Było ciężko…, ale wygraliśmy drużynowo Wojskowe Mistrzostwa Świata w Maratonie!
Wyniki (te które zapamiętałem, tak na szybko):
1. Brazylijczyk 2:24…
2. Błażej Brzeziński 2:25.18
3. Namibijczyk
4. Namibijczyk
5. Arek Gardzielewski 2:26.3…
6. ja 2:27.18
7. Michał Kaczmarek
Nasza jedynaczka Olga Ochal była druga lub trzecia z wynikiem 2:43
Na starcie było 28 stopni, na mecie na słońcu 40. Początek był bardzo wolny, każdy biegł asekuracyjnie. Jednak prędkość 3:40 nie była wcale taka komfortowa. Być może powodem była bardzo wysoka wilgotność – dzień i noc wcześniej padało. Trasa była łatwa, punkty z nawadnianiem co 3 km, wszystko szło płynnie. Słońce przysłaniały chmury. Do 25 km biegliśmy całą ok. 30-osobową grupą (półmaraton 1:14:13), kiedy to nastąpił zdecydowany atak Brazylijczyka (7 w tym roku w Moskwie na Mistrzostwach Świata), puściłem się za nim, jednak prędkość 3:10 była zbyt mocna, żeby w tych warunkach kontynuować bieg takim tempem. Moment ten jednak rozerwał grupę na mniejsze, w mojej, drugiej grupie, biegli wszyscy Polacy, dwaj Namibijczycy, Algierczyk i prawdopodobnie Francuz. Tak podążaliśmy przez następne 9 km. To była dla nas bardzo dobra sytuacja. Niestety na 34 kilometrze mięśnie 4-głowy kompletnie odmówiły współpracy, wskutek czego strasznie się męczyłem i zacząłem zwalniać. Ok. 37 kilometra zaczęło się tasowanie, z 10 pozycji na 6, z powrotem na 10-tą, na 40 km byłem 6 i tak już dobiegłem resztką sił do mety. Kiedy wbiegłem na trawę stadionu, gdzie były ostatnie metry, podłoże dosłownie wbiło mnie w ziemię. Byłem wykończony.
Jestem zadowolony z miejsca i przede wszystkim złotego medalu w drużynie. Po południu zakończenie zawodów i dekoracja 🙂
Z Maratonu zdecydowanie zapamiętam jego tropikalny początek – rozgrzewkę i pierwsze 15 km wśród bujnej roślinności – dosłownie dżunglą, kibiców dopingujących na trasie, którzy licznie wyszli ze swoich domów, atak z 25 kilometra i cierpienie na ostatniej 8-mce. W głowie utkwiły mi też 2 drobne osobliwe obrazki – Pan kibicujący razem ze swoim ptaszkiem w klatce i drugi wychylający głowę z hamaka zawieszonego we wiacie przystanku autobusowego – wyglądał jak Bob Marley.
W granicach 28-32 kilometra biegło się fantastycznie, wpadłem wtedy w tzw, rytm maratoński, dosłownie czułem jakby nogi same odbijają się od podłoża, bez mojej ingerencji, szkoda tylko, że nie potrwało to dłużej…
Z pewnością Maraton w Paramaribo, mimo całego wyczerpania pomoże mi w przygotowaniach do wiosennego startu. Organizm przypomniał sobie specyficzny wysiłek i pracę mięśniową. Od stycznia będzie dużo łatwiej trenować na wyższym poziomie. Cieszę się, że wróciłem do gry. Noga trochę się odezwała po biegu, ale mam nadzieję, że czekający mnie teraz lżejszy okres pozwoli na całkowitą regenerację.
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim kibicującym i wierzących we mnie mimo trudnej kontuzji i długiej przerwy, pokładającym nadzieję, że jeszcze uda mi się poprawiać rekordy życiowe i lokaty w dużych imprezach!
Teraz oby w zdrowiu do wiosny…
16 Comments
Super Mariusz! Jesteśmy dumni 😉 teraz będzie tylko lepiej!
gratulacje!
gratulacje dla Ciebie i całej drużyny!
świetnie, że udało się Tobie wytrzymać bieg i wrócić na maratoński dystans.
a scenariusz – jakbym czytał swój wiosenny maraton. tylko było znacznie chłodniej i wolniej, tyle samo stopni, co minut mi „brakowało”…
Gratulacje, to już jest prawdziwy powrót po długiej przerwie, trzymaj się!
To bardzo ważny i bardzo udany start! Super!
Super, gratulacje!
@michal
gratulacje druźynowego mistrzostwa świata !
Mariusz, po pierwsze-gratulacje powrotu do zdrowia i scigania, na tle chlopakow wypadles super!Oby wiosna byla Twoja!!Naprawde szczerze Ci kibicuje, za podejscie, ambicje i upor! Jednak dla mnie Wy nie jestescie żołnierzami, i taka jest prawda, a z tego co widac inne kraje nie przyslaly biegaczy zawodowyh na etatach w wojsku (oprocz tego brazylijczyka).
Wielkie gratulacje Mariusz:)
Konkret!!!
Super, Graty !!!
@Rozpyl
Dziękuję za kibicowanie, miło słyszeć takie słowa, które motywują do dalszej pracy.
Sprawa sportu w wojsku wymaga użycia wielu literek, za co przepraszam 🙂
Jeśli chodzi o to, czy jestem żołnierzem, czy nie, to odpowiedź brzmi – jestem. Przede wszystkim dlatego, że przysięgałem. Nie mam przeszkolenia, żeby dzisiaj wyjechać do Afganistanu, ale w razie potrzeby jestem przygotowany do obrony kraju. Teraz mamy również obowiązki strikte wojskowe: strzelania, musztry, różne szkolenia, regularne służby 1-2 razy w miesiącu.
Jednak w tej chwili moim głównym obowiązkiem jest dbanie o formę i podnoszenie swojego poziomu sportowego, godne reprezentowanie naszego kraju. Armie wielu krajów mają w swoich szeregach sportowców. W Surinamie oprócz tego jednego Brazylijczyka, biegali dwaj dobrzy Francuzi – 2:07 i 2:09 rekordy życiowe, jeden zszedł, drugi poza 10-tką, nie ukończył też drugi Brazylijczyk, który w Londynie i Moskwie był wysoko. Ekwador miał jednego chłopaka, który był 4 w tym roku w Barcelonie. Algierczycy, to arabska krew – tez dobrzy biegacze.
Rzeczywiście w innych krajach niż Polska nie ma w wojsku tak wielu Maratończyków wyczynowych (poza Kenią, Katarem, Marokiem czy Etiopią – Ci tym razem nie przyjechali :)). Druga rzecz, że liczba Maratończyków żołnierzy w Polsce nie jest jakaś wielka – 3 dziewczyny i 6 chłopaków na 38 milionowe Państwo.
Pamiętaj też proszę, że gdyby nie wojsko, w Maratonie nie byłoby w tej chwili takich wyników i szansy na walkę o cokolwiek chociażby w Europie. Być może ja nie biegałbym teraz 2:11, bo przychodząc do wojska miałem 2:13. Moim zdaniem nie byłoby rekordu Polski na poziomie 2:07, a połowa z nas żołnierzy maratończyków skończyłaby już dawno kariery lub rozdrobniłaby się na biegi uliczne i nie byłoby takich wyników jakie są, ponieważ w Polsce nie ma nigdzie indziej szans na rozwój kariery biegowej.
Istotne jest też w tym miejscu to, że po zakończeniu karier zawodniczych większość z nas zostanie w wojsku do pracy w jednostkach, na stanowiskach czasem zupełnie nie związanych ze sportem.
Sport jest brutalny, ile mamy przykładów mistrzów, którzy po zakończeniu karier bardzo źle kończą. Nagle z wysokiego poziomu, kiedy kończysz trenować, trzeba radzić sobie samemu, a tu masz 35-40 lat i zero doświadczenia zawodowego, czasem zero wykształcenia. Wojsko daje możliwość rozwoju i godnego życia, kiedy sport już się kończy. W czasie służby sportowej już jesteśmy przygotowani do pracy.
Jako żołnierze sportowcy musimy iść na kompromis dzieląc imprezy wojskowe z cywilnymi, które są dla nas czasami ważniejsze z wielu względów, jednak w jakiej dziedzinie życia nie ma kompromisów? Całe szczęście nasi przełożeni odpowiednio nas kierują i oba cele udaje się jak dotąd godzić.
Liczę na zrozumienie…
Kibicować „naszym” i być dumnym ze zwycięstwa po zawodach – to dzisiaj rzecz niespotykana w innych dyscyplinach ;). Super występ po powrocie do zdrowia! Mega gratulacje i pozdrowienia z Poznania. Oby forma rosła (a tym samym ilość wpisów na blogu :p)!
Z waszego punktu widzenia i z punktu widzenia polskiego maratonu jest to słuszna droga i zapewnia Wam dobre warunki zabezpieczające cały proces treningowy, dająca spokój
i jakiś tam komfort przygotowań. I każdemu z Was naprawdę kibicuje, nie ma tu jakiejkolwiek zawiści, zazdrości, nie boli mnie też to co boli wielu- niby marnotrawione publiczne pieniądze, ja pracując w wojsku patrze na to inaczej. Generowane codziennie
zwolnienia lekarskie trwające miesiącami, a jest ich mnóstwo- są prawdziwym problemem, a Wasze etaty uczciwie wypełniane na jasnych warunkach na pewno nie.
Nie chce jednak do końca wierzyć Mariusz, o tych szkoleniach, strzelaniach i służbach o których piszesz- znając Twoja sytuacje(mieszkanie w Warszawie) musiałbyś praktycznie 2-3 dni w tygodniu spędzać w Poznaniu, a w to jakoś trudno mi uwierzyć 😉 Nawet z treningowego punktu widzenia.
Osobną kwestią ( moim zdaniem mającą wpływ na odbiór waszej grupy) jest to, że na etacie w wojsku jest Ukrainka, dla mnie osobiście jest to nieporozumienie i przesada. Zaraz ktos powie, że ma obywatelstwo polskie, ale chyba nie o to w tym chodzi.
Piszesz też o nadziejach związanych z praca w wojsku po zakończeniu biegania- szczerze wątpię, że większość z Was zostanie, jestem nawet prawie pewien, że będzie to tylko Michał KACZMAREK który ma stopień podoficerski, dla szeregowych będzie to bardzo ciężkie, ustawę pragmatyczną zakładam, że znasz, więc zdajesz sobie sprawę o warunkach przejścia do korpusu podoficerskiego, nie mówiąc już o samej specyfice pracy. Ale to już materiał na inną rozmowę 😉
Pozdrawiam i życzę zdrowia
@Rozpyl
Właśnie jestem na L4 🙂
To jednak dlatego, że po schodach chodzę tyłem, a w Klubie mamy teraz codziennie odprawy i szkolenia. Jednak to dopiero mój trzeci tydzień na zwolnieniu w tym roku, na 6 miesięcy leczenia nogi.
Mam też niedługo awansować na starszego 😉
Wtrącając swoje 3 grosze. Jako mieszkaniec Poznania jestem zachwycony, bo nic bardziej mnie nie ucieszyło niż sytuacja, w której (de facto w dzień wyjazdu na wakacje) spotkałem Henryka Szosta biegnącego moją ulicą. Gdyby nie wojsko, to pewnie by tam nie zawitał ;). Ciebie Mariuszu, jeszcze nie widziałem, ale kto wie, kto wie :D. Pozdrawiam