W tym wyjątkowo „dziwnym” sezonie Mistrzostwa Polski w Maratonie w Dębnie dają szansę na odrobinę normalności – bieg i ściganie jak niegdyś. Szansę na walkę o tytuł Mistrza Polski i kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie.
W moim przypadku, jako 3-krotnego, w tym aktualnego v-ce Mistrza Polski w Maratonie to spora szansa. Kwalifikacja to rzecz o niebo trudniejsza, ale jestem przekonany, że przy odpowiednim przygotowaniu, szczęściu do warunków atmosferycznych i doskonale poprowadzonego biegu jest cień szansy.
Niestety nie tym razem. Od końca kwietnia borykam się z urazem, który nie pozwala mi rozwinąć skrzydeł. Bieganie w I i II zakresie intensywności nie sprawia problemu, jednak kiedy próbuję biegać szybciej pojawia się ból i spore napięcia mięśniowe w okolicach lewego pośladka i uda, czasem łydki i Achillesa. Sierpniowe i Wrześniowe łagodne przygotowania doprowadziły do tego, że z początkiem października udało się krótkim czasie zrobić szereg bardzo dobrych treningów. Zaczęło się jeszcze we wrześniu od 10×1 km po 3:02, dalej była 30-stka po 3:49, zabawa biegowa 20×300 m i tempo 5 km(3:04) + 2 km(3:03) + 1 km(3:00). To wszystko było wprawdzie namiastką treningu maratońskiego, ale dawało nadzieję na coś znacznie większego.
W tej chwili od prawie 4 tygodni trenuję „w kratkę”. Spokojne bieganie nie powoduje dyskomfortu, próba przyspieszenia powoduje ból, więc po kilku takich seriach przeplatanych dużą ilością wizyt fizjoterapeutycznych i lekarskich musiałem z przykrością odpuścić dalszą walkę. Zwyczajnie czasu jest zbyt mało, aby solidnie się przygotować na cele, które mnie interesują. Trzeba skupić się na zażegnaniu problemu – znalezieniu rozwiązania i spokojnemu przygotowaniu się do ostatniej – wiosennej próby.
Nie mogę realizować swoich marzeń, jednak równolegle dzieje się coś, co daje nawet większe rokowania na sukces, a mianowicie praca z moją podopieczną Anną Bańkowską(Gosk), która w tej chwili jest w coraz lepszej dyspozycji. Niestety kwiecień, maj i czerwiec miała jeszcze gorsze niż ja. Walczyliśmy z urazem stopy, następnie przez lipiec, sierpień i wrzesień z powrotem na poziom sportowy, z którego można podejmować próbę przygotowania się do walki o równie wysokie cele, jak moje. Ania jest zgłoszona na Mistrzostwa Polski w Dębnie 6 grudnia i tam zamierzamy zmierzyć się z rywalkami i czasem 2:29:30, który jest kwalifikacją olimpijską. Więc być może tytuł „Dębno w tym roku nie dla mnie” wcale nie jest do końca trafiony…
W tej chwili jesteśmy w Jakuszycach i o ile moje przygotowania polegają na leczeniu urazu, to Ania wykonuje potężną pracę, gdzie już trzeci tydzień będzie oscylował w granicach 200 km.
Staramy skupiać się na zadaniu, poprawiać każdy drobny szczegół biegowego rzemiosła. Ja jako trener dużo uczę się na każdym kroku. Wiele analizuję, przerabiam w głowie i na papierze wiele wariantów. Notuję, to co się dzieje, aby mieć możliwie najlepszy obraz do kontroli treningu i planowania na przyszłość. Mamy świetne materiały z ostatnich miesięcy treningu i niedawnych badań wydolnościowych w SportsLab, co pozwala dostosować obciążenia do aktualnej dyspozycji i poznać organizm zawodnika.
Znamy już sporo dobrych i słabych stron, staramy się je sukcesywnie poprawiać. Wiele można zrobić od zaraz, wiele musi być rozłożone w czasie, niektóre zostawione na kolejny okres wstępnego budowania formy. W tej chwili trzeba skupić się na środkach i metodach specjalnych, bo zostało nam niespełna 5 tygodni. Formy jeszcze nie ma, jednak jest duża szansa, że będzie ona na czas. Wiele aspektów porównuję ze swoimi przygotowaniami i Ani zeszłorocznymi przed Frankfurtem, gdzie pobiegła 2:34.57. Tam, w ostatnich miesiącach trenowała znacznie mniej. Miała organizm mniej przystosowany do potrzeb Maratonu.
Jestem szalenie ciekaw piątkowego treningu na drodze do Świeradowa za Zakrętem Śmierci. Plan jest ambitny, bo być może pokona nawet ponad 20 km w tempie około maratońskim. To będzie tzw. trening obozu i całych tegorocznych przygotowań. Wiele wskazuje, że jest go w stanie wykonać i jak mówi się wśród trenerów i zawodników „przerobić”, czyli organizm zaakceptuje wysiłek, dostosuje się do potrzeb i będzie po nim znacznie silniejszy.
Do dopracowania mamy szereg niezwykle ważnych aspektów jak nawadnianie, przyswajanie żeli energetycznych, ostateczny wybór butów na start. Wszystko to zaczyna coraz lepiej funkcjonować. Na najbliższy tydzień klarują się też warunki atmosferyczne, które w październiku były niezbyt sprzyjające, ponieważ wiele treningów trzeba było zrealizować w deszczu, czasem skracać lub przekładać, bo zbyt częste bieganie w takich warunkach, osłabia organizm. Z drugiej jednak strony również go wzmacnia!
Mam nadzieję, że jeszcze powalczę wiosną o Tokio, o ile to w ogóle się odbędzie… Ogień ciągle płonie, wewnętrzny głos pcha mnie na trening, ostatnio częściej do lekarzy i fizjoterapeutów, ale to w wyczynowym świecie rzecz normalna. Nie wymagam od siebie zbyt wiele. Z moim stażem treningowym już tylko mogę i chcę, a nie muszę!
Tradycyjnie życzę Wam dużo szczęścia w Waszych przygotowaniach i dbaniu o zdrowie!