Jestem w Kenii już 5 tygodni. To mój najdłuższy obóz w karierze. Nie jest lekko, nie tylko ze względu na trening, ale też długą nieobecność w domu. Nie ma co jednak marudzić, przecież nikt za mnie nie przygotuje się do maratonu….
Pierwszy tydzień był lekki, kolejne to już nie przelewki. Zawsze w tygodniu są 3 ciężkie jednostki treningowe na które trzeba się mobilizować i mało czasu na odpoczynek między nimi, który wypełniony jest dużą ilością spokojnego biegania, siły biegowej, przebieżek i sprawności. Są dni kiedy jest trudno i jestem bardzo zmęczony. Wykorzystuję każdą możliwą chwilę na regenerację.
Jestem zadowolony z pracy, którą do tej pory wykonałem, jednak to jeszcze nie koniec – zostało 12 dni, które trzeba wytrzymać.
Dzisiaj rozmawiałem z żoną Anią o zawodach biegowych Grand Prix Warszawy, w których brała udział. Dużo osób pytało o moją formę i życzyło wszystkiego najlepszego, to bardzo budujące – dziękuję!
Kładę się już do mojego namiociku, bo jutro długie rozbieganie 35 km z szybszą końcówką – to kolejny trudny trening, więc trzeba być w pełni sił.