, żeby teraz trochę zwolnić, a przyspieszyć w końcówce. Zgadzam się, ale nie zwalniam. Przed 4 km pierwsze objawy niedotlenienia – sztywniejące ramiona i mocniejszy, wyraźnie słyszalny oddech, wszedłem w przemiany beztlenowe – w końcu to trzeci zakres. Ciągle uważam na technikę biegu – skracam krok, ląduję na śródstopiu i trzymam łokcie blisko tułowia – tak się przynajmniej staram. po 4 km wiem, że utrzymam to tempo do końca, bez większego problemu. Ostatnie kilometry również lekko powyżej 20 km/h i kończę w 17:54. Forma jest znakomita, myślę że na życiówki. Niestety przed Praską Dychą w moim domu był magazyn i zgubiłem prawie wszystko – nie miałem ani sporttestera, ani urządzenia do pomiaru mleczanu we krwi, ale to nie ważne – ważne, że biega się dobrze!
Po południu, po krótkiej drzemce wycieczka po salonach samochodowych w pomocy koledze, później lekkie rozbieganie.
W środę 12×400 w terenie w kolcach. Po południu powtórka z wtorku.
W czwartek długie rozbieganie na przyzwoitych prędkościach w granicach 3:50. Po drzemce do Szczepana na masaż, bo łydki średnio polubiły powrót do kolcy.
W piątek rano siła biegowa , czyli 2,5 km podbiegów na Agrykoli, po południu rozbieganko + rytmy.
Dzisiaj – w sobotę rano niezła przygoda. Bieg na orientację. Dostałem jakiś czas temu zaproszenie do zmierzenia się z medalistą Mistrzostw Europy juniorów w tej dyscyplinie. Zastanawiałem się trochę, ale przecież jak nie teraz to kiedy. Jestem przecież w okresie przejściowym. Nie mam jasnego celu krótkoterminowego, więc można się trochę pobawić. Wszystko zaczęło się z jazdą na orientację po warszawskich pozamykanych i zakorkowanych drogach. Jakoś dotarłem, więc to dobra wróżba. Gorzej było podczas samego biegu. Instrukcje przyjąłem z łatwością (kiedyś na AWFie miałem z tym do czynienia). Trasa nie miała być trudna – 13 punktów do zaliczenia na trasie ok. 4 km. Pomyślałem, że pokaże młodemu jak się biega i jeśli nawet przegram to nieznacznie. Ruszył jakieś 3 minuty przede mną. Pierwsze 5 punktów zaliczyłem dosyć szybko, poza pierwszym, który przegapiłem i musiałem wracać. Na szóstym punkcie było fatalnie. Namierzyłem go dobrze, jednak był w dołku i nawet będąc 20 m od niego, nie było go widać, toteż krążyłem w promieniu 200m przez przynajmniej 15 minut :(, to samo na 7 punkcie, a może nawet gorzej 🙁 :(. Mój przeciwnik, którego spotkałem przy tym ferelnym 7 punkcie(sprzątał zaliczone lampiony czyli oznaczenia punktów), patrzył na mnie z politowaniem. Ostatnie punkty zliczyłem łatwo. Uzyskałem 54 minuty, a mój rywal 18. No nie ma się czym chwalić – ale byłem szybszy na jednym punkcie :).
Przyjechałem do domu tak zmęczony i smutny, że spałem przez 2 godziny. Na szczęście powetowałem to sobie na drugim treningu. Biegło się fantastycznie. Nie czułem prędkości, a biegłem na niskim tętnie po 3:40 – 3:45 przez 17km. To lubię!
Jutro bieg ciągły i na koniec na rozbujanie 2×1 km w 2:50 – wszystko w lesie – już nie mogę się doczekać
2 Comments
Mariusz ma świetną orientację w terenie, co niejednokrotnie udowadniał na rozbieganiach w Kenii. Raz nawet dobiegł do granicy z Etiopią.
Tak
W Kenii pierwszegodnia zamiast 12 km luźnego rozbiegania zrobilismy 27 km. to było wprowadzenie!