Wczoraj zrobiłem wreszcie naprawdę przyzwoity trening. Był to bieg zmienny – kilometr na kilometr w zadowalającej objętości i tempie. Jeden kilometr z prędkością szybszego rozbiegania, a kolejny szybszy o ok. 30-40 sek i tak na zmianę, w sumie 14 km zmiennego. Nie zakładałem dokładnego tempa, zwyczajnie kierowałem się samopoczuciem. Teraz po długiej przerwie dosyć trudno je wyczuć.
Taka metoda treningu jest obecnie rzadko stosowana, a w moim przekonaniu świetnie się sprawdza, szczególnie w okresach wejścia w trening i jest dużo lepsza od klasycznego biegu ciągłego w drugim zakresie intensywności.
Bardzo ciekawe podczas takiego treningu jest tętno i poczucie prędkości podczas wolniejszych odcinków. Częstość skurczów jest niższa niż gdybyśmy biegli tym samym tempem w ciągu. Jeśli chodzi o odczucie prędkości, to w takiej przerwie wydawało mi się, że biegnę po 4:15-4:10, a biegłem w 4:00-3:50. To kolejna treningowa ciekawostka.
W sumie wyszło 18 km, a cały trening począwszy od stabilizacji przed bieganiem, rozciąganiem i zwisami po bieganiu zajął mi 2h15′.
Dzisiaj stabilizacja 45 minut, 16 km rozbiegania, rozciąganie i wieczorem odnowa (pływalnie, sauna i masaże wodne).
A teraz nic nie boli 🙂 🙂 🙂
Proces wychodzenia z kontuzji trwał 2 miesiące. Pomogło myślę kilka rzeczy: przede wszystkim odciążenie (minimalna ilość biegania, prawie cały wolny czas w pozycji leżącej), po drugie stabilizacja (ćwiczenia stabilizujące po godzinę dziennie, czasem dłużej), po trzecie pływanie, po piąte zwisy na drążku, po szóste psychologiczne podejście (o tym później, bo temat szerszy i bardzo ciekawy). Myślę, że lekko opóźniłem powrót do zdrowia, przez to, że za szybko chciałem wrócić pod koniec czerwca. Kolejnym błędem była jazda na rowerze górskim, w pozycji lekko bo lekko, ale obciążającej odcinek lędźwiowo – krzyżowy kręgosłupa, gdzie miałem przeciążenie.
Mam nadzieję, że kontuzja jest już historią i nie powróci, wiem jednak, że teraz do codziennego treningu dochodzą kolejne ćwiczenia. To jednak żaden problem. Z drugiej strony być może wyjdzie mi to wszystko na dobre. Odpocząłem i wzmocniłem się fizycznie. Mimo 2 miesięcy bez systematycznego biegania, przybrałem na wadze jeden kilogram, jednak są to tylko mięśnie 🙂 Kolejny plus to fakt, że jestem w tej chwili jeszcze bardziej zmotywowany do pracy i walki. Kiedy ma się poczucie, że coś można stracić, docenia się to jeszcze mocniej.
ale się rozpędziłem, mam nadzieję, że nie zanudziłem…
4 Comments
kilometr na wadze, to nieduzo;p
gratuluje sprawnego wychodzenia z kontuzji, moze to bedzie kolejny przelom, mocno odpoczales i zrobiles duzo sily, na dluzsza mete taka przerwa moze zaprocentowac.
Pozdrawiam,
Gratuluję przybrania na wadzę jednego kilometra mięśni 😉
już poprawiłem 🙂
tylko kilometry mi w głowie…
i tak trzymaj! Dzięki za opis. Wcale nie zanudziałeś – kolejna inspiracja do mojego biegania.