Przygotowania do każdego Maratonu kończą się dopiero jak staje się na tzw. „kresce”, czyli linii startu. Treningowo już wszystko zrobione, oczywiście nie były to treningi marzenie, ale generalnie udało się zrobił wiele obiecujących jednostek. Powrót po długiej kontuzji sprawił duży problem z osiągnięciem optymalnej dyspozycji, tu jednak liczyć się będzie coś więcej niż tylko przygotowanie fizyczne. Specyficzny tropikalny klimat ustali zasady rywalizacji. Rywali mamy mocnych, na czele z Brazylijczykami, którzy zarówno w Londynie jak w Moskwie zajmowali miejsca w czołowej 10-tce. Do tego dochodzą Francuzi pochodzenia kenijskiego, medaliści Igrzysk Wojskowych z Rio de Janeiro. Jest też kilku biegaczy z Algierii, Namibii, czy Ekwadoru, którzy legitymują się niezłymi rekordami życiowymi, a co za nimi przemawia, mieszkają w podobnym klimacie.
W Paramaribo jesteśmy od wtorku wieczór. Podróż była całkiem przyjemna, lecąc w dzień droga mija szybko i wygodnie. Od razu po wystawieniu nosa z samolotu uderzył w nas powiew gorąca i wilgoci – tego się spodziewaliśmy, jednocześnie przyszło na myśl – będzie ciężko!
Warunki pobytu i aklimatyzacji są można powiedzieć doskonałe. Mieszkamy w dobrym hotelu, wszędzie jest czysto. Biegamy po osiedlu domków, gdzie porządku pilnuję nie tylko liczne psy, ale również papugi 🙂
Kiedy zbliżyliśmy się do ogrodzenia, żeby przyjrzeć się wielkiej Arze, ta podniosła krzyk, a zaraz po tym pojawił się rodwailer jak z filmu „Zabójcza broń”. Całe szczęście ten był za ogrodzeniem.
Mieliśmy już oficjalne rozpoczęcie, było tak gorąco i duszno, że jeden z uczestników zasłabł, to kolejny sygnał jak jutro będzie ciężko.
W tej chwili dokańczam przygotowanie napojów. Sprawa priorytetowa – chłodne napoje + dodatki węglowodanowo-mineralne mają choć trochę pomóc z przegrzaniem i odwodnieniem. Nie mamy niestety możliwości korzystania z pomocy naszej ekipy przy podawaniu odżywek własnych i ich transportu na miejsce. Mamy tylko nadzieję, że uda nam się je złapać ze stolików i będą odpowiednio schłodzone.
Startujemy o 6:00 czasu lokalnego, więc o 10:00 czasu polskiego. Będzie jeszcze ciemno, ale już o 6:30 w pełni słońce zacznie operować, żeby ok 8:00 osiągnąć ok. 25-27 stopni Celsjusza w cieniu. Maksymalna temperatura dnia na słońcu ma wahać się w granicach 37 kreski, ale to dopiero po południu. Trasa jest łatwa, bo zupełnie płaska, odsłonięta z dżungli do stolicy Paramaribo. Start od mety oddalony jest o blisko 40 km, więc wiatr być może trochę pomoże lub będzie wprost przeciwnie.
Taktyka na beg jest dosyć skomplikowana, bo liczą się nie tylko medale indywidualne, po które sięgnąć będzie bardzo trudno, ale również w grę wchodzi klasyfikacja drużynowa, gdzie mamy większą szansę na sukces, gdyż posiadamy wyrównany, mocny skład. Będziemy walczyć o czołowy lokaty, jednak musimy postępować ostrożnie. Rekord trasy to 2:26, więc każdy wynik poniżej 2:30-2:28 będzie wartościowym osiągnięciem. Przeliczenie się z siłami na początku może skutkować poważnym zwolnieniem w końcowej części, inaczej niż jest to w warunkach klimatu umiarkowanego, gdzie nawet jak „zetnie”, to zwolni się kilka sekund na kilometrze, tu mogą być to dziesiątki sekund.
Pozostaje tylko w miarę przespać noc i walczyć!
Niestety nie mogę załączyć zdjęć – pewnie jakaś zapora tutejszego łącza, a są całkiem fajne – jedno w mundurach poszło już na facebooka 🙂