Nie chodzi o długi lot z obozu w Stanach, skąd przyleciałem prosto na start, tylko o 2 lata niebytu i czasem gasnącą nadzieję, że mogę się jeszcze poprawiać…
Dzisiaj w holenderskim Venlo uzyskałem swój nowy rekord życiowy – znowu trochę po aptekarsku, ale co tam 🙂
Wyścig ułożył się dla mnie blisko doskonałości. Jeszcze wczoraj lało i wiało, dzisiaj kilka minut przed startem wyszło słońce i zrobiła się pogoda na wyniki 🙂 Biegłem od początku w dużej grupie Europejczyków, głównie Holendrów. Tempo było początkowo poniżej 3:00 na km, więc szybko. 5 km w 15:04, 10 w 30:02. Wystarczyło tylko trzymać, choć nie było to dla mnie specjalnie komfortowe, dawałem radę. Dopingu i atmosfery jaka panowała na tresie nie da się opisać. To szalenie zawsze pomaga! Co 3-4 km zespoły muzyczne, momentami setki ludzi szczelnie okalający trasę, balony konfetti, trąbki itd. rekord pobił dźwig, którego kosz wisiał nad głowami biegaczy, w nim jakiś człowiek energicznie komentujący i kierujący dopingiem. Po niebie krążył śmigłowiec lokalnej telewizji.
Po 10-tym kilometrze poczułem swobodę, początkowo wydawało mi się, że złapałem „maratoński rytm”(tak sobie tłumaczyłem), jednak nie było jeszcze tak kolorowo… Grupa zwolniła do ok. 3:04/km, więc moje prędkości treningowe. Nie byłem w ogóle aktywny, trzymałem tylko i chowałem się przed podmuchami wiatru. Na 13-tym km na podbiegu na most oderwało się 2 zawodników, miałem ochotę za nimi ruszyć, jednak minimalnie odstałem z grupką 3-4 zawodników w tym Michael Butter i Koen Reimakers (PB odpowiednio 2:09.58 i 2:10.35), trochę tego prze chwilę żałowałem, bo czułem się dobrze, jednak już ok. 17-18tego kilometra nogi zaczęły się przysłowiowo uginać. Wiedziałem, że biegnę na rekord życiowy, a to było dla mnie założeniem i marzeniem. Drugim założeniem przemaratońskich startów jest zawsze to, że nie można przeholować. To Maraton jest przecież celem.
20 km wypadł na zbiegu z mostu i tu zaczęło się ściganie na całego. Ruszyłem z długiego finiszu, po 300 metrach ktoś mnie zmienił, za chwilę następny próbował się oderwać, za chwilę jeszcze jeden – to był jakiś obłęd. Ostatnie 800 m na miejskim deptaku po obu stronach szczelnie obstawione wariującymi kibicami – jeden tumult. Biegacze z Holandii w charakterystycznych strojach, pewnie to głównie dla nich, ale sądzę, że to ściganie też mogło się podobać.
Wynik 1:04:15 nie jest rewelacyjnym rezultatem. Generalnie życiówki z 10 km i półmaratonu zawsze nijak się miały do mojego 2:12-2:11 w Maratonie. Wewnętrznie czuję się jednak doskonale. Do prawie 2,5 roku nie miałem takiego sportowego szczęścia. Coś przez ten czas zgasło, a teraz odżywa.
Oczywiście nie popadam w hura optymizm. Półmaraton to tylko mała przystawka. Teraz najważniejsze dobrze odpocząć, następnie 10-11 dni perfekcyjnie potrenować i później już tylko łapać świeżość, bo we Wiedniu półmaraton ma być otwarty niewiele wolniej (tylko ok. 2 sekundy na kilometrze słabiej). W 2012 roku przed moim rekordowym Rotterdamem pobiegłem półmaraton w Warszawie w 1:04:19, podczas Maratonu było 1:04:35. Mam cichą nadzieję, że we Wiedniu będzie ok 1:05:10. Po dzisiejszym dniu znowu wiele jest możliwe…
Przepraszam, że „wpuściłem na minę” z tą relacją internetową live – nie miałem pojęcia, że tak to słabo będzie wyglądało…
9 Comments
Świetny wynik! Czapki z głów Mariusz :).
a ja cieszę się jak dziecko! 🙂
trzymałem, trzymam i będę trzymać kciuki bardzo mocno zaciśnięte, bo bardzo mocno wierzę w najlepszego polskiego maratończyka – to moje bardzo subiektywne zdanie, które nie zmienię! 🙂
Super wynik. Gratuluję !
Gratulacje, świetny wynik!
Maraton jest Twój. BRAWO!!!
Szkoda, że ten stream nie działał.
Dziś dla mnie bardzo szczęśliwy dzień, najpierw Mo potem Ty. Bardzo się cieszę, że możesz biegać, nic Ci nie przeszkadza i w dodatku notujesz życiówkę. Teraz już musi być tylko lepiej. Gratuluję i życzę powodzenia we Wiedniu 🙂
Gratuluję. Dopiero się rozkręcasz. Będzie coraz lepiej. Trzymam kciuki za kolejne starty.
No w końcu dobre wieści. Tak trzymaj.
Super! wielkie gratulacje!