W zeszłym tygodniu mieliśmy okazję emocjonować się dwoma Maratonami, w których startowali nasi najlepsi Maratończycy.
W Warszawie, jak i Londynie nadzieje były duże, niestety tak samo duży był zawód. Heniu Szost i Marcin Chabowski ulegli kontuzji, obaj łydka. Wyniki poniżej swoich własnych oczekiwań uzyskali Arek Gardzielewski i Błażej Brzeziński.
Konkluzja daje do myślenia. W zeszłym roku było wiele dyskusji – mówiono, że wysokie minimum na Igrzyska w Londynie zmobilizowały naszych maratończyków do lepszego biegania. Nie wiem jeszcze wszystkiego o Maratonie, ale dwukrotnie na forum odpowiedziałem na te przypuszczenia, że zobaczymy jak będzie za rok.
Niestety, w tej chwili nikt z zeszłorocznej czołówki krajowej nie zbliżył się nawet do swoich niezłych wyników z wiosny 2012 r. Natury jak widać nie da się oszukać, jeśli nawet uda się coś osiągnąć można powiedzieć lekko „na kredyt”, trzeba go niestety spłacić…
Trzeba teraz poczekać na dobre rezultaty do jesieni, o ile pozwoli na to sytuacja ze startami w Mistrzostwach Świata Żołnierzy, gdzie w egzotycznym Surinamie trzeba będzie walczyć nie tylko z rywalami, ale z upałem i wilgotnością – na dobry wynik szans nie ma. Co gorsza, minima na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy trzeba będzie uzyskiwać dopiero w roku Mistrzostw, co jak pokazuje historia, nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Mimo dość pesymistycznego scenariusza trzeba koncentrować się na zachowaniu lub powrocie do zdrowia i wierzyć, że trening doprowadzi do kolejnej progresji wyników.