W niedzielę zakończyły się oficjalnie kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Maratonie (ostatnia szansa na pobiegnięcie Maratonu). Niestety ich poziom nie był w tej Olimpiadzie (to 4 letni okres przygotowań do Igrzysk Olimpijskich, czyli imprezy zwieńczającej trening) oszałamiający.
W ostatnich 2 latach, kiedy to można było uzyskiwać polskie normy kwalifikacyjne, uzyskałem 4 wynik – 2:12.40, a trzeci jeśli bierzemy pod uwagę aktualny rok 2:14:43.
Do Kadry Olimpijskiej zakwalifikowali się Artur Kozłowski, który po fantastycznym biegu wygrał Orlen Warsaw Marathon i uzyskał wskaźnik 2:12.30, który był tylko dla jednej osoby – dla Mistrza Polski. Wszyscy inni musieli uzyskać 2:11:30 (w innych Maratonach, gdzie podejmowali próbę w terminie 1.01.2015-24.04.2016). Z tej drugiej zasady skorzystał Heniu Szost, który w ubiegłym roku „nabiegał” 2:10.11, a w bieżącym potwierdził dyspozycję w niedzielę, odradzając się po nieudanym zimowym treningu.
Mimo, że trudno było oglądać jak inni walczą, stojąc przy barierce (dzięki Tomek za zdjęcie!) bardzo się cieszyłem z przebiegu rywalizacji!
Byłem na trasie zarówno 10 kilometrów, jak podczas Maratonu. Zdecydowana większość biegaczy walczyła bardzo podobnie jak czołówka. Widać było, że dają na trasie całe serce! Samą przyjemnością było wspieranie dopingiem, co jak sam wiem z doświadczenia bardzo, ale to bardzo pomaga.
Dla wyczynowców biegnących w czołówce Maratonu był to wielki sukces – dwóch pierwszych Polaków na tak dużej imprezie, to fantastyczne zakończenie. Oby tak już zostało w kolejnych Maratonach 🙂
Swoją drogą Artur już w 2012 roku powinien jechać na Igrzyska do Londynu, gdzie uzyskał wynik o blisko minutę lepszy (2:10.58) niż w tym roku (2:11:54), tamtejsze eliminacje były jednak szaleństwem jeśli chodzi o ich trudność, a także uzyskane wtedy wyniki.
Mój czas z 2012 roku (2:11.20) również zapewniłby mi dzisiaj udział w Maratonie w Rio de Janeiro 2016 – w sporcie trzeba mieć jednak jeszcze szczęście i jak widać, nie liczyć jedynie na własne siły, ale też trafić w odpowiedni moment. Dlatego nie poddaję się i czekam na własny 🙂
Szczerze mówiąc zgodnie z przysłowiem „nadzieja umiera ostatnia” liczę jeszcze po cichu na jakiś cud. Wiem, że to kompletna abstrakcja, ale gdzieś tam głęboko przewija mi się przez głowę myśl: może zadzwonią i powiedzą: masz 3 wynik – jednak bierzemy trzech. Ot coś jak Pan Trener Adam Nawałka pewnie w ostatniej chwili przed Mistrzostwami Europy we Francji uszczęśliwi nie jednego… Taką szansę dostałem w 2010 roku przed Mistrzostwami Europy w Barcelonie i uważam, że nie zawiodłem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i kibiców Królowej Sportu.
Oczywiście szansę na kwalifikację wg. obowiązujących przepisów ma jeszcze Yared Shegumo, o ile do 30.04, czyli do najbliższej soboty, uzyska w półmaratonie czas poniżej 1:03:30. Z tego co jednak wiemy, ma uraz, który nie pozwolił na start najpierw w Łodzi, a później za tydzień w Warszawie.
Tak to jest. Jedni przegrywają z kontuzją, inni z infekcjami, inni trenują zbyt mocno i na imprezę główną nie są w maksymalnej formie. Zazwyczaj jednak jest tak, że każdy z elementów odgrywa pewną rolę. U mnie na czoło zdecydowanie wysyła się to trzecie, jednak dwa pierwsze czynniki również zrobiły swoje.
Gdyby przygotowania do Maratonu były takie proste, to każdy by uzyskiwał wysokie wyniki, a tym czasem mój 5 wynik w karierze, uzyskany w tym roku w Rotterdamie, w moim odczuciu wynik słaby jak na moje możliwości i tegoroczne samopoczucie – 2:14:43 daje w tej chwili przyzwoite 20 miejsce w Europie, a przypomnę, że największe wiosenne Maratony już za nami. Moja życiówka byłaby w tych zestawieniach wynikiem nr. 5!
Nie pisałem wcześniej wiele na blogu o doping, oczywiście same wyniki nie mówią wszystkiego, ale wydaje się, że „Świat” w tym roku ostro wyhamował (może poza Londynem i wynikami pierwszych 2 biegaczy)…
Jeśli Sebastianowi Coe przewodniczącemu IAAF (Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych), który rzucił w drugiej części poprzedniego roku wyzwanie problemom niszczącym „moją” lekkoatletykę tj dopingu i korupcji, jeśli zawodnicy wygrywający duże Maratony zaczną biegać i walczyć ze zmęczeniem, jak powinno to mieć miejsce, a nie mówiąc kolokwialnie: „fruwać”, to powieszę sobie Jego zdjęcie w moim pokoju i to wcale nie z wygranych Igrzysk Olimpijskich!
Co do mojego biegania. Minął mi już okres przygnębienia, które w naturalny sposób ma miejsce po nieudanym starcie i zawiedzionych nadziejach. Wczoraj, czyli po 16 dniach po Maratonie pobiegłem trening test, żeby zobaczyć jak funkcjonuje mój organizm. Było to umiarkowanie lekki dla mnie trening, który polegał na przebiegnięciu 15 kilometrów w tempie szybkiego wybiegania (w polskiej szkole to taki lekki II zakres). Podobnych treningów od stycznia do Maratonu zrobiłem około 18-20stu i to najczęściej między 24, a 30 km. Ich średnia wynosiła ok 3:35. Tak też pobiegłem wczoraj. Mleczan po biegu wyszedł 1,4 mmol/l, czyli właściwie – czysty tlen. Samopoczucie było naprawdę dobre, jednak średnia częstości skurczów serca, była wyższa o uwaga! – 12 uderzeń na minutę! Wyobraźcie obie jak teraz zmęczone jest jeszcze moje serce. Druga sprawa, to dzisiaj od rana łapią mnie skurcze i mam ścięgna Achillesa napięte jak struny.
Proszę Was – dbajcie o regenerację po Waszych startach. Nie biegajcie w ciągu 2 miesięcy 3 Maratonów, co wcale nie jest moją przesadą, a częstym faktem dla biegaczy walczących o tzw. Koronę Maratonów. Maraton to fantastyczny bieg i niesamowita przygoda, ale to też duże zmęczenie dla naszych organizmów. Aby to było zdrowe i na długo, trzeba zachować umiar!
13 Comments
W sumie mogliby Pana wziąć na IO. Waleczny jest Pan wyjątkowo. Ja jakbym decydował to miałby Pan na luzie wyjazd na RIO gwarantowany.
Jeśli trzech zawodników miałoby jechać do Rio, to zasłużyłeś na to trzecie miejsce. Yared’a też szkoda – szkoda, że nie jest w pełni zdrowia i nie mógł zasłużyć na wyjazd. Fajnie byłoby gdyby jednak zadzwonili ;).
Co do regeneracji i biegania kilku maratonów – ciekawe co na Twoje rady powiedziałby Yuki Kawauchi ;).
@FilipO
No ale to chyba Jared bardziej zasłużył. Nawet jak ma kontuzję, to do Rio może ją wyleczyć. Nie rozumiem trochę jak można pisać, że ktoś zasłużył, skoro nie zbliżył się (z całym szacunkiem) do ogłoszonych wymogów wynikowych? Na Orlenie można było zobaczyć bezpośrednią rywalizację zawodników i porównywanie wyników uzyskanych w innych warunkach (raczej komfortowe warunki w Rotterdamie w porównaniu z Warszawą) jest nie na miejscu. Sądzę, że na tę chwilę uczciwie byłoby wysłać tylko dwóch zawodników (no i trzy zawodniczki) z Polski.
Mariusz
zatem byłeś do 2 stronie mocy jako kibic 🙂
Fajnie.
Co do:
„Proszę Was – dbajcie o regenerację po Waszych startach. Nie biegajcie w ciągu 2 miesięcy 3 Maratonów, co wcale nie jest moją przesadą, a częstym faktem dla biegaczy walczących o tzw. Koronę Maratonów. Maraton to fantastyczny bieg i niesamowita przygoda, ale to też duże zmęczenie dla naszych organizmów. Aby to było zdrowe i na długo, trzeba zachować umiar!”
zgadzam się, ja sobie odpoczywam 2 tydzień po łódzkim maratonie. Co prawda, też psychicznie, bo niedosyt czuję mimo życiówki i przesyt samym bieganiem.
„Tak to jest. Jedni przegrywają z kontuzją, inni z infekcjami, inni trenują zbyt mocno i na imprezę główną nie są w maksymalnej formie. Zazwyczaj jednak jest tak, że każdy z elementów odgrywa pewną rolę.”
oj tak. Zazwyczaj to jest kilka czynników, które łączą się na słaby wynik. Jeden czynnik jest decydujący, ale bywa ich kilka.
Lecek, ja bym wolał jechać do Rio i może Filip też – to są tylko życzenia 🙂 , a wg. zasad, które ustalił przecież sam Związek, jechać powinni tylko Heniu i Artur.
Pamiętaj, że 6 lat temu dostałem szansę i myślę, że plamy nie było. Lubię biegać w upale i zawsze szło mi to dużo lepiej niż konkurencji.
Jeśli Yared rzeczywiście ma kontuzję i nie da rady się odpowiednio przygotować, to mogę sobie myśleć – a może jednak mnie znowu wezmą… czemu nie?
Przecież jesienne zasady już nie obowiązują, więc obowiązuje minimum IAAF, a ja mam w tym roku 3 wynik i jestem zdrowy. Dla IAAF mam 2:12.40, a to będzie na Igrzyskach wynik lepszy od większości startujących.
Mariusz,
1.)
wchodzę codziennie na bloga z myślą, że napiszesz że zadzwonili, że jedziesz na igrzyska, śledziłem Rotterdam, pokazywali ciebie bo biegłeś z jakimś znanym holendrem, holendra pokonałeś …, niby warunki ok, ale coś tam wisiało w powietrzu bo wyniki ogólnie były bardzo słabe, wiem że to już pisali inni, ale zastanawiałem się dlaczego nie zszedłeś z trasy, po 25km chyba wiedziałeś że nie da rady, oczywiście to była twoja decyzja, nikt nie wiem jak by się wtedy zachował
2.)
spotkałem cie w niedziele na przedostatniej prostej, duże zaskoczenie biegne nie widzac juz nic na oczy a tu Mariusz Giżyński za barierką w roli kibica :), bardzo miłe zaskoczenie
Witaj Tomek,
1.)
Rzeczywiście nikt tam niczego ciekawego nie nabiegał…
Jak po 25 km zacząłem słabnąć, było już za późno na jakiekolwiek kalkulacje. Byłem zresztą tak nastawiony, że nie było planu B. Musiałby stać się jakiś kataklizm, a ten przyszedł ok. 28-29 km. Trzeba kończyć Maratony, jeśli oczywiście nie niszczymy sobie zdrowia. Maraton na tym polega w swojej idei, a do tego schodzenie osłabia wolę walki w przyszłości.
2.)
Cieszę się, że mogłem pomóc. Kibicowanie to fajna sprawa!
Pozdrawiam
@TomekR
No niestety dziennikarze nieoficjalnie potwierdzili, że pzla weźmie trzeciego zawodnika i będzie to Jared. Z jednej strony szkoda, że nie pilnują się własnych zasad, a z drugiej chyba dobrze, że będziemy mogli oglądać 6 maratończyków z Polski. No a Mariusz musi poczekać znowu te 4 lata, chociaż widać, że ciężko jest mu się przebić do ścisłej czołówki Polaków. Może kiedyś…
Udana majówka, 2 wygrane, czekam na relację i ciekawe opisy, także Twoje plany na dalszą część sezonu
Przede wszystkim Mariusz dzięki za doping na końcowce Orlenu 😉 Wlokłem się jak owca schdząca z pastwiska 🙂 Miało być mniej niz 2:20 a było 2:26:xx Skurcze też mam do dziś 🙂 Fajnie było Cię zobaczyć od obozu w Albuquerque 🙂 Trzymam kciuki za Ciebie i fajnie, że Tobie nie trzeba mówić żebyś się nie poddawał – bo dobrze wiesz czego chcesz 🙂 Ogień! 🙂 I gratki połówki w Grudziądzu 🙂
hey słuchajcie nie badzmy nie mili dla Yareda, ten chłopak zrobił minimum, i to jest fakt.
jest aktualnym srebnym medalista mistrzostw europy.
Nie pokazujmy swoich „najleprzych” polskich cech
Myślę, że nikt nie ma tu złych intencji. Ja zgadzam się z Tobą. Jednak jeśli Yari ma kontuzję, co też jest faktem, a zostało zrobione odstępstwo od zasad kwalifikacji, to czemu nie może być innego…
Nadzieja zawsze umiera ostatnia 🙂
Mariusz kibicuje Ci od dawna, jeżeli Yared ma taka kontuzje że nie bedzie w stanie sie na 100% przygotować do IO to jesteś napewno wlasciwym człowiekiem żeby tam jechać – sa trzy miejsca, powinny jechać 3 os, Maraton to bardzo extremalna dyscyplina i wymaga nieludzkiego wysilku, a IO to taka nagroda i spełnienie marzeń, moim zdaniem minima PZLA powinny być takie jak daje IAAF (pewnie granice 2.14 – 2.15) wynik w maratonie jest uzalezniony bardzo od pogody, czasami pobiegniecie na 2.14 jest wiekyszm sukcesem niz na 2.10 przy lepszych warunkach, a niestety nie da sie za 2-3 tyg ponownie go pobiec. Nie pamietam jak to było dokładnie było z Londynem – ale chyba też ktoś przez kontuzje nie pojechał
Najlepszym wyjściem by było gdyby były takie zasady że są minima IAAF dla wszytskich krajów – i zgłoszonych jest 4 – z najlepszymi czasami z danego kraju (3+1 rezerwowy) wszyscy sie szykują, i jak ktoś z 3 ma kontuzje, to w biegnie ten jeden zapasowy