Piszę podsumowanie od środy, słabo mi to idzie :), ale dużo się działo, więc troszkę na raty.
Co bym nie napisał, to poniższe zdjęcie oddaje najlepiej moje uczucia i fakt, jak ostatnie tygodnie przełożyły się na formę.
Jechałem na obóz dosyć dobrze przygotowany „tlenowo”, czułem, że nie jest źle również „tempowo”, jednak 30:56 z Gdańska (początek sierpnia) nie napawał optymizmem.
23 dni w górach o wysokości 1800 m n.p.m., krystalicznie czyste powietrze. Bieganie, ćwiczenia, sen, jedzenie, odnowa, odpoczynek – POTRENOWAŁEM. Nakarmiłem duszę pięknymi widokami.
550 km, 122 km pod drugim zakresem, 32 km dobrego tempa.
Pojechałem na obóz sam, zostawiłem żonę w zaawansowanej ciąży, potrzebujące obecnością obojga rodziców dziecko. Dlaczego? Po raz kolejny, żeby realizować marzenia, które niestety wymagają wielu poświęceń i wyrzeczeń, czasem palenia mostów. Samotne podróże nie są łatwe, pobyty w pojedynkę również, ale nie miałem wyjścia. Całe szczęście znalazły się „bratnie dusze”, których w Sankt Moritz nie brakuje, ponieważ to miejsce magiczne – absolutny biegowy raj.
Rafał Herman(po prawo) – kolega z grupy na AWFie, Triathlonista – IronMan z sympatycznym Trenerem
Z wesołą ekipą „młodej fali” na Passo del Bernina
Pierwszy tydzień aklimatyzacji wyglądał od razu dość dobrze, choć nie zrobiłem nic poważnego. W drugim siła biegowa i tysiące – bardzo szybko i na luzie, już wtedy wiedziałem, że jest „dobra karta”, po 2 dniach 34 km z przyspieszanie w trakcie i 190 km tygodniowej objętości, następny tydzień luźniejszy – tylko jeden poważny trening 4 x 3 km po 3:07. Na tej wysokości to dobra robota. Skończyłem mocno zmęczony. Tydzień zakończony 26 km po 3:39. Całość tygodniowa 185 km. Wcale nie tak dużo, ale musiałem w pewnych momentach skracać popołudniowe truchtanie. Zamiast tego sprawność – dużo rozciąganie, stabilizacji – to wszystko żeby utrzymać zdrowie.
Ostatnich kilka dni przed wyjazdem już tylko rozbiegania i raz 400-setki. 10 sztuk. Miało być po 69-70, a ruszyłem w 65 sekund i w kolejnych powtórzeniach nie wiele wolniej. Końcówka już na spokojniej, ale nie było sensu biegać aż tak szybko… Trening ten nastroił mnie bardzo pozytywnie.
Cały wyjazd nie wiedziałem co zrobić z Półmaratonem. Czy startować po ciężkiej podróży. Czy dam radę to wykorzystać jako najlepszy trening do Maratonu? Wahałem się. Jednak ostatecznie zdecydowałem, że spróbuję. Bez żadnych zobowiązań i deklaracji. Wystartuję i zobaczę co będzie.
Podróż powrotną ze Szwajcarii miałem niestety trudną. Od zjazdu z gór do Chur zaczęło padać deszcz, bardzo rzęsisty. W Niemczech zaczęły się korki, objazdy. Zamiast 8 h z Sankt Moritz do noclegu w Zgorzelcu zrobiło się w sumie z postojami 12 h. Czas leciał szybko. Najpierw audiobook z książką Beaty Sadowskiej „I jak tu nie biegać’ Następnie „Bez Litości” Dr Bertrand i jego skuteczne metody treningu mentalnego. Świetnie się tego słuchało. Pani Sadowska z pasją o bieganiu, szczególnie podobał mi się fragment z dopingowaniem na trasie – wzruszyłem się :), Dr Bertrand i jego metody – super sprawa – sama prawda. Wiele rzeczy stosuję, choć nie wiedziałem, że tak jest w teorii :). W piątek jeszcze droga ze Zgorzelca do Warszawy. Udało się zrobić drzemkę, dobrze zjeść, po południu po numer startowy i do Fozjoperfekt Szczepana Figata na „przegląd techniczny”. Dowiedziałem się międzyczasie jak będzie wyglądał bieg – pozytywna informacja – Artur Kozłowski ma biec spokojnie na ok. 64 minuty. Wcześniej była informacja, że bieg jest prowadzony dla Marcina Chabowskiego na 29:20-29:30 10 km
Później 12 km spokojnego biegu z przebieżkami 100 m, 200 m, 300 m. Nie biegałem – fruwałem. Czułem, że jest genialnie – jak za najlepszych czasów. Nie podniecałem się zbytnio, zwalniałem co chwilę, ale tylko się zamyśliłem, a nogi niosły po 3:50 bez wysiłku na HR poniżej 130 – forma. Wyczułem wiatr – południowo-wschodni, czyli korzystny odnośnie następnego dnia(od 13 do 20 km na trasie Siekierkowskiej). Wieczorem do szpitala z żoną na kontrolę (usnąłem na korytarzu podczas badania KTG J ).
Sobota była już znacznie spokojniejsza. Rano rozruch (muszę trzymać kilometraż, w końcu Maraton już za 3 tygodnie). Na śniadanie, obiad i podwieczorek tylko sprawdzone produkty spożywcze.
Podzielę się z Wami co ja jadłem i czułem się doskonale, a jestem bardzo wrażliwy:
8:00 śniadanie: bułka żytnia, dżem, miód, biały ser, banan, herbata
10:30 rozruch
11:30 odżywka węglowodanowa mała porcja
13:00 obiad: rosół z makaronem, po 30 minutach ryż z kurczakiem z rosołu (kurczaczek od Cioci)
17:00 podwieczorek: bułka jasna, masło, dżem, kawa
18:30 dwa herbatniki
przez cały dzień woda ok 2,5 l
20:30 START w trakcie 2 żele energetyczne ok. 9 i 15 km
21:35 odżywka węglowodanowa 0,5 l
22:00 odżywka białkowo-węglowodanowa 0,7 l
22:30 kolacja makaron, ryba gotowana, sałata, sok pomarańczowy 0,5 l (bankiet)
24:00 jogurt 250 ml.
Zawody relacja:
Na bieg pojechałem o 18:45, na miejscu chwilę po 19-stej. 40 minut spokoju i na rozgrzewkę. Pierwsze wrażenie dość ciężkie nogi i niestety zorientowałem się, że wiatr zmienił kierunek. Nie niestety pierwsza część trasy będzie łatwiejsza. Wystartowaliśmy o 20:30, dosyć spokojnie. Pierwszy kilometr ok. 2:59. do 5-tego orientowaliśmy się z oznaczeniami trasy, które nie były precyzyjnie rozstawione, co utrudniało wejście w dobry rytm.
Marcin Chabowski, który miał biec w tempie ok 2:56/km dopiero na 6-stym kilometrze oderwał się wraz z prowadzącym bieg – pacemakerem Kosmasem Kievą. Zegar pokazał nam międzyczas ok. 15:40 na 5 km, ale wiedzieliśmy, przebiegliśmy ten dystans poniżej 15 minut. To szybko, bo na poniżej 1:03:30. Od 6-tego kilometra ustaliliśmy współpracę. Co kilometr. Najpierw pobiegł Adam Nowicki, później ja, dalej Artur Kozłowski. 10 km ok 30:00, może lekko powyżej. Zmieniamy się regularnie. Trasa jest bardzo dobra – dobrze oznaczona, szeroka, asfalt równy, niezbyt wiele zakrętów, wiele punktów z wodą i izotonikami, ja mam jednak swoje 2 żele rozpuszczone w wodzie.
Kilometry uciekają szybko, czuję się bardzo dobrze. Mam wrażenie, że na swoich prowadzeniach nawet lekko przyspieszam. Oczekujemy 13-stego kilometra, gdzie miało zacząć się pod wiatr. Całe szczęście wiatr zmniejszył swoją siłę i nie była to tak wielka przeszkoda jak choćby godzinę temu. Do 18-stego kilometra zmieniamy się, później Artur bierze na siebie ciężar prowadzenia. Tempo od wspomnianej 13-stki lekko spadło. Były kilometry nawet po 3:08. Mam ciągle uczucie względnego komfortu, nogi pracują dobrze, oddech jak to po dobrze przetrenowanych górach cichy i miarowy. Po 19-stym kilometrze Artur przyspieszył, niezbyt mocno, ale jednak odpuściłem. Gdzieś w głowie miałem wyryte, że nie mogę tego dnia dać z siebie wszystkiego. To zbyt długi dystans, zbyt mało czasu do Maratonu. Lekko odpuściłem, ale ciągle trzymałem dobre tempo (ok 3:02-03 / km. Adam z kolei lekko został za mną. Na nawrotce ok 19,5 km złapałem się płotka ogrodzeniowego i chyba go przewróciłem…\
Ostatni kilometr to doping dla Adama z samochodu technicznego, wiele osób informuje mnie o przewadze, mobilizuje do wysiłku na końcowych metrach. Czuję, że kontroluję sytuację, bo mam jeszcze sporo zapasu na finisz. Czekam do ostatnich 300 metrów i mocno przyspieszam, nadspodziewanie, mimo już zmęczonych nóg biegnę bardzo szybko – niesie mnie forma – to doskonałe uczucie. Ostatni zakręt, widzę metę i zegar. Jest powyżej 1:04, ale następna cyferka to 1. Czuję się szczęśliwy, bo to fantastyczny wynik jak na to, co prezentowałem choćby w początku sierpnia. Wbiegam z czasem 1:04.30, to tylko 13 sekund wolniej niż mój rekord życiowy – uzyskany w doskonałych warunkach, w idealnie prowadzonym biegu, gdzie pobiegłem na maksimum moich możliwości.
Później mnóstwo gratulacji i dekoracja – fantastyczne chwili. Na podium cieszyłem się jak dziecko 🙂
Myślałem sobie – teraz się tylko zregenerować i podtrzymywać. 2 Trudne treningi, jeszcze niespełna 2 tygodnie objętości i podczas Maratonu Warszawskiego może być pięknie!
3 Comments
Ze wszystkich sił i szczerego serca trzymam kciuki – niech noga podaje i dopisuje zdrowie !
Czekam na ten dzień !
Pozdrawiam !
Dobry, optymistyczny tekst. Dużo absorbujących zdjęć z okresu obozu, Z całego serca życzę
Wymarzonego występu i Wybitnego Wyniku podczas Maratony Warszawskiego:)!
Pozdrawiam, Góral z Nizin:)
Dziękuję serdecznie Panie Marcinie!