W środę 31 października, na 11 dni przed 11.11, o 11:11 🙂 przebiegliśmy wraz z Jackiem Wichowskim trening specjalny. Było to 7 odcinków. Najpierw 4 km w II zakresie intensywności, później 2 km pod progiem przemian beztlenowych i 5 x 1 km ponad progiem, z prędkością do mojego rekordu życiowego na 5 km:
Było genialnie, ponieważ biegałem szybko, szybciej niż nawet zakładałem. W ciemno wziąłbym średnią pięciu tysiączków, bo o nie tu chodziło, na poziomie 2:50-2:49, a wyszło ok 2:47.
Pogoda dopisała – była idealna, nowy asfalt w Parku Skaryszewskim jest bardzo szybki, miałem pomoc Jacka Wichowskiego, który przez większość treningu dotrzymywał mi kroku i Kuby Wiśniewskiego, który mobilizował, podawał picie, mierzył mleczan we krwi i nagrał materiał. Notabene, jeśli na treningu jest ktokolwiek, zawsze trening wychodzi lepiej – jest to udowodnione naukowo, że często sama obecność kogoś na treningu wpływa na jego lepsze wykonanie – na mnie działa to ewidentnie.
Jedyne, co było minusem, to liście, czasem mokre, które powodowały, że odbicie i stabilność były osłabione. Nie było ich na szczęście zbyt wiele i można je było w pewnym stopniu ominąć. Przy dużych prędkościach było to już odczuwalne.
Czwórka i dwójka były rozgrzewką. Po drugim odcinku miałem mleczan na poziomie 3,2 mmol/l, a więc bezpiecznie w mojej pomarańczowej(podprogowej) strefie. Nie było to dla mnie kosztem energetycznym, a raczej przystawką przed daniem głównym – 5×1 km. W Szklarskiej Porębie przebiegłem 6×1 km po 2:50-2:52 i by to punkt odniesienia. Nie było jednak pewne, jak zachowa się organizm zarówno po tym treningu, jak czwartkowym, bardzo ciężkim crossie w Koksijde.
Pierwszą 500-setkę przebiegłem jednak w 1:22 i już wiedziałem, że jest dobrze, bo biegłem swobodnie. Na pierwszym, drugim i trzecim odcinku w zasadzie zwalniałem, hamowałem się, a czasy wychodziły nadspodziewanie dobre.
Czwarty był trudniejszy, być może dlatego, że trzeci w 2:45 zostawił ślad, a przerwa 2:30, nie była wystarczająca. Pierwszą 500 setkę przebiegłem w ok 1:26, a zatem dużo wolniej niż poprzednie. Jednak na drugie 500 m zmobilizowałem się i przebiegłem je w 1:24. Ostatni odcinek był łatwiejszy od 4-tego – w 2:47,5. Mogłem zafiniszować i więcej się zmęczyć, to jednak zostawiam na 11 listopada 🙂
Mleczan na koniec to 11,3 mmol/l, a więc bardzo dużo.
Bardzo jestem ciekaw, ile uda mi się pobiec na 10 km. Co ciekawe dopiero po raz drugi w życiu przygotowuję się do biegu na tym dystansie. Ostatnio było to w 2006 roku i zakończyło się niepowodzeniem – skrajnym przetrenowaniem z makabrycznymi wręcz skutkami. Teraz są to przygotowania mocno okrojone, bo niespełna 2 miesięczne, jednak typowe do czasu pracy ok. 30 minut, a nie jak to w Maratonie ok. 130-stu…
W Warszawie poza walką z czasem, będę miał znakomitych rywali. Wśród nich tegoroczny Mistrz Polski na 10 000 m Tomek Grycko z rekordem życiowym poniżej 28:50, sam Henryk Szost, który mimo słabszego biegu przełajowego, na asfalcie czuje się zupełnie inaczej. Biegać będzie też Adam Nowicki wielokrotnie poniżej 29:30, a także wielu innych szybszych i młodszych ode mnie rywali. Cieszę się, że tegoroczny Bieg Niepodległości zebrał na starcie tak wielu wyczynowych biegaczy – być może da to duże wyniki! Cieszę się, że jestem w grze. Trudno będzie nawiązać walkę z wymienionymi Rywalami, a ja oczywiście myślę tylko i wyłącznie jak wygrać 🙂
2 Comments
Mariusz, moim zdanie w związku z kontuzją Szymona Kulki jeden z Was powinien jechać do Libanu…
Szanuję Pana zdanie, jednak będąc w Wojskowym Zespole Sportowym mamy nie tylko cele – starty w Mistrzostwach Świata CISM. Są to też starty w imprezach cywilnych, a takim był Maraton w Berlinie podczas Mistrzostw Europy. Był to trudny Maraton, a ja bardzo długo dochodziłem do siebie, co wiedział Trener wystawiający skład na Mistrzostwa Świata.
Mam 37 lat i mój organizm potrzebuje więcej czasu na regenerację. W związku z tym moje przygotowania szły w kierunku 10 km. Tu trening jest dużo łatwiejszy, a przy okazji jest to inwestycja w przyszłość, bo jest to tzw. trening zapasu prędkości.
W przyszłym roku mamy Wojskowe Igrzyska, co jest dla nas najważniejsza imprezą raz na 4 lata. Są to zawody letnie, a ja w ostatnich latach dobrze radzę sobie w takich warunkach atmosferycznych. Myślę, że mogę być silnym ogniwem reprezentacji, ale tylko wtedy, kiedy nie będę przeciążony tegorocznym sezonem.
Ponadto być może wiosną nie wystartuję na dystansie Maratonu, kumulując siły na jesień. Muszę szafować siłami, bez względu na ambicje, które ciągle nie gasną.
Pozdrawiam!