Mijający tydzień był zdecydowanie moim najlepszym tygodniem przygotowań jaki pamiętam. Nie chodzi o ilość, a o jakość tego, co udało się zrobić. Podczas niedzielnego Long Runu sprostałem zadaniu treningowemu na tyle, że zmieściłem się w środkowych przedziałach założeń Trenera, co do tej pory bywało często niewykonalne i najczęściej ledwie wyrabiałem zadania.
W jeden tydzień zrealizowałem 3 intensywne treningi, z czego dwa bardzo intensywne.
Piątkowy trening już pewnie widzieliście, może nawet do znudzenia…bo Facebook pokazał go już blisko 10 tysięcy razy (LINK). Było fantastycznie – pogoda, nie biegałem sam, bo towarzyszył mi Michał Kaczmarek, za co bardzo dziękuję, a także biegliśmy za rowerem – tu Krzysiek Stafanowicz prowadził co do sekundy, do tego podawał czasy i napoje, nagrywał film i opiekował się 3 letnią córeczką w foteliku rowerowym. Jednym zdaniem – człowiek orkiestra, do tego dobrze masuje 🙂
Czas piątkowego Tempo Run brałbym przed treningiem „w ciemno” – wyszło łatwiej niż przewidywałem. Zeszłotygodniowy odpoczynek dodał dużo świeżości.
Już w niedzielę kolejne wyzwanie i to największe w przygotowaniach, a w dodatku po piątkowym ciężkim akcencie. Był to tak zwany w grupie bieg – „zupa jarzynowa, czy przez ogródek” tzn. w jednym treningu kilka włączanych szybkich odcinków, dłuższych i krótszych, szybszych i wolniejszych, taki miks różnych intensywności, trafiły się nawet podbiegi pod wiaduktami nad Rio Grande. To było na tyle skomplikowane, że zapisałem sobie ściągawkę na przedramieniu 🙂 Średnia całych 34 kilometrów wyszła na wysokim poziomie, już niedaleko do granicy 3:30. Ponownie pogoda dopisała. Co ciekawe czwartek, sobota i poniedziałek były wietrzne, w sobotę nawet wichura, a akurat piątek i niedziela idealne 🙂
W niedzielę pomagał mi rowerem Pan Antoni Niemczak, za co również bardzo dziękuję. Dzięki temu kilkakrotnie piłem, zjadłem w 3 części biegu żel, a także miałem osłonę przed podmuchami wiatru na najszybszych odcinkach. Taka pomoc przy długich biegach w suchym klimacie jest niezbędna, a im jest sprawniejsza, tym lepszą jakość treningu można uzyskać. W weekend dzięki takiemu wsparciu treningi wyszły optymalnie.
Cóż, może to wszystko brzmieć jak przechwałki, ale pisze tak, jak było. Teraz oczywiście trzeba to zregenerować, bo tak zwanych „mistrzów treningu” znałem wielu, a na zawodach niewiele z tego wychodziło. Raczej nie przesadziłem z intensywnością, czuję się dobrze mięśniowo, dzisiaj rano miałem częstość skurczów serca w normie, więc układ krążenia też „chodzi” sprawnie. Gorzej płuca i mięśnie oddechowe, ale teraz mają dużo odpoczynku – do środy, a może nawet dłużej, zależnie jak będzie reagował organizm na następny wysiłek.
Można powiedzieć, że najtrudniejszy etap przygotowań mam już za sobą, choć zostały jeszcze 4 tygodnie i pewnie 2-3 longrun-y do końca przygotowań, do tego tempa specjalne.
Obozowe życie płynie bardzo szybko. Jestem już w Nowym Meksyku 5 tygodni, już tylko tydzień i do domu 🙂
Jestem zmęczony, ale szczęśliwy – idę oglądać Foresta Gumpa i sączyć Dr Peppera 🙂
9 Comments
To wszystko brzmi bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nabierzesz dużej pewności siebie po takich treningach. Z drugiej strony, obserwując poczynania polskiej „konkurencji” mam obawy. Jak oceniasz ostatnie starty Henia, Iwony itd.? Positive split to jedno, a bieg ponad swoje możliwości to drugie. Jaką Ty planujesz przyjąć taktykę?
Wiem, że tłumaczenia były w związku z kontuzjami, złą dyspozycją dnia, infekcją itd. Owszem – tego uniknąć się nie da. Ale z drugiej strony nie do końca te „wymówki” mnie przekonują.
Te 34km to był u mnie i kolegi tzw. mix Witolda 😉 Kaczmar wie o co kaman. Mocny trening dla każdego zawodnika, adekwatnie do jego prędkości. Uczy walki na końcówkach.
Cześć Filip,
Ja raczej mogę mówić za siebie. U Henia zadecydowało zdrowie i zmiana treningu, z drugiej strony na takim poziomie czasem u również innych dobrych zawodników trafiają się gorsze biegi – nikt nie ma 100% idealnych startów nawet jak przygotowania były super. U Henia nic tym razem nie zagrało, ale myślę, że to tylko doda mu siły.
Iwona walczyła o epokowy przeskok i drugi raz nie wyszło. Nie wiem jak trenowała, co się z nią działo, więc ciężko cokolwiek oceniać… Heniu w 2012 roku też biegł na szalone, wydawało się wtedy, tempo 2:07 i wyszło. Tylko wtedy rzeczywiście kariera idzie w przód, stany pośrednie są jakby stanami zawieszenia w próżni – nic lub niewiele to daje. To był taki czas dobry na eksperymenty. Mają minima i mogą popróbować nowych wariantów. Mają już minima na Igrzyska, choć jakoś tam muszą się potwierdzać.
Rozumiem, że masz obawy, że być może ja trenuję zbyt ciężko. To zawsze jest wielka niewiadoma, jak zareaguje organizm na ciężki trening w górach, szczególnie podczas długich pobytów. Trzeba jednak trochę zaryzykować. Z lekkiego treningu można pobiec w moim przypadku co najwyżej 2:12, a mi to kompletnie nic nie daje (tak pobiegłem w zeszłym roku).
Ufam mojemu Trenerowi, który ma olbrzymie doświadczenie i sukcesy. Tu na obozie zrobiłem do tej pory 5-6 trudnych treningów, z których każdy mógłbym biegać szybciej, a biegałem z zalecanym zapasem i kierując się zdobytym przez lata doświadczeniem.
Myślę, że poza jednym treningiem – LongRunem na minimalnie zbyt wysokim HR wszystko zrobiłem perfekcyjnie. Jestem w ostatnim tygodniu obozu i mam bardzo dużo energii, więc nie jestem przeciążony.
W Rotterdamie bieg ma być prowadzony na połamanie 2:11.00. W 2012 roku, kiedy również biegałem w Rotterdamie, tempo miało było być na 2:10, a było na 2:09.10 po półmaratonie. Mam nadzieję, że tym razem będzie na 2:10:40, a jak wyjdzie – zobaczymy.
W sumie to do urwania aż 2 minuty względem jesieni, ale wiem, że już wtedy byłem na lepiej. Teraz trening idzie mi dużo lepiej niż w 2012 roku i ostatniej jesieni, więc nie jest to bujanie w obłokach.
Teraz przez ostatnie 4 tygodnie nie będę ryzykował – wiem, że to, co mam już wypracowane jest super i wydaje się, że wystarczy to utrzymywać. Powtórzę jednak, że mam mądrego Trenera i jego będę słuchał do samego końca również jeżeli chodzi o taktykę biegu. Razem wybraliśmy Rotterdam i tego się trzymamy. Co do negativ split, to raczej nikt na Świecie nie biega w ten sposób w przedziałach czasowych, w których poruszam się lub chcę się poruszać, tu nie wolno też mówić o tej metodzie jeśli ktoś pobiegł drugą część np 20 sekund szybciej. W Rotterdamie pierwsza połówka jest łatwiejsza i zazwyczaj lekko z wiatrem, więc tu zwykle wszyscy mają pierwszą część szybciej.
Ja chciałbym przebiec całość równo na 2:10:40, a półmaraton 1:05.10-20.
@Mariusz Giżyński
Mariusz, dzięki za wyczerpującą i pełną odpowiedź. Wygląda to wszystko na prawdę kompletnie i składnie, więc już się nie mogę doczekać tego Rotterdamu. Co do pozostałych reprezentantów, to ostatnio brakuje im zawsze trochę. Mam nadzieję, że ta zła karta odmieni się w Rio ;). Pozdrawiam!
Mariusz,a jest z tobą żona? może to głupie,ale zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie 5 tygodni bez seksu:) a poza tym…może rzucisz trochę światła na temat seksu przed zawodami,bo o tym na blogu nie czytałem.poza tym z punktu widzenia zawodnika to chyba aktywność wspomagająca trening.
Zawodowiec taki jak Mariusz mógłby nawet i 5 miesięcy się obyć! To właśnie różni zawodowców od amatorów – ci pierwsi nie rozdrabniają się na inne czynności energetyczne, natomiast amatorzy angażują się w trywialne i nieprzemyślane czynności seksualne tracąc w ten sposób energię i większość zdobytej formy. Na tym poziomie wynikowym nie ma drogi na skróty, należy się zdecydować: albo sex albo bieganie w elicie!
5 miesięcy? niezły żart:)adam,nieco parodystyczny ten wpis.mam inne wyjscie: sex i bieganie w elicie.albo wpisanie sobie „trywialne” czynnosci seksualne do dzieniczka treningowego;)
@biegacz
„żono: dzis Skarżyński/DAniels itp zaleca aktywną regenerację w postaci 3o min sexu w strefie tlenowej. Nie możemy przekroczyć tętna 170 aby nie zaburzyć regeneracji. W ramach gry wstępnej rolowanie, używanie the stick oraz oglądanie finiszu szeszłorocznego NY Marathon…….. Pozycje angażujące mięśnie czworogłowe bez obciążania dwugłowców. Może być głośno żebym się przyzwyczaił do ostatnich metrów maratonu i szaleńczego dopingu kibiców….
Nie ma jak troszkę uruchomić fantazję 🙂
Sex to zdrowie oczywiście! Jednak 6 tygodni to nie wieczność. Co też mają powiedzieć marynarze, czy inni opuszczający dom na długie miesiące. Mój wyjazd to przy tym pestka.