Często mówi się, że nawet słabszy start jest lepszy, niż najlepszy trening. Nie wszyscy tak uważają, są wybitni zawodnicy, którzy potrafią budować formę bez startów w zawodach, realizują co najwyżej treningi-testy w czasie cyklu treningowego. Też próbowałem takich wariantów, jednak nie sprawdzały się u mnie kompletnie. System startów kontrolnych, co jakiś czas, działał zawsze najlepiej. Najlepiej te dobrze dobrane, zarówno jeśli chodzi o dystans, jak stawkę rywali oraz trasę.
Photo : Fabienne Nicolas – www.FabienneNicolasPhoto.c
W Belgii rozgrywany jest cykl zawodów przełajowych CrossCup. Biegałem w nich wielokrotnie – u nas możemy tylko pomarzyć o tak zorganizowanych zawodach przełajowych. Trasa, rywale, plusowa temperatura, premie finansowe, licznie zgromadzeni kibice – zawsze święto biegania zarówno przed zawodami, jak po ich zakończeniu. Celebruje się wszystkie etapy krok po kroku. Powitanie, wspólne posiłki, bankiet etc. Genialna sprawa, zawarte znajomości na lata. W takich okolicznościach forma biegowa rośnie znacznie, znacznie lepiej. Człowiek daje z siebie absolutnie wszystko i wraca do domu dużo mocniejszy.
Mój start były przyznam szczerze niezbyt udany sportowo. Przygotowywałem się wprawdzie solidnie przez aż 8 tygodni. Jednak były to przygotowania bardzo lekkie, ogólne, podstawowe, bez przetarć startowych, czy treningowych (opiszę mój wstępny etap treningowy szerzej już niebawem). Zacząłem bieg bardzo rozważnie. Nie trzymałem czołówki z Andym Vernonem na czele. Niestety wpadłem w lukę pomiędzy pierwszą, a druga grupą.
Pierwsza zaczęła z wolna topnieć, jednak nie byłem w stanie doganiać rywali, natomiast od połowy dystansu grupa pościgowa licząca ok 6 zawodników sukcesywnie się do mnie zbliżała. Batalia głównie z własnymi słabościami trwała nieprzerwanie aż do mety. 6 pętli po 1500 metrów, na każdej liczne zakręty, stromy podbieg i jeszcze bardziej ostry zbieg, kilka mniejszych hopek na dalszej części trasy i co okrążenie 3 przeszkody.
Wszystko wpływało na to, ze trasa wcale nie była szybka. Nie było się gdzie rozpędzić. Jednak z drugiej strony twarda i zmrożona ziemia dawała solidne odbicie. Koło do mety 2 rywali zbliżyło się do mnie jeszcze bardziej. Wtedy już biegłem na maksymalnych możliwościach, choć od 3 okrążenia było piekielnie ciężko utrzymać tempo narzucone w pierwszej części dystansu. Czułem, że nie mam mocy, że jestem zwyczajnie niedotrenowany, słaby na tych prędkościach, brak mi sił zarówno w nogach, jak płucach. Postawiłem sobie za cel w żadnym razie nie dać się dogonić, zrobić wszystko, żeby się obronić. Szło mi całkiem nieźle, niestety na finiszu dopadli mnie i mimo prób odparcia, nie byłem w stanie… Skończyłem na 12-stym miejscu. Poza TOP 10, co jest zawsze prestiżowe, a ponadto nieźle premiowane.
Najgorsze zaczęło się jednak po biegu. Wytruchtałem w prawdzie 3 km, ale pod koniec było już po mnie. Rozstrój żołądka, przeciążona wątroba. Na bankiecie było fantastyczne jedzenie, którego nawet nie dotknąłem… Do samego wieczora czułem się fatalnie, odpuściło dopiero po 7 godzinach. Takie są u mnie zwykle uroki pierwszych startów. Startów, w których dam z siebie dużo. Jest to jednak bardzo dobry znak. Organizm powinien teraz zaskoczyć i być znacznie mocniejszy.
Cieszę się, że startowałem w tak dobrych zawodach, za 3 tygodnie kolejna próba, niestety wygląda na to, że będzie to tylko trening test – przetarcie przed obozem w Kenii, po którym Mistrzostwa Polski w przełajach 🙂