Ostatni etap przed docelowym startem każdych przygotowań niesie ze sobą wiele emocji. Blisko pół roku przygotowań, a tak naprawdę to przecież całe lata treningu, które mają wpływ na to, co stanie się za chwilę…
Mógłbym powiedzieć, że co to dla mnie jakiś kolejny Maraton??? Przecież już po Igrzyskach. Jednak emocje są zawsze podobne. Ponownie robiłem wszystko co możliwe, aby być optymalnie przygotowanym, aby te kolejne już przygotowania i start w Maratonie były tymi najlepszymi, nie szczędząc sił i środków. Mimo trudności, które są niestety zawsze.
Już za niespełna tydzień ma stanąć na starcie w koszulce z Orzełkiem. Ciarki przechodzą po plecach na samą myśl! Emocje jak najbardziej pozytywne. Kolejna rozdział fascynujący książki właśnie się rozpoczyna 🙂
Ostatni wpis miał tytuł wyścig z czasem, teraz ekscytujące emocje – oddaje to dokładnie każde starania, walkę z przeciwnościami losu i własnymi słabościami.
Ostatnie 2 tygodnie przed Maratonem, to już praktycznie szlif – tu nie ma już miejsca na ekstremalne wysiłki jak ostatni Półmaraton. Po wspomnianej ostatnio 30-stce (na 2 tygodnie przed Maratonem) już we wtorek zrobiłem najdłuższe tempo przygotowań, gdzie w sumie w tempie 3:06 przebiegłem 14 km. Plan był na 16 km(4 x 4 km), ale wszystko zweryfikowało życie. Miałem biegać po 3:08, jednak pierwszy 4-kilometrowy odcinek wyszedł ciut szybciej. Drugi, mimo że lekko pod wiatr nawet po 3:05. Mleczan we krwi po 8 km był 5,0 mmol/l, więc minimalnie za dużo. Postanowiłem przebiec jeszcze dwa 3-kilometrowe odcinki, żeby nie przedobrzyć, do czego zazwyczaj mam skłonność. Po trójkach 5,5 mmol/l i całkiem niezłe samopoczucie. Nie był to trening bardzo wymagający, jednak po dość trudnej niedzieli, całość stanowi już pracę trudną i wysokim poziomie – najwyższym w przygotowaniach. W myśl, że nie sam trening podnosi naszą wydolność na wyższy poziom, a dopiero odpoczynek, poprzestałem na tym i myślę, że było to słuszne. Następnego dnia 2 x 10 km regeneracyjnie, w czwartek rano 15 km po 3:35 na bardzo niskich parametrach HR, po południu trucht i rozciąganie. W piątek dyszka z przebieżkami. Sobota start w Grudziądzu:
Zdecydowałem się po raz pierwszy w 8 letniej przygodzie z Maratonem na start na tydzień przed głównym startem. Tu zdania są podzielone – startować, czy nie. Jeśli tak, to kiedy i jak mocno? Ja wybrałem trasę płaską, poziom umiarkowany, żeby dość mocno się przetrzeć, ale nie przesadzić. Nastawiony byłem bardzo dobrze, choć gdzieś w podświadomości towarzyszyła mi niepewność i stres, bo 2 ostatnie noce słabo przespałem. Chyba troszkę gryzłem się z myślami… Rozgrzewka pokazała, że jest dobrze. Nogi fajnie pracują. Ustąpiło przemęczenie po Półmaratonie, które doskwierało jeszcze w czwartek. Po starcie startera czułem, że jest wolno, co zawsze jest dobrym objawem formy. Nie zależało mi też, żeby od początku było mocno. Na kilometrze stoper pokazał 2:58, więc super! Na drugim kilometrze Ukrainiec ….. przyspieszył. Bez problemu biegnę za nim i Kenijczykiem… Mimo wbiegu na wiadukt drugi kilometr mamy w 2:54, a to już jak dla „starego Maratończyka” spore prędkości (w ubiegłym roku po treningu na bieżni i kilku przetarciach nie sprawiłoby mi to trudności, jednak teraz moje zaległości dały o sobie szybko znać). Po 3 km, gdzie znowu poniżej 3:00 kilometr puszczam. Chłopaki utrzymują tempo, jak mam 4 kilometr w 3:01. 5 km w 14:58, więc jeszcze minimalnie zwalniam i zaczyna się walka za przeciwnym wiatrem. Ciągle czuję się dobrze, choć o komforcie biegu nie ma co nawet wspominać. Przegapiam 6 kilometr, na 7 spoglądam na stoper i widzę 21:47, co strasznie mnie dziwi, bo oznacza to, że ostatnie 2 kilometry pokonałem ze średnią prędkością 3:25 – dziwne… Następny kilometr niby 3:01. Biegnę już na tyle, żeby nie forsować się maksymalnie. Czuję, że wątpliwości co do celowości tego startu, które miałem przez ostatnie dni, w tym momencie zmuszają mnie do luźnego biegu. Dziewiąty kilometr mam w około 3:05, podobnie ostatni.
Dobiegam trzeci, więc miejsce dużo lepsze niż czas. Niestety po raz kolejny biegłem samotnie, co nie jest prostą sprawą. Przegrywam ponownie znacznie z koalicją Kenijsko-Ukraińską – tak trochę bez walki… Cóż, tak się to ułożyło, na dzień dzisiejszy nie stać mnie było na więcej…
Poszczególne treningi, czy starty tych przygotowań nie były imponujące, jednak patrząc na ogół jest całkiem nieźle. Mimo, że dobrego treningu było tylko 8 tygodni, to udało się zrobić bardzo wiele. Wszystko na miarę możliwości, ze świadomością, że forma powinna być nie tylko z samych ostatnich treningów, ale również z przetrenowanej bardzo solidnie (aż nazbyt) zimy, a także z gór, które zazwyczaj przynosiły mi efekty, które zaskakiwały mnie podczas Maratonu. Również co najważniejsze z faktu, że moja wytrzymałość jest na wyższym o epokę poziomie niż szybkość do 10 km, czy półmaratonu. Wszelkie łamanie 3:05, to spora trudność i wchodzenie w przemiany beztlenowe. Na te wszystkie atuty liczę i odliczam dni do startu. Czekam już coraz spokojnie, choć nie bez obaw.
Przede mną już łatwy treningowo czas. Teraz tylko ustrzec się infekcji, które niestety atakują ze wszystkich możliwych stron. Córeczka za chwilę z pewnością dostanie antybiotyk, a dla mnie to nie tylko zmartwienie o jej zdrówko, ale także obawa, aby nie zarazić się i zaprzepaścić miesięcy starań o optimum formy na 2 października. Jest to jednak chleb powszedni każdego sportowca i pozostaje się z tym mierzyć 🙂
Gratuluję wszystkim Maratończykom, którzy stoczyli swe boje podczas ostatniego weekendu!
5 Comments
Teraz tydzień „chuchania i dmuchania”, aby nie zawalić startu jakimś małym błędem. Szacun Mariusz za skrócenie tego tempowego treningu – rzadko kiedy u sportowców wygrywa głos rozsądku. Dajesz super przykład dla pozostałych biegaczy żeby jednak czasem odpuścić i postawić na regenerację.
Mam nadzieję, że cała robota, którą wykonałeś tym razem odda na samym starcie. Poprzednio mogłeś mieć genialne przygotowania, ale na samym starcie czegoś brakowało. Niech tym razem los się odwróci.
Trzymam kciuki, powodzenia!
Z Twojej relacji wynika, że start dobrze się ułożył. Rywale szybko odjechali, z tyłu nikt nie naciskał, więc mogłeś kontynuować bieg w swoim tempie. Zostały rezerwy na maraton. Pewnie byłoby inaczej, jakbyś w Grudziądzu ścigał się „do kreski”.
A co do ostatnich dni przed maratonem, to faktycznie zawodnik wpada w wyjątkowy stan egzystowania 😉 Ja mam start tydzień po Tobie, a już chodzę jak nakręcony.
powodzenia na włoskiej ziemi
Kawał dobrej roboty, będzie dobrze kciuki zaciśnięte!
Mariusz, powodzenia! Życzę Ci realizacji celu w niedzielę i kolejnego maratonu, z którego będziesz zadowolony. Trzymam kciuki, wierzę w fajny wynik i już czekam na relację z udanego startu
Robisz coś wspaniałego dla biegania.
A może byś coś napisał tak coś większego opartego o Twoją wiedzę, doświadczenie oraz lekką rękę do pisania. (To pomysł zaczerpnięty z wstępniaka wrześniowego Magazynu Bieganie pana Marka Troniny).
Powodzenia w Maratonie!!!
Trzymamy kciuki!!!