Od 28 grudnia trenuję w Portugalii. Uciekłem od naszej zimy po 4 tygodniowym okresie wprowadzenia w trening. W tym roku, jak opisywałem we wcześniejszym wpisie, grudzień był ulgowy. Biegałem bardzo mało i praktycznie same luźne rozbiegania. Mój trening jest zupełnie inny niż w poprzednich latach. „Wskoczyłem” w system Trenera Shvetsova, który po Świętach „podkręcił śrubkę”. Spytał mnie wtedy, czy cross w Sewilli jest dla mnie ważny…oczywiście odpowiedziałem, że najważniejszy jest Maraton 10 kwietnia. Zrobiłem w tym czasie kawał dobrej roboty. Między innymi Long Runy do 16 do 26 km i dwa Tempo Runy na samopoczucie – niezbyt długie, ale ostro męczące. Sevilla była trzecim takim biegiem najdłuższym i męczącym potwornie.
Zmęczenie ciągle rośnie, nie było odpuszczania przed biegiem, dopiero sobotni rozruch przed biegiem. Do Sevilli pojechałem podbudowany wysokością startowego jakie wynegocjował dla mnie mój manager. Okazało się, że zwróci mi się duża część inwestycji w obóz :). Oczywiście do startu podchodziłem bardzo poważnie, to miało być mocne przetarcie na maksymalnych tego dnia możliwościach.
Impreza jest rewelacyjnie przygotowana. Hotel jeden z lepszych w jakim miałem przyjemność nocować przed biegiem, kilku dobrych biegaczy z Afryki i większość najlepszych Hiszpanów. Trasa wzorowo przygotowana, bardzo szybka i widowiskowa, dobrze nagłośniona, a pętla miała ponad 2 km.
Ruszyłem za szybko, adrenalina zrobiła swoje. Od razu starałem się złapać swój rytm, jednak po długiej przerwie od startów nie jest to akie proste. Do tego ciągle góra dół i ostre zakręty, dużo mieszających się zawodników. Wszędzie kibice żywo dopingujący – klaszczący i uderzający w metalowe bandy. Doskonała atmosfera.
Niestety szybko zacząłem opadać z sił i z ok. 15 pozycji na początku spadałem co koło coraz dalej. Nie miałem energii, byłem zmęczony i bezsilny. Biegłem jednak na tyle, na ile to było możliwe, aby w równym mocnym tempie dobiec do mety. Pobiegłem maksymalnie – takie było założenie.
Taki wyczerpujący start w dobrych warunkach i przy silnej rywalizacji ma sens. Nie uzyska się takiej mobilizacji samym treningiem. Przynajmniej ja tak nie potrafię. Przebiegłem na naprawdę trudnej trasie po 3:09, dobiegłem dopiero na pozycji 33. Generalnie wynik jest słaby, ale trudno się było spodziewać lepszego. Może gdyby zaczął wolniej / było błotniście, to byłbym wyżej, ale nie ma to większego znaczenia – zrobiłem mocne przetarcie i o to chodziło!
Jestem już być może za stary i za bardzo doświadczony, żeby oceniać start jako porażkę, czy sukces. Nie ma to sensu w tym wypadku, gdy cel jest zupełnie inny i odległy. Piszę tak, bo wielu czytelników myśli inaczej – porównuje biegi krótsze do Maratonu, szuka w tabelach odniesień, przeróżnych kalkulatorów i statystyk – nie tędy droga.
Szykuję się tymczasem na kolejny trening, jutro mam trening tempowy, jaki kiedyś robiłem przed samym Maratonem. W tej chwili mam zupełnie inny system szkolenia – jakby bez etapu pośredniego – po pracy ogólnej pracujemy od razu ze środkami specjalnymi. To zastanawiające, ale jak napisałem wcześniej, jestem już doświadczonym zawodnikiem, mam też doświadczonego Trenera i „przerabiam” sprawdzony system – to słowo klucz, bo nie ma tu eksperymentów, a jest sprawdzona droga. To bardzo mnie mobilizuje, bo również droga skuteczna. Wierzę, że doprowadzi mnie to do urwania upragnionej „minutki” z poziomu jaki miałem pod koniec października we Frankfurcie.
Również Wam życzę wiary w sukces, bo bez niej nie mamy żadnych szans!
6 Comments
Tak z ciekawości…
1. Większość takich zawodników dostaje spore startowe (tych do ok. 30 pozycji na mecie)?
2. Jeśli nie to hm… Będą znów chcieli opłacić zawodnika który przybiegł na 30 pozycji?
1. Myślę, że ok. 20-stu.
2. Myślę, że organizatorzy mogą się w przyszłym roku zastanowić nad moją kandydaturą, choć po biegu rozmawialiśmy i nie mieli problemu…
To sprawa skomplikowana. Szczerze mówiąc, mimo wszystko, spodziewałem się lepszej dyspozycji, ale jak pisałem w poście, mój trening jest teraz zupełnie inny. Reklamacje nie do mnie 🙂
Oczywiście każdy zawodnik jak jedzie na bieg i dostaje przedstartowe, chce wypaść jak najlepiej, jednak Organizatorzy takich dużych biegów wiedzą, że jak biorą Maratończyka, to w tym okresie może być różnie, generalnie wiedzą, że w wyczynie raz jest lepiej, raz gorzej. Biegi wytrzymałościowe są dosyć nieprzewidywalną dyscypliną…
@Mariusz Giżyński
W tym roku solidna życiówa w maratonie, więc notowania na przyszły rok wzrosną ;)!
Pewnie wiedziałeś Mariusz o tym, że Shvetsov kończy współpracę z Heniem. Czy odgrywa to dla Ciebie jakaś rolę? Jak oceniasz obiektywnie zmianę trenera? Z reguły sama już zmiana, niezależnie od nowinek treningowych, jest sporym impulsem i stymuluje zawodnika (nowy zapał, nowa motywacja). Myślisz, że trener Król to dobry wybór dla Szosta?
Pozdrowienia!
@FilipO
Cześć Filip,
W wyczynie zmiany są normalnością – są czasem konieczne, jednak nie jest to reguła.
Zmiana Trenera mnie początkowo zaskoczyła, jednak z drugiej strony jeśli nie teraz, to kiedy?
Niestety znowu zostałem sam…
Trener Król to znakomity specjalistą. Wie na czym polega stosowanie określonych ćwiczeń w treningu, rozumie mechanizmy działania biomechaniki i fizjologii – nie każdy to ma. W większości Trenerzy posługują się schematami lub kopiują innych bezwiednie. Trener Król w treningu średniaków również ma doskonale wypracowane schematy, niestety w Maratonie skromne małe doświadczenia.
Myślę, że „królewski” trening w połączeniu z doświadczeniem samego zawodnika, może pomóc Heniowi, ale jak to będzie w rzeczywistości, to czas pokaże i to już niebawem, choć jak Heniek słusznie zaznaczył, przez pierwszy okres działają jeszcze rzeczy, które wypracowało się przez poprzednie sezony.
To bardzo ciekawa sprawa…
Mariusz, a czy możesz skomentować słowa Henia o braku planów od Leonida? Że zapominał my je przysyłać i Henryk biegał na czuja niejako prosząc się o rozpiskę na najbliższe dni? Czy u Ciebie jest podobnie czy może był to tylko jakiś cięższy moment trenera (jego własne przygotowania i start w ultra maratonie), a na codzień współpraca jest bardzo dobra?
@Grzechu
Cześć,
Ja trenuję z Leonidem dopiero niespełna 6 miesięcy, Heniu ponad 4 lata…
Moja współpraca jest bardzo dobra.
Owszem zdarza się, że czasem dzwonię o plan, ale to mi nie przeszkadza. Trener jest mocno zajętym człowiekiem, ma dużo dzieci, dużo zajęć. W Rosji jest człowiekiem bardzo znanym i pracującym przy wielu biegowych akcjach – dużo też podróżuje.
Dzisiaj na przykład nie dostałem maila z planem, to zadzwoniłem i omówiliśmy co i jak dalej.
Przyznam się, że ja pomagając innym biegaczom w treningu też zapominam, bo jestem trochę roztrzepany, pochłonięty bez reszty swoimi obecnymi zajęciami… przepraszam Was 😉