Kończy się pierwszy miesiąc roku, a zarazem początek ukierunkowanych przygotowań do kwietniowego Maratonu. Pierwsze dni były bardzo udane, przebiegłem kilka biegów w crossie, 400-setki i tysiące na dobrym poziomie. Pod koniec pobytu w Albufeirze niestety dopadła mnie tamtejsza angina i nie udało się zrealizować treningu do końca. Po powrocie do Warszawy spadł śnieg i przyszły duże mrozy, szybsze treningi trzeba było przenieść do hali, wybrałem się do Łodzi, na bardzo dobrej bieżni treningowej „na tzw. dechach” – zrobiłem 5 dwójek i szybszego tysiąca, było nieźle, choć nie jest to jeszcze oczekiwany poziom – średnia 3:07, to nic specjalnego, pocieszający był tysiąc na koniec w 2:53. 2 dni temu na bieżni mechanicznej zrobiłem dłuższy bieg ciągły w II zakresie intensywności. Nuda, ale można spokojnie popatrzeć sobie w oczy w fitnesowym lustrze i pogadać na spokojnie ze sobą… Wcześniej udało się też zrobić 400-setki na odśnieżonej prostej w lesie Bemowskim, a tekże kilka dłuższych wybiegań i jedne długie podbiegi na trasie Orlen Maratonu i Agrykoli. Dzisiaj rozbieganie zakończyłem 150 metrowymi przebieżkami w garażu podziemnym. Objętość treningowa nie jest jeszcze imponująca, jednak nie jest źle. Warunki treningowe niestety nie rozpieszczają.
Jest duży postęp, szczególnie siłowo i jeśli chodzi o wydolność tlenową. Dużo jeszcze pracy i mam nadzieję, że nieśmiałe przebłyski lepszego samopoczucia staną się niebawem normą, ale na to czasu jest jeszcze dużo. Zostało 11 tygodni do Maratonu…
Sorry, ale taki mamy klimat 😉