Sezon 2012/2013 dobiegł końca, czego podsumowaniem był start w Maratonie w Surinamie. Udało się po kontuzji pokonać dystans i co jest najważniejsze, noga wytrzymała. Zdobyliśmy upragniony medal Mistrzostw Świata, dzięki czemu mamy komfort przygotowań do nowego sezonu. Cały ubiegający rok upłynął, jak rozpisywałem się monotonnie pod znakiem leczenia i odpoczynku, zaliczyłem tylko 2 starty w zawodach, przebiegłem mniej kilometrów niż w wieku juniora młodszego, jednak odpocząłem, nabrałem dystansu i głodu sukcesu. Śmieję się, że jestem jak zawodniczka wracająca po macierzyńskim i szczerze mówiąc pod kątem narodzin Zosi jakaś analogia w tym jest 🙂
Udany bieg miał być również decydujący o być albo nie być w szkoleniu PZLA, jednak mimo dobrego występu Związek nie postawił na mnie w perspektywie zbliżających się Mistrzostw Europy. Nie podważam tej decyzji, jednak jest mi przykro, że mimo udanego, bądź nie bądź, biegu w ostatnich Mistrzostwach w Barcelonie 2010 r.(XII miejsce) i dużego progresu wynikowego (z 2:13.30 na 2:11.20), nie dostałem choćby minimalnego wsparcia.
Cóż, nie pierwszy to już raz i trzeba radzić sobie w inny sposób. Szczerze mówiąc, wydawałoby się sytuacja demotywująca, jest dla mnie w tej chwili dodatkowym motywatorem. Lubię trenować sam i walczyć o swoje. To wyzwala dodatkowe siły, kiedy po 30 kilometrze trzeba walczyć z dystansem, takie trudności „po drodze” w najtrudniejszych momentach pomagają.
W tej chwili jestem w okresie budowy fundamentów, biegam systematycznie, ale bardzo spokojnie, rozbiegania i biegi w przemianach mieszanych urozmaicam siłą ogólną. Biegam w lesie, czasem w crossie, bawię się treningiem i cieszę z każdej chwili, kiedy jestem sam dla siebie w biegu.
Już 27 grudnia lecę do Portugalii, żeby poczuć słońce, pobiegać więcej i szybciej. Warunki pogodowe w Polsce są w tej chwili rewelacyjne, jednak kto to wiedział miesiąc temu, kiedy już planowaliśmy wyjazd. Jedziemy całą rodziną z przyjaciółmi – trenować i odpoczywać.
Na przełomie stycznia i lutego ruszam znowu do cieplejszego klimatu, szlifować prędkości, a głównym akcentem zimowego przygotowania będzie praca specjalna na miesięcznym obozie w Kenii.
Maraton wystartuję najprawdopodobniej 13 kwietnia, gdzie walczyć będę o miejsce w reprezentacji na Mistrzostwa Europy w Zurichu. Będzie bardzo trudno, trzeba będzie pobiec w okolicach rekordu życiowego i pokonać wymagających rywali.
Od 3,5 roku w moich myślach jest Maraton w Zurichu – to cel numer jeden i mam nadzieję spełnienie biegowych marzeń. Wiek i doświadczenie predysponują do walki o dużo wyższe pozycje niż 4 lata temu, wystarczy poprawić rekord życiowy i trafić z formą, ale najważniejsza jest teraz kwalifikacja i skupiam się na tym w każdej chwili.
3 Comments
Powodzenia Panie Mariuszu! Igrzyska Olimpijskie już niedługo. Mistrzostwa Europy to tylko jeden z etapów. Pozdrawiam.
Trzymamy kciuki!
Trzymam kciuki. Super się czyta Twój blog i jest to dla mnie zawsze wielka motywacja. Powodzenia w Nowym Roku ( biegowym;)
http://www.tsregle.pl