Bieg Powstania Warszawskiego jak cała „Warszawska Triada Biegowa”, to imprezy wyjątkowe. Ściganiu towarzyszą podniosłe historyczne momenty. Dla mnie prywatnie uroczystości upamiętniające Powstanie Warszawskie i odzyskanie Niepodległości mają najważniejsze znaczenie.
Odśpiewany hymn przed startem dopełnia fantastyczną atmosferę i niezwykle mobilizuje do wysiłku. Pewnie większość biegaczy z tego powodu zaczynała rywalizację na trasie zbyt szybko…
Nastawienie sportowe do biegu miałem dosyć umiarkowane. 9-ty dzień po powrocie z obozu w górach nie jest zwykle najlepszy, zresztą od powrotu nie czułem się zbyt dobrze. Pogoda przez ostatni tydzień była upalna, a to jak na bieg na 10 km nie sprzyja. Śledziłem prognozy, które mówiły, że lunie deszcz, a więc dobrze! Myślałem, pewnie się schłodzi i oczyści – może być aura na wynik, o ile nie zacznie parować.
Ruszyłem dynamicznie, od początku biegło się bardzo dobrze. Już na pierwszym kilometrze uzyskałem przewagę, biegłem samotnie – cała ulica moja – to lubię!
Na 3 km dopadłem duże grupy biegaczy z 5 km, którzy genialnie dopingowali, ale też momentami trzeba było ich omijać. Nad Wisłą miedzy 2,7, a 4,3 km zrobiło się nagle bardzo duszno, już widziałem, że oznaczenia kilometrów są źle rozstawione, więc robiłem swoje nie patrząc na czas. Na 5-tym kilometrze, musiałem przeskoczyć przez barierkę na boczny pas, ponieważ nie mogłem się przebić. Dalej było znacznie lepiej. Na druga pętlę wbiegłem z czasem minimalnie powyżej 15 minut – to jak na odczucia zapasu sił było super. Wiedziałem, że pierwsze 5 km będzie dla mnie łatwe, przecież ostatnie 3 miesiące biegałem przygotowując się właśnie do 5-tki. Obawiałem się co będzie dalej.
Dalej zrobiło się chłodniej, lekko pod świeży wiatr biegło się genialnie, choć zaczęła się mijanka. Miałem pomoc rowerzysty, który prosił biegaczy o „lewą wolną”. Biegacze puszczali fantastycznie do tego dopingując, choć momentami musiałem biegać po krawężnikach, chodnikach, rynsztokach i zygzakiem uważając co zrobi biegacz przede mną (przyzwyczajony jednak jazdą po warszawskich ulicach radziłem sobie). Dystans uciekał szybko. Na Wisłostradzie z wyprzedzaniem było łatwo, jednak wilgotność i nawarstwiające się zmęczenie robiło swoje, do tego spojrzałem na międzyczas i mocno się zaniepokoiłem, bo mimo, że wiedziałem, że coś z tymi flagami nie tak, to pomyślałem – kurcze o tyle się nie pomylili. Przeszło przez myśl, kurcze słabo, zwolniłem, to deprymuje… szkoda, że nie było pomyłki w drugą stronę, wtedy dobry międzyczas zawsze dodatkowo mobilizuje.
Dobiegłem z czasem 30:20, więc ok. Jak na pierwszą dyszkę i warunki biegu jestem bardzo zadowolony – prędkość przelotowa do Maratonu jest doskonała, a dopiero zaczyna się praca nad typową wytrzymałością maratońską – nadchodzą magiczne 3 miesiące.
Bieg i frekwencja są coraz lepsze. Za rok kilometry stać będą dokładnie, pewnie rozwiąże się problem z dublami i będzie idealnie! Liczy się przecież przede wszystkim Święto, wspomnienie Bohaterów, z drugiej strony biegacze to biegacze – walczą ile mogą i nie lubią jak ktoś im w tym przeszkadza.
B