Na wstępie bardzo wszystkim dziękuję za kibicowanie! Jesteście niesamowici! Dzisiaj za linią mety podeszła do mnie polska para mieszkająca w okolicach Kolonii. Powiedzieli, że przyjechali tu specjalnie dla mnie, żeby wspomóc dopingiem 🙂 Serce rośnie!!!
Byłem bardzo dobrze przygotowany energetycznie – tu wielkie podziękowania dla Kuby Czai za dietę i oczywiście trenera Leonida Shvetsowa i Michała Bartoszaka.
Ten bieg to na pewno powrót do gry i mimo, że nic ten wynik nie daje, to bardzo się z niego cieszę. Wiem, że teraz jest możliwość walki o dużo lepszy rezultat i upragnione minimum kwalifikacyjne na Igrzyska Olimpijskie. To już nie tylko marzenia, ale rzecz realnie osiągalna. Wreszcie można powiedzieć, ze wróciłem, a nauka z tego płynie brutalna – tyle ile masz przerwy i nie można w pełni trenować, to i tyle czasu potrzebujesz na powrót do poziomu sprzed przerwy, ale też taka, że nawet beznadziejną kontuzję można wyleczyć i wrócić do gry 🙂
Przygotowania były udane, wreszcie mogłem skupić się na treningu a nie leczeniu stopy. Dziękuję Tomkowi z ARP Wave za leczenie, które ostatecznie wyeliminowało problem. Wiosną przeszedłem z Michałem Bartoszakiem przez trening można powiedzieć juniora, lub początkującego Maratończyka – budujący, lekki – odbudowujący, później przygoda z bieżnią. W lato dzięki pomocy Henia Szosta dostałem się do doskonałego specjalisty od Maratonu – Leonida Shvetsowa, tu znowu nie trenowałem ciężko – dużo lżej niż w sezonach 2011, czy 2012. Wydaje się, że trener musiał mnie poznać – można powiedzieć „ułożyć”. Robiłem za to treningi kluczowe, a za razem moje ulubione – to była wielka radość z biegania! Z pewnością kontakt z Leonidem był to doskonały bodziec – dodatkowo uwierzyłem. Od dnia w którym zaczął mnie trenować po prostu cieszyłem się na każdy trening, z niecierpliwością oczekiwałem na kolejne.
Dzisiaj wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Doskonale się czułem przez ostatnie 10 dni, treningi wychodziły genialnie, spoczynkowa częstość skurczów serca na równie dobrym poziomie, co świadczy u mnie o regeneracji i zdrowiu.
Zaraz po starcie ruszyłem nerwowo, w bardzo dużej grupie biegaczy nie mogłem zlokalizować Pacemakerów – 3 przydzielonych do prowadzenia na 65:30 półmaraton. Po 3 kilometrach musiałem bardzo mocno zwolnić, bo pomimo, że ja biegłem z zakładanym tempem, to moja grupa była w tyle. Czułem się fantastycznie, ale wiedziałem, ze to tempo jest jeszcze nie dla mnie. Biegłem bardzo wolno kolejne 3 kilometry, dopiero ok. 6-tego się zrównaliśmy. Było już wtedy przynajmniej 15 sekund za wolno. Zaraz powiedziałem to prowadzącym, jednak jeden z nich ostro zareagował, że wcale nie, tempo według niego jest właściwe. Jeszcze kilka razy informowałem o tym jak biegniemy, a jak było zakładane, ale bez skutku. 10 km mieliśmy w 31.20, czyli 20 sekund za wolno. Niby tak dużo czasu nie straciłem, ale dużo więcej nerwów.
Półmaraton był w 1:06.02, wtedy dopiero dotarło do Kenijczyków, że rzeczywiście jest za wolno. Ruszyli wtedy mocno, żeby nadgonić stracony czas. od 20 do 30 km biegłem zdecydowanie najszybciej, a w szczególności między 25, a 30. Odpowiednio 15:24 i 15:19. Niestety po tym jak jeden już wtedy zawodnik skończył swoje zadanie, było coraz trudniej. Na 33 kilometrze odezwały się łydki. To one w sierpniu bardzo mi dokuczały – były wtedy najsłabszym ogniwem. Niestety z każdym kilometrem było coraz gorzej. Biegłem już brzydko, na siłę i z narastającym bólem połączonym ze skurczami. To można powiedzieć normalka dla większości Maratończyków, ale to się zadziało zbyt nagle, zbyt wcześnie i zbyt intensywnie. Miałem energię, mocno pracowałem ramionami, skróciłem krok – walczyłem ile sił, ale to była bezsilność. Najgorzej kiedy w Maratonie tak mocno odetnie jedno ogniwo. Niestety prawdopodobnie nie dało się tego uniknąć. Po 2 latach bez biegania na dobrym poziomie, trzeba od początku przywyknąć i liczyć, że następnym razem będzie lepiej.
Do hali wbiegłem nie wiedząc kompletnie jaki czas wyświetli zegar. Po 35 km wiedziałem, że mam już stratę, a po 40-stym, że nie nie ma szans na minimum. Walczyłem do końca o dobry wynik – taką lepszą pozycję wyjściową do kolejnych zimowych przygotowań.
W 2011 roku pobiegłem we Frankfurcie 2:12.34, ale byłem wtedy słabszy. Teraz bieg się nie ułożył, wtedy był jak marzenie. Wtedy wracałem z życiówką, teraz z troszkę nijakim wynikiem, ale co najważniejsze wróciłem na swój poziom! Jestem przekonany, że stać mnie na wynik poniżej 2:11, tak jak było to w 2012 roku.
Dzisiaj niepotrzebnie spaliłem dużo energii na początku. Teraz wiem, że Pacemaker z naszej grupy stanął na 3 km na siku – załamka… Wczoraj na konferencji technicznej osobno była rozmowa z zawodnikami, a osobno z Pacemakerami. Na każde pytanie odpowiedź don’t worry. Chciałem zabrać na bieg Artura Kerna, żeby pomógł w prowadzeniu, nawet kupiłem bilet, który poszedł ostatecznie do kosza, bo organizatorzy nie zgodzili się, żeby przyjechał.
Powyższe nie zadecydowało o moim wyniku na mecie, być może pobiegłbym kilka sekund lepiej lub nawet gorzej, ale ta cała sytuacja była słaba i mam nadzieję, że to nie ją zapamiętam z tego biegu… Zawodnik przygotowuje się latami, poświęca mnóstwo czasu kosztem rodziny, wydaje dużo pieniędzy, wszystko jest wcześniej ustalane i omawiane, a rzeczywistość jest zupełnie inna. To jest bardzo słabe! Trzeba tego następnym razem lepiej pilnować.
Moje międzyczasy z biegu:
Split | time of day | time | diff | min/km | km/h |
---|---|---|---|---|---|
5 km | 10:15:59 | 00:15:26 | 15:26 | 03:06 | 19.44 |
10 km | 10:31:52 | 00:31:20 | 15:54 | 03:11 | 18.87 |
15 km | 10:47:25 | 00:46:52 | 15:32 | 03:07 | 19.31 |
20 km | 11:03:12 | 01:02:40 | 15:48 | 03:10 | 18.99 |
Halb | 11:06:35 | 01:06:02 | 03:22 | 03:05 | 19.51 |
25 km | 11:18:38 | 01:18:06 | 12:04 | 03:06 | 19.43 |
30 km | 11:33:57 | 01:33:25 | 15:19 | 03:04 | 19.59 |
35 km | 11:49:46 | 01:49:13 | 15:48 | 03:10 | 18.97 |
40 km | 12:06:03 | 02:05:30 | 16:17 | 03:16 | 18.42 |
netto | 12:13:12 | 02:12:40 | 07:10 | 03:16 | 18.38 |
Rozmawiałem właśnie z Trenerem – jest rozwiązanie, więc też wielka mobilizacja do dalszej pracy 🙂
Jest też myśl o wiosennym Maratonie, na 99% Rotterdam – znana trasa, 2 Holendrów z podobnymi celami – lepszymi, bo im w tym roku zabrakło do minimum (2:11) minimalnie i z pewnością będą przygotowywać się właśnie do Rotterdamu. Z pewnością będą mieli Europejskiego Pacemakera 🙂
Pozdrawiam wszystkich czytelników i życzę spełnienia swoich biegowych celów. Obiecuję znaleźć więcej czasu (zima zawsze o to łatwiej) i pisać jeszcze bardziej wartościowo – może coś uczkniecie dla siebie…
30 Comments
Wazne ze wyciągasz pozytywy , czekam na wiosnę . W ciebie Mariusz wierze jak w nikogo innego .Powodzenia w treningu i w wiosennym maratonie
Mariusz, gratulacje za walkę do końca!!! Trzymam kciuki za powodzenie w wiosennym maratonie. Pozdrawiam!
Czyli dobrze widzialem przez pierwsze 3 km, że to Ty biegniesz jakieś 20-30 metrów za prowadzącą grupą? I tak sie zastanawiałem „co Ty robisz”?
Dzięki za emocje.
Wielkie gratulacje !
Dzięki za fantastyczny bieg i relację z Frankfurtu, a co się odwlecze to nie uciecze.
Myślę, że wiosną będzie jeszcze lepiej.
Rio jest na wyciągnięcie ręki. Pozdrowienia od parki, która zagadała do Ciebie za metą. Swoją drogą oprawa na mecie w hali widowiskowej była świetna. Byliśmy na starcie, 15 kilometrze, 36 km i na mecie. Twój blog daje powera i motywacji. Jeśli będziesz startował w Rotterdamie, to miej pewność, że kibiców będziesz swoich tam mieć.
Najważniejszy powrót! Istotne też, że od razu na dobrym poziomie, po 3 trudnych latach spadek tylko o rok (w 2011 2:12:34). Teraz trzymamy kciuki za zdrowie. Mi wychodzi na to, że kolejny krok to nie będzie urwanie minuty z dziś, ale by sprawiedliwości stało się zadość, to nawet 3′, jeśli nawet dopiero w drugim kroku (od teraz) to nawet lepiej bo w RiO można super świętować 🙂 Chyba Ci się należy bo przetrwałeś długi, trudny okres i pokazałeś znów lwi PAZUR ! Na tym poziomie straszne te okoliczności biegu, wiadomo ile spraw musi zagrać w maratonie by osiągnąć MAX, a tu takie szarpaniny i nie było na to już żadnego wpływu. Na pewno boli, ale lepiej teraz wejść na inne tory – popieram tok rozumowania i podejście. Gratulacje! Pzdr
[…] W dzisiejszym (25.10.2015) maratonie we Frankfurcie, czołowy polski maratończyk, Mariusz Giżyński zajął 14 miejsce z czasem 2h 12 minut 40 sec. Więcej na stroniestronie […]
Ogromne gratulacje ! To chyba trzeci czas na listach krajowych w tym roku – po Heniu Szoście i Yaredzie !
Gratuluję wiem coś o bólu którego również doświadczyłem w debiucie na 34km poznańskiego maratonu tylko u mnie były to 4-głowę uda. Nigdy mnie tak nie bolało nie pamiętałem trasy 34-39km 🙂 błąd pomiędzy 25-30 śr.3.30. Tak więc wielki szacunek dla Ciebie i wszystkich maratończyków. „nie ma straconych dróg” 🙂 powodzenia w drodze do Rio;-)
Fajna relacja, walczysz dalej Mistrzu 🙂
Mariusz, przede wszystkim gratulacje, że wróciłeś do biegania na wysokim poziomie – widać radość w tym jak opisujesz ten maraton. Jak zawsze trzymamy kciuki za Ciebie i wierzymy, że zdobędziesz minima do Rio – bo Ci się należą za wszystko co robisz!
Napisałeś, że masz problemy z łydkami. Łydka, łydce nie równa ale czy stosujesz jakiś zestaw ćwiczeń na ich wzmocnienie, którym mógłbyś się podzielić? Sam mam zamiar nad nimi dużo popracować w zimie bo różnego rodzaju małe urazy ciągną się miesiącami i wracają co jakiś czas.
Jeszcze raz gratuluję i trzymam kciuki za Ciebie!
Gratulacje Mariusz!!!
To jest Super Otwarcie Nowej Drogi i Solidna Podstawa by być jeszcze szybszym na wiosnę.
Czytam Twoją stronę i umknęła mi Twoja współpraca z nowymi trenerami. Chyba tak kiedyś Ci proponowałem w trudnych chwilach takie rozwiązanie. Fajnie że się sprawdziło.
Jeszcze raz Gratulację i Gorące Pozdrowienia.
Podziękuj Rodzinie że Cię wspierała i miała dość cierpliwości do Twoich przygotowań.
Super Mariusz, wiosna Twoja!
@Łukasz
Podpinam się po prośbę Łukasza z pytaniem o pracę nad łydkami. Ja na razie wszystkie maratony biegam w skarpetkach kompresyjnych, bo boję się, że moje łydki nie wytrzymają obciążenia.
A na koniec gratulację Mariusz za walkę. Miałem nadzieję, że już w tym roku uda Ci się wypełnić minimum na Igrzyska Olimpijskie, ale wynik jaki uzyskałeś również jest wartościowy i jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Powodzenia w przyszłym roku i będę trzymał za Ciebie kciuki!
Swietnie sie czyta Twoja relacje, mam wrażenie, ze relacjonujesz niemal 1do 1 to co sie działo w Tobie podczas biegu i po nim 🙂
Oglądając transmisje przy czasie 2.10 byłeś na wizji, ale nie było wiadomo ile dokładnie jeszcze jest do mety- niezłe emocje stworzyłeś bo cholernie chciałem, żebyś złamał 2.11.30
Twój wynik moim zdaniem pokazuje, ze pewnie wróciłeś do gry i z dużo wieksza pewnością pobiegniesz na wiosnę i polamiesz minimum na RIO w Rotterdamie! 🙂
Mariusz! Rio jest dla Ciebie – trzymamy kciuki!
Obgryzlem wszystkie paznokcie, sledzac wyniki na zywo. 😉
Zatem czekamy na wiosne!
Dziękuję bardzo!
Ja zawsze biorę pod uwagę mądre rady Czytelników!
Mariusz, dołączam się do gratulacji 🙂
Dobrze wyszła Ci ta zmiana trenera. Oczywiście Michał Bartoszak czy Grzegorz Gajdus to bardzo dobrzy Trenerzy, ale może potrzebowałeś innego bodźca, innego podejścia 🙂
Będziesz coś jeszcze starował na ulicy(Bieg Niepodległości, Praska Dycha…) czy odpoczynek i skupiasz się na przygotowaniach do wiosennego Maratonu?
Brawo Giza, tak trzymaj, a konsekwencją dotrzesz do Rio!
@Zbyszek
Dziękuję!
Jak „się wyliżę” to Bieg Niepodległości. Dzisiaj nie mogę chodzić 🙂
Najprawdopodobniej będę też prowadził grupę na 35 minut w Praskiej Dysze…
Bravo Mariusz.
Jesteś moim rówieśnikiem…
Kurcze widzę w Tobie siebie ;-), ale ja jestem na innym poziomie…ale lubię czytać Twojego bloga bo wydajesz się fajnym Gościem… ja biegam od 5 lat.
Miałem teraz łamać 1h30 w półmaratonie…niestety wyszło z tego 1h31,40 w Cracowie ;-(
Został mi w tym roku jeszcze jeden start 11.11 Bieg Niepodległości i atak na rekord życiowy na 10km czyli 39min. W tym roku udało mi się nalatać 41,14…
Niestety siadła mi motywacja po Krakowie… i szukam motywacji u Ciebie na blogu 😉
Daniel, zawsze fajnie z rówieśnikiem pogadać 🙂
Spotkamy się zatem 11.11.
Startuję w Biegu Niepodległości z kilku przyczyn:
– to fajny bieg!
– ma szybka trasę (najlepszą jaką znam w kraju na 10 km),
– a przede wszystkim po długim biegu po ok 2-3 tygodniach występuje superkompensacja i jest szansa na dobry wynik,
– zarazem dobrze podkręcić prędkość – to organizm „zapamiętuje”, łatwiej biega się później zimą specjalne treningi, a co za tym idzie rosną szanse na dobry wynik wiosną!
Mam nadzieję, że to Cię zmotywuje…
Powodzenia!
Mariusz, wiem, że może trochę za wcześnie – ale jak myślisz (lub może już wiesz), czy chłopaki, którzy maja szanse na zrobienie minimum – oprócz Szosta i Schegumo, którzy wypełnili – Chabowski, Kozłowski, Gardzielewski, Dobrowolski, Nowak, Brzeziński – zdecydują się na szybki, europejski start wczesną wiosną lub z start np. w Japonii, czy poczekają do 24 kwietnia i mistrzostw Polski. Pytam, bo oprócz nabiegania minimum, trzeba być też w najlepszej trójce, a na tą chwile 2-gi wynik to już 2.10.47. Trzeba też wziąć pod uwagę realne szanse nabiegania minimum przez wymienionych, szczególnie Chabowskiego i Kozłowskiego a wtedy te 2.11.30 może okazać się „za wolno”.
Z drugiej strony – co będzie bardziej „promowane” przez PZLA – 2.11.29 za granicą, czy 2.12.29 podczas Orlenu? 😉
Tak, czy owak, najważniejsze jest w zdrowiu przetrwać przygotowania i pobiec na wiosnę maraton na maksimum możliwości – czego Tobie życzę!!!
Pozdrawiam
@runner
To będzie bardzo ciekawa rywalizacja!
Trzeba będzie trafnie wybrać Maraton, żeby mieć największe szanse na kwalifikację do składu reprezentacji. Zadecyduje być może szczęście do pogody, czy grupy – jak to w Maratonie…
Mam nadzieję, że PZLA nie będzie nikogo „promować”, a zadecyduje skonstruowany wcześniej regulamin kwalifikacji http://pzla.pl/zwiazek.php?_a=1&kat_id=224&_id=9975.
Również pozdrawiam i życzę powodzenia!
Niestety Mariusz… od 7 dni trzyma mnie jelitówka i jestem osłabiony cholernie…
Ciężko się biega…
Poszedłem do lekarza i dostałem leki przeciwbakteryjne i elektrolity do picia…
Jakby dziś lepiej…
Ale próżno szukać superkompensacji…niestety…
Zostało niewiele czasu…
Szkoda bo miałem życiową formę jeszcze przed 24 października… ciężko pracowałem cały 2015 i ostatnie 3 miesiące…
Wydolność jest, nogi też pamiętają, ale energetycznie jest słabo ;-(
@Daniel1981
Wiem co czujesz. Wiosną byłem w niezłej formie, a Maraton nie wyszedł przez infekcję.
Czasem myślę, że łatwiej się wytrenować niż uniknąć choroby…
Takie życie sportowca. Walka z infekcjami to jeden z tysiąca elementów dojścia do wyniku.
Życzę Ci, żeby wiosną się udało wszystko poskładać w całość!
Widzimy się na Biegu Niepodległości 😉
Jestem w Warszawie.
Straciłem dużo przez chorobę ale nie odpuszczam…
Czuję się fizycznie znowu dobrze…
Nie mam może jakiejś mega formy, ale nie czuję się źle… wydolność jest fajna…
Zrobiłem w czasie choroby dwa mocne akcenty w tym jeden 6x1km po 3.45/km 😉 także może wystarczy na zakręcenie się w okolicach 40 min ;-). Chciałbym pobiec poniżej 4.00/km…
Teraz tylko rozbiegania plus rytmy. Co prawda robię te rozbiegania na niskim tętnie, więc nie jestem za bardzo zmęczony…
Spróbuje powalczyć…
PS. Chyba wszystko jest w głowie….
Dobry szczery tekst. Ciężkie jest życie maratończyka!!!
Powodzenia na przyszłość 😉 Może niedługo spróbuję się zbliżyć do Ciebie na jakieś 30 minut 🙂 Pozdrawiam