Maraton przebiegłem 14 kwietnia – zaraz po czułem się bardzo dobrze, jeśli chodzi o samopoczucie ogólne i stan układu ruchu. Zaskoczyły mnie łydki – zniosły bieg idealnie, co zwykle było najbardziej uciążliwe. Mimo tego organizm domagał się odpoczynku, co pokazywała zwykła niemoc w czasie nawet lekkich biegów. Mój doświadczony organizm wysyła mi tak czytelne sygnały, że nawet nie trzeba zastanawiać się nad planowaniem kolejnych treningów.
Po kilku dniach po Maratonie zamiast iść pobiegać, wybrałem się na rower. To na tym etapie świetne rozwiązanie, bo układ ruchu odpoczywa, a krew krąży, czym przyspieszamy regenerację. Miało być leciutko, a wyszło dość mocno. Pojechałem z żoną moją „zakurzoną” szosówką. Ania na swojej nowej „czasówce”. Niby nie miałem problemu z trzymaniem koła, ale musiałem pracować, szczególnie 4-głowe ud.
Po 2 takich jazdach, z czego podczas drugiej to ja nadawałem tempo, nabawiłem się przeciążenia mięśni 4-głowych ud i co gorsza, po prawej stronie zaczęła mocno boleć przepona. Przez kilka dni nie byłem w stanie wiele zrobić. Bieganie sprawiało ból, nawet rekreacyjne pływanie.
Nie było pośpiechu, więc zwyczajnie odpoczywałem. Korzystałem z zabiegów odnowy biologicznej: 2-3 razy w tygodniu masaż, na zmianę z solanką. Automasaże rollerem i innymi narzędziami tortur J.
Naprawiłem zęby, zająłem się tym, co było odwlekane przed Maratonem.
Dla sportowców zdrowe zęby to bardzo ważna sprawa. U mnie pod zębem, gdzie miałem kanałowe leczenie utworzył się stan zapalny – bardzo duży. Pewne jest, że musiał mnie osłabiać pomimo, że nie odczuwałem bólu.
Kazik (triathlonista i biegacz) przyszedł na szczęście z pomocą – polecam Wam jego gabinet. Na miejscu zdjęcie i szybkie działanie. Impladent Stomatologia w Nakle nad Notecią!
W połowie maja pojechaliśmy na tydzień na rodzinne wakacje. Było upalnie, woda słona. Popływałem, wygrzałem się na słońcu – naprawdę odpocząłem fizycznie i psychicznie. Czułem się fantastycznie. Biegałem bardzo mało, choć regularnie. Udało się też trochę popływać, porozciągać i zrobić mini ćwiczenia stabilizacji.
Tuż po powrocie miałem ochotę wrócić na bieżnie, żeby poprawić prędkość. Zrobiłem bieg w 2 zakresie intensywność – wyszedł super. Później równie dobre 10×200 m, jednak ciało wyhamowało od razu przesadne ambicje. Miałem pobiec na 1500 m, ale nie było sensu ryzykować, bo czułem, że nogi potrzebują jeszcze trochę czasu. Z początkiem czerwca znowu tylko truchtałem, żeby po tygodniu przebiec zabawę biegową i długie rozbieganie.
Po obu tych treningach poczułem, że mogę już więcej i szybciej biegać, a co najważniejsze wiedziałem, że wygląda to całkiem nieźle! Równo 2 miesiące po Maratonie razem z Jackiem Wichowskim zrobiliśmy 6×600 m z prędkością ok 2:46/km i 300 m w 42,6.
Wyglądało na to, że jestem już na niezłych obrotach, jednak za 4 dni, kiedy miała być jeszcze lepsza dyspozycja, okazało się, że jestem zmęczony i nie mam energii.
Wystartowałem w swoich pierwszych Mistrzostwach Polski Masters. Był to dystans 3000 m podczas Płockiej Szybkiej Trójki. U siebie zwykle biegało mi się bardzo dobrze, jednak tym razem w upale i przy silnym wietrze było inaczej. Już po kilometrze miałem dosyć. Musiałem stopniowo zwalniać. Nie czułem świeżości, a o ostatnich 2 okrążeniach chciałbym szybko zapomnieć J
Ostatecznie jednak wygrałem bieg, ale 8:52,04 pozostawia wiele do życzenia.
Nie przejmowałem się tym szczególnie bo do Maratonu nadal dużo czasu, a klucz, to wypocząć i tylko podtrzymywać jaką-taką formę, żeby nie nabawić się kontuzji. Żeby nabrać dystansu do rygoru treningowego. Rozwijać się krok po kroku – jak się okazało, jeszcze mniejszymi krokami 🙂
W maju i czerwcu biegałem między 50, a 80 km tygodniowo. Jednak popływałem, pojeździłem na rowerze, spędziłem dużo czasu z rodziną. Biegowo poćwiczyłem na płotkach. Być może za zrobiłem ciut za mało sprawności ogólnej.
Ostatni tydzień czerwca spędziłem w Szklarskiej Poręby, bez specjalnego treningu. Dzień po 38-smych urodzinach zrobiłem solidną siłownię i niestety przeciążyłem odcinek krzyżowo-lędźwiowy. Była to trzecia tego typy siłownia z gryfem 20 kg w ciągu ostatniego miesiąca. Sporo intensywniejsza niż pierwsze dwie – jednak zbyt intensywna. W treningu poznajemy granice dopiero po ich przekroczeniu… To kolejna nauka, mam teraz nadzieję, że nie będzie to zbyt sroga lekcja i zakończy się jedynie kilkoma dniami odpoczynku.
Tu wniosek jest taki, że po pierwsze muszę przestudiować nagranie treningu, gdzie były ewentualne techniczne błędy (jeśli były, a nie powodem była zbyt duża ilość ćwiczeń). W dalszym czasie najpierw popracować nad stabilizacją mięśniową „centrum”, we wszystkich płaszczyznach. Dopiero wtedy zabiorę się ponownie za super działającą zimą i wiosną „lekką, ale niebezpieczną sztangę”.
W ciągu tych 2 miesięcy udało się zrobić kilka wartościowych rzeczy – nie tylko biegowych i nie tylko dla siebie. Miałem kilka spotkań, charytatywnych akcji, czy propagujących bieganie imprez. Między innymi w Szklarskiej Porębie, mam nadzieję inspirujące spotkanie o moim bieganiu – dla mnie takie było!
Od lipca planowałem wejść w solidny trening – najpierw przygotowanie do 10 km na 27.07, a następnie wejście w objętość i w drugim tygodniu września wyjazd w góry na 1750 m n.p.m., po czym po miesiącu start na 10 km i po 3 tygodniach Maraton w chińskim Wuhan jako główne danie drugiej części sezonu.
Walka trwa!
1 Comment
Powodzenia,trzymam kciuki za kwalifikacje olimpijską!!!mój cel trochę odbiega od twojego bo to tylko złamanie 1:40 w półmaratonie ale serca włoże w to równie wiele.