Co tu więcej zostało? Tylko czekać i wierzyć!
Wierzyć w to, że mimo różnych trudności we Wiedniu po prostu, jak to się kolokwialnie mówi, „będzie się biegło”.
Z drugiej strony co to byłaby za przyjemność, gdyby wszystko przychodziło łatwo, podane jak na tacy.
Cieszę się, że zbliża się niedziela, kiedy rankiem znowu stanę na starcie przed wielką przygodą i wielkim wyzwaniem. Już od dawna układam sobie w głowie jak będzie. Jest to już mój piąty maraton w tym drugie we Wiedniu, więc wiem z grubsza co mnie czeka. Na początku adrenalina, niepewność oraz walka z rywalami i własną słabością. Początek będzie jak zwykle trochę nerwowy, szukanie swojego miejsca w stawce, próba sił. Później musi zapanować spokój. Spokój jak najdłużej tylko się da. Kolejne punkty odżywcze, równe tempo w jak najdłużej prowadzonym biegu – tego tylko mi trzeba. Oby dotrwać jak najmniejszym nakładem sił do decydującego fragmentu trasy, oby znowu nie biec samemu, żeby móc schować się choć trochę od wiatru i nie dźwigać ciężaru prowadzenia. Pokonać ten lekki podbieg na 36 kilometrze przy wybiegu z Prateru, który w ubiegłym roku zabrał mi moje cenne sekundy. Tylko dotrwać w dobrym czasie do 37 km, potem już nawet bez sił da się dobiec z dobrym wynikiem. Pogoda ma być w weekend dobra, mam nadzieję, że podobna do ubiegłorocznej. Myślę, ze mimo wszystko jestem lepiej przygotowane, na pewno bardziej „objegany” – na ile to wystarczy…? sam nie wiem – zobaczymy w niedzielę, oby jak najkrócej po 11-stej.
1 Comment
Oby się biegło…ja bym dodał do tego słowo „dobrze”. Mam nadzieję, i pewnie jak cała grupa Twoich kibiców, że będziesz wbiegał szczęśliwy na metę…z nowym rekordem!
Minął rok od tamtego rekrodu – czemu by go nie poprawić. Fajnie by było po roku znów przypomnieć Tobie o konieczności zmiany rekordu życiowego na nowy 🙂