Poprzedni tydzień udało się zamknąć objętością treningową na poziomie 185 km, zatem można uznać, że trening wrócił do normy. Po 6 trudnych tygodniach udało się opanować problemy i „wyjść na prostą”.
Zrealizowane jednostki treningowe były takimi podstawowymi, a mianowicie:
Po niedzielnym 3×3 km dwa dni rozbiegań, ale super, bo tempo i tętno zaczęło się stabilizować.
W środę 20×1′ przerwa 1′ w 4 seriach. Biegałem w lesie – nie chciałem jeszcze na mierzonej 400-setce, bo czasy byłyby mizerne, a to nie buduje morale.
Wieczorny masaż pokazał, że nogi są mocno zmęczone, ale zdrowe!
W piątek tylko klasyczne WB2, żeby na krótkim 12-kilometrowym odcinku pobiegać w dole pomarańczowej strefy, czyli w wysiłku mieszanym, ale nie za mocno. Po południu porządna siłownia z Dorianem Łomżą – z przysiadami i „siłą wytrzymałościową”.
Deserem od początku miała być pierwsza od dłuższego czasu 30-steka. Nie planowałem tempa, chodziło o długi wysiłek w przemianach tlenowych. Początek łagodnie, później na ile organizm pozwoli – w strefie tlenowej, ale nad progiem (moje klasyczne „steady aerobic trainnig”).
To był bardzo dobry tydzień, który daje nadzieje na coś lepszego niebawem. Fundament pod trening tempowy, dający korzyści w dalszej – kluczowej pracy treningowej.
Działamy 🏃🏻♂️💪✊🏋️♂️