Nie zapeszając Nowy Rok zaczął się znacznie lepiej od całego poprzedniego. Być może będzie czas jeszcze o tym powiedzieć, ale sportowo o 2020 lepiej zapomnieć.
Mało ostatnio pisałem o swoim bieganiu, bo w zasadzie cała uwaga skupiała się na leczeniu kontuzji (w liczbie mnogiej). Być może dlatego, że było to nawarstwienie urazów, które to wpływają na siebie, wyjście na prostą trwa tak długo, inna sprawa regeneracja nie jest już taka jak kiedyś 🤷🏻♂️
Nie poddaję się jednak i próbuję z pełnym zaangażowaniem. Serce i głowa ciągle chcą walczyć – ścigać się ze sobą i rywalami. Mam też jeszcze coś do zrobienia. Czuję, że wydolność jest ciągle bardzo dobra💪
Stymulują ją ciągle między innymi imitacją pobytu lub treningu w górach. Tu warszawska Air Zone i 2800 m n.p.m. Śpię też często w namiocie hipoksyjnym, żeby budować silną krew.
W poprzednim tygodniu przebiegłem 107 kilometrów, do tego sporo godzin rehabilitacji w tym różnego rodzaju ćwiczeń wzmacniających – nawet przysiady ze sztangą 40 kg, więc trening też przy okazji idzie! Wcześniej było blisko 80, 3 wcześniejsze 50-60 km. Można więc powiedzieć, że wystartowałem.
Czekam lekko zdenerwowany na wynik niedawnego rezonansu magnetycznego, który pokaże, jak goi się dwugłowy i przywodziciel. Ciekawe jest swoją drogą poszukiwanie rozwiązań urazów. Mimo 26 lat doświadczenia ciągle uczę się nowych rzeczy – może przyda się to niebawem w „trenerce”.
Tymczasem ciągle z ostrożnością i starannością wracam do pracy. Dzisiaj w planie krótka zabawa biegowa z 2 szybszymi odcinkami. Przechodzę już do systemu treningowego, a nie jak w całym 2020 robieniu tylko tego, na co można sobie pozwolić z uwagi na urazy 🙂