Nie wszystko wyszło, ale udało się zrobić bardzo wiele. Teraz kiedy zbieram to w całość doceniam, jak było fajnie 🙂
Rok zaczął się niespecjalnie, jeśli chodzi o formę i zdrowie ogólne. Listopadowy covid i poświąteczny antybiotyk sprawiły, że forma biegowa była na bardzo niskim poziomie. Półtoramiesięczny rozbrat z szybszym bieganiem sprawił, że nawet podstawowy trening sprawiał spore problemy. Ciągnęło mnie jednak na ścieżki biegowe.
W styczniu polecieliśmy rodzinnie na Gran Canarię, co było genialną decyzją pod kątem biegowym, a przede wszystkim zdrowotnym. Odzyskałem pełnię sił i od razu zacząłem coraz więcej i szybciej biegać 🙂
Cierpliwie czekałem na pierwszy start. Zrobiłem wcześniej test wydolności w Sportslab.pl, który pokazał jak na dłoni, w jakim jestem aktualnie miejscu. Miałem jednak przynajmniej informację, czego mogę się spodziewać.
19 lutego wystartowałem w crossie wokół Małego Giewontu. Oczywiście i tak zacząłem zbyt ambitnie. Na ostatnim – trzecim okrążeniu malowniczej, ale trudnej trasy cierpiałem strasznie.
Z drugiej strony dało mi to miejsce na 3 stopniu podium. Grupa pościgowa, choć zbliżała się, nie dopadła mnie 🙂
Zaraz po solidnym przetarciu ruszyłem na pierwszy obóz grupy Maraton i Biegi Przełajowe Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, która przygotowywała się do Wojskowych Mistrzostw Świata. Na początku miałem być w rezerwie, jednak kontuzje i możliwość wystartowania młodzieży w Mistrzostwach Europy bez konieczności łączenia tych 2 imprez przeważyła, że znalazłem się w składzie. Zakasałem więc nogawki i skupiłem na treningu – czułem się z tym bardzo dobrze!
W Spale mieliśmy doskonałe warunki. Choć oczywiście czasem popadało, jednak generalnie marzec i kwiecień były dla biegaczy łaskawe.
W marcu niewiele udało mi się zrobić. Dokuczała mi kontuzja mięśnia gruszkowatego. Sam ją ciągle prowokuję przez zbyt obszerną pracę barków przód – tył. Nie mogę jej wyeliminować mimo kilku już miesięcy prób – nie poddaję się jednak, bo wiem, że to powinno wiele zmienić.
Jednak zadziałała sztuczna hipoksja, trening uzupełniający i możliwość przebywania na zgrupowaniu zrobiły swoje. Szybko złapałem dobrą dyspozycję i mimo braku objętości, zdecydowałem się na start w Półmaratonie Warszawskim.
W zdecydowanej większości był to samotny bieg. Prędkości 3:10-3:12 były dla mnie tego dnia do wytrzymania. Gdyby nie silny wiatr na ostatnich 4 kilometrach trasy, pewnie byłoby zdecydowanie szybciej, jednak 1:08 z haczykiem było dobrym prognostykiem przed ostatnim – 6 tygodniowym etapem przygotowania do Maratonu w Limie.
Byłem z siebie zadowolony! Jak się okazało zostałem najszybszym Polakiem i biegaczem w kategorii M40. Przyzwyczajam się do tego coraz bardziej 🙂
Wróciłem do Spały na kolejne blisko 3 tygodnie treningu, który nabrał na jakości i objętości. Spodziewałem się czegoś więcej, ale też z respektem do maratońskich przygotowań czekałem na rozwój sytuacji i cieszyłem się z tego, co udawało się wykonywać.
Dalej kontynuowałem pływanie, jazdę na rowerze i godziny sprawności. W tym cotygodniowe ćwiczenia sprawności biegacza, których udało się nagrać aż 23. Byłem z tego dumny, że ćwiczyło ze mną on-line tak wiele osób, choć przyznam, że było to często mocno karkołomne przedsięwzięcie, wymagające dużo zabiegów organizacyjnych.
Kilka dni po obozie pobiegłem w Krakowie w Nocej 10-tce. Organizatorom należą się brawa – Była ro fantastyczna impreza z niezapomnianym klimatem. Trasa wiedzie malowniczymi terenami wokół zamku Wawelskiego. Nie jest super szybka, ale można solidnie pobiegać i sprawdzić swój poziom sportowy.
Szczerze mówiąc spodziewałem się lepszego biegania, ale cel numer jeden, czyli porządne przetarcie udało się zrealizować! Na mecie 31:12 z szarpanego biegu.
Przy okazji zająłem wysokie 3 miejsce w całym biegu tocząc bój o drugie prawie do samej mety. To był naprawdę ściganie na całego i bez oszczędzania się. Ostatni kilometr pamiętam dokładnie – trwał przynajmniej dwukrotnie dłużej od poprzednich 😉
Wyjazd do Peru poprzedziłem organizację Półmaratonu Grudziądz-Rulewo śladami Bronka Malinowskiego. Impreza ta zawsze doładowuje mnie pozytywną energią – tym razem jednak na tydzień przed Maratonem byłem już w trybie kumulacji energii i oszczędzania się. Mimo tego złapałem infekcję, która męczyła mnie przez 3 dni. Mocno się w tym czasie osłabiłem, jednak na 4 dni przed startem zdrowie zaczęło wracać, a przy tym optymizm.
Na szczęście nie sprawdziły się prognozy pogody i mieliśmy umiarkowanie ciepłą pogodę, a nie upał. Wiał za to silny wiatr na lekko pagórkowatej trasie.
Założyłem sobie przed biegiem, że w tych warunkach powinienem wytrzymać w tempie po 3:20 /km, co poza ostatnimi kilkoma kilometrami prawie udało się zrealizować. Końcówka była piekielnie trudna. Wiedziałem jednak, że swoim biegiem pomagam drużynie w walce o medal.
Był to fantastyczny wyjazd połączony ze zwiedzaniem kolejnego interesującego miejsca na mapie Świata. Kosztowanie lokalnej kuchni, poznawanie zwyczajów i oczywiście możliwością porządnego „sponiewierania się” 🙂
Wychodzi na to, że to jedne z moich ulubionych czynności – raz na kilka miesięcy…
Po powrocie rozpocząłem okres przejściowy w treningu. Jednak już po 2 tygodniach i przebytej lekkiej infekcji poczułem duży przypływ formy. Wykorzystałem to na trening z większymi prędkościami, czego mocno brakowało mi przez ostatnie miesiące, a nawet lata, kiedy to albo miałem przestoje związane z urazami, covidami, czy trzeba było skupiać się na przygotowaniach do Maratonu, a te trudno się realizuje, kiedy nie ma zapasu prędkości, który w moim przypadku bardzo wyraźnie spada, kiedy nie biegam szybko, co potęguje niestety wiek, praca na etacie, obowiązki życia codziennego, a wszystko to w sumie brak możliwości optymalnej regeneracji.
Dlatego też jeździłem na stadion, zakładałem startówki, nawet zdarzyło się kolce lekkoatletyczne i „przepychałem” treningi z większymi prędkościami.
Wszystko to szło dość opornie, tym bardziej, że pamiętam doskonale, jak było to jeszcze kilka lat wcześniej, kiedy z łatwością potrafiłem przebiec kilometr w 2:40, czy 500-setkę nawet 1:15 i szybciej, a tu teraz zupełnie inny rząd wielkości…
Dobrze ponad miesiąc tego typu treningu, gdzie obecne były 300-400 metrówki w tempie na nawet 2:50/km, tysiączki-1200 metrówki na ok. 3:00-2:55, także dłuższe bieganie ok 3:15-3:05. Przebieżki i 200-metrówki po nawet 14 sek na 100 i w granicach 30-31 sek na 200 m.
Poskutkowało to tym, że podczas Warsaw Track Cup w moje 41 urodziny uzyskałem wynik 14:53 na 5000 m.
Tego dnia byłem szczęśliwym biegaczem, robiąc to, co lubię, a przy okazji wróciły wspomnienia kilkunastu lat biegania po bieżni. Znacie mnie jako biegacza – maratończyka, ale tak naprawdę na bieżni spędziłem więcej czasu niż w biegach ulicznych. Jako 19-sto latek pobiegłem 14:25. Na 5000 m zdobyłem swój pierwszy medal Mistrzostw Polski w dorosłym bieganiu.
Zaraz po WTC złapałem najlepszy moment formy w całym sezonie. Potrafiłem przebiec 6 kilometrówek poniżej 2:55, z czego jedną poniżej 2:50!
Długo wyczekiwany urlop oczywiście z elementami biegowymi 🙂 Na stadionie w Makarskiej w temperaturze ok 30 stopni naprawdę dobrze się wyszalałem. Być może biegałem tam trochę za szybko, dawałem ponieść się emocjom związanym z większym wysiłkiem, pełnią zdrowia oraz nieograniczonym czasem na trening i regenerację. To, czego zawsze zabraniam biegaczom amatorom na obozach biegowych🙈
12 mmol/l to naprawdę bardzo dużo jak na maratończyka!
Krótko po powrocie z wakacji wystartowałem w biegu na 10 km. W znanych mi okolicach, blisko domu, a jeszcze bliżej pracy. Spodziewałem się zdecydowanie wyższej formy – wynik 31:24 pozostawiał wiele do życzenia. Jednak pozwoliło mi to na zwycięstwo. Trochę w stylu „rusz mocno, wypracuj przewagę, a później jakoś to dowieź”.
Byłem wyczerpany. Ewidentnie zbyt mocno potrenowałem w okresie poprzedzającym – zbyt intensywnie.
Potraktowałem to jednak jako etap przygotowań do październikowych Mistrzostwach Świata Wojskowych w biegach przełajowych. Byłem tam znowu w rezerwie, jednak jeśli była możliwość startu, to starałem się podchodzić do tematu w sposób profesjonalny.
Chwilę po Biegu Powstania Warszawskiego dostałem zaproszenie na podcast do Bieganie.pl
Gospodarzami byli Adam Kszczot, z którym mam od lat bardzo dobre relacje, ale zawsze budził we mnie respekt swoją charyzmą i wynikami sportowymi, a także znany dziennikarz sportowy Maciej Kurzajewski, którego głos dziennikarski pamiętam z początków biegowej przygody. Stresowałem się tym spotkaniem. Być może dlatego, że jestem dzisiaj w innej roli, niż przez ostatnie długie lata. Nie jestem już postrzegany jako biegacz – zawodnik, ale biegacz trener i ekspert. Tak też się mnie przedstawia, a prawda jest taka, że nie wszystko jeszcze o bieganiu wiem. Część wiem, bo tak mi się wydaje, ale nie mam tego gruntownie sprawdzonego, a tylko wtedy mówię o pewnych aspektach biegania w pełni swobodnie.
Jednak rozmowa była bardzo przyjemna i inspirująca do dalszego działania!
Lipiec i pierwsza połowa sierpnia to przygotowania do organizacji 2 imprez: Falcon Żelazny Bieg i 5-tka z Żołnierzem. Takie zadania w pracy to ja rozumiem 🙂
Pierwszy miał charakter biegu terenowego z przeszkodami i to bardzo nietypowymi👇
Drugi to klasyczne, szybkie 5 km na Błoniach Stadionu Narodowego w Warszawie, również dla dzieci.
Już dzień po pracowitym weekendzie delektowałem się biegiem „Lisu” podczas Mistrzostw Europy. To było coś wspaniałego – najpiękniejszy dzień polskiego maratonu od przynajmniej 30 lat! Styl w jakim Ola wygrała, z pewnością zostanie w pamięci na lata.
Oglądałem bieg w drodze do Szklarskiej Poręby, gdzie miałem czas pobiegać, odpocząć, przewietrzyć głowę przed kolejnymi, jesiennymi wyzwaniami.
Wreszcie przekroczyłem w tygodniu 100 km i nic mnie nie pobolewało 🙂 Miałem w planie przygotować się do Półmaratonu Praskiego. Myślałem o próbie ataku na Rekord Polski M40, jednak 2 treningi tempowe pokazały, że nie mam na to szans. Czułem się słabo. Nie miałem swobody biegania, wysoki mleczan, częstość skurczów serca, a tempa nawet nie zbliżały się do prędkości półmaratońskich. Coś się wyraźnie we mnie zacięło…
Po powrocie do Warszawy już nic wielkiego nie robiłem. Tydzień lekkiego biegania i start. Te emocje, idealne warunki pogodowe, tłum uśmiechniętych biegaczy i poniosło!
Pierwsza dyszka wolniej niż założenia z kilku tygodni wstecz. 31.50 na półmetku, więc drugą dyszkę trzeba biegać 20 sekund szybciej. Mimo tego, uwierzyłem, że może się dzisiaj udać… Do 17 km sporo odrobiłem. Później nie patrzyłem już na zegarek. Niestety zabrakło finalnie ok. 20 sekund. Gdybym zaczął szybciej i biegł w grupie, to tego dnia byłoby to do zrobienia…
Początek września to oczywiście Półmaraton 2 mostów w Płocku. Już 10-ta edycja! Od początku mam przyjemność odpowiadać za koncepcję i przeprowadzenie imprezy. To jedno z moich doświadczeń, które są bardzo bliskie mojemu sercu. To promocja biegania i dbania o zdrowie w czystej formie💪 W rodzinnym mieście.
W tym roku nawet trafiliśmy na planszę słynnego Monopoly Płock – wpakujesz się, to płacisz wcale nie mało 😉
Tydzień po Półmaratonie w Płocku przyszedł czas na bieg przełajowy – Bieg Soczewki, który udało mi się wygrać 🙂
Na drugi dzień organizowaliśmy trzecią edycję Warsaw Track Cup, a zaraz na następny dzień wymknąłem się na obóz do Szklarskiej Poręby. Zamieszkałem w pokoju z Marcinem Lewandowskim i razem trochę nawet potrenowaliśmy. Zrobiłem kilka świetnych treningów siły biegowej, długich wybiegań i jak na zdjęciu poniżej zabawę biegową na słynnych Reglach z całkiem dużymi prędkościami i z aktywną przerwą. „Krew w płucach” jak podczas mocnego biegu przełajowego!
Zaraz po obozie wystartowałem, choć nie miałem takiego planu w Biegnij Warszawo i ponownie wygrałem!
Jak się później okazało start w tych zawodach, był błędem. Byłem zmęczony po obozie, nie nastawiłem się do tego odpowiednio, nie odpuściłem ostatnich dni… Wygrałem wprawdzie biegnąc mocne jedynie 2 kilometry, jednak mimo tego przyszła kontuzja typowo przeciążeniowa.
Wróciłem do pracy, ale też do zobowiązań. Zgodziłem się pomóc w prowadzeniu Maratonu w Poznaniu. Teoretycznie proste zadanie, ale z lekkiego bólu zrobił się duży i towarzyszył mi przez następnych kilka miesięcy…
Była to jednak kolejna świetna biegowa przygoda. Tydzień po Poznaniu poprowadziłem Izie dyszkę w Kole – to było jeszcze łatwiejsze zadanie.
Przy okazji wygrałem kategorię M40 🙂 z wynikiem 32:42. Trasa w Kole jest naprawdę szybka!
Tego dnia poczułem ból w pośladku, co spowodowało, że zaraz odpuściłem trening. Przez 6 dni nie biegałem, licząc, że uraz ustąpi. Trochę fizjoterapii, niestety nic nie pomagało. Przez kolejny miesiąc biegałem niewiele. Odpuściłem Bieg Niepodległości, gdzie licznie startowali moi zawodnicy. To był świetny dzień!
Iza Paszkiewicz zdobyła złoty medal Mistrzostw Polski na 10 km w Poznaniu.
Wielu moich podopiecznych pobiło rekordy życiowe. Kilku po raz pierwszy połamało granicę 40 minut na 10 km!
Ania Bańkowska trzecia w Białymstoku. Przetarła się, żeby za niespełna 2 tygodnie bardzo dobrze wypaść na Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych, gdzie zdobyliśmy srebrny medal.
Listopad zleciał mi na leczeniu urazu, co postępowało wolno, ale sukcesywnie, żeby na kilka dni przed startem w wojskowych zawodach przełajowych pod Londynem być przekonanym, że się udało!
To był wyjątkowy bieg! Nie byłem do niego przygotowany, ale siłą woli i doświadczenia całkiem nieźle pobiegłem. Walczyłem do samej mety i to był najtrudniejszy bieg w sezonie. Dokładnie jak nawet 28 lat wcześniej, kiedy dawałem z siebie absolutnie wszystko. Za metą nie mając wątpliwości, ze nawet sekundy bym nie urwał, choćby nie wiem co…
NIestety po tych zawodach odnowiła się kontuzja z e zwiększoną mocą i aże do końca roku i praktycznie do końcówki lutego 2023 się z nią zmagam.
Kontuzje są utrapieniem każdego biegacza. U mnie pojawiały się od samego początku biegowej przygody. Zawsze były takim zimnym prysznicem biegowych zapędów, żeby trenować więcej i ciężej. Zazwyczaj można ich było unikać, gdyby trenowało się mądrzej. Być może kiedyś jeszcze zmądrzeję albo nauczę się być w końcu sportowym egoistą 🙂
Poza wieloma startami w zawodach, wspomnianymi treningami Sprawności Biegacza na Facebooku, nagraliśmy 20 odcinków „O co Biega?”,
Poprowadziłem wraz z Giża Team wiele treningów na halach. Tu rozwijam się jako trener. Przerzuciłem się z planami na platformę Training Peaks, która daje nowe, olbrzymie możliwości. Z 3 zawodnikami zbliżyłem się na sekundy do ich upragnionej bariery 3 h w Maratonie. W 2023 powinno się udać. Większość poprawiła życiówki na wielu dystansach i chcą jeszcze – to mnie nakręca do działania. Jeśli chcielibyście dołączyć do mojej drużyny, to serdecznie zapraszam!
Nie tylko chodzi o bicie rekordów, ale o budowanie zdrowego organizmu, kompleksowe przygotowanie zarówno wytrzymałościowe, siłowe, gibkościowe, techniczne i mentalne.
Wiosną mam plan organizować treningi na stadionie, więc jeśli jesteś z Warszawy, to myślę bardzo dobre rozwiązanie dla Ciebie.
Rok 2022 był z pewnością rokiem podcastów:
Poza Bieganie.pl, było Sportofino:
Biegowe.pl z Damianem Bąbolem:
i na koniec roku Kuba Pawlak i 42195FM
W 2021 i 2022 roku miałem też przyjemność być ambasadorem marki ON. To bardzo dobre produkty biegowe! Oferta się poszerza. Buty są bardzo dobre, ubrania biegowe absolutnie najwyższej jakości!
Mam takie swoje życzenie na 2023, żeby zrobić biegowo choć trochę tego, co udało się w 2022 roku. Może już sam nie jestem w stanie wiele zrobić, ale moi zawodnicy z pewnością!