10 dni obozu za mną. Było to zdecydowanie dobre wejście w obóz!
Pomimo, że miałem raptem 13 dni przerwy pomiędzy treningiem w wyższych górach (Iten – Kenia 2400 m n.p.m. vs Albuquerque USA +/- 1600 m n.p.m.), musiałem przejść aklimatyzację. Świadczyło o tym głównie samopoczucie na treningach i tętno – na nawet spokojnym bieganiu. Swoje robi też zmiana czasu, do czego trzeba się przyzwyczaić, a zajmuje to zwykle 3-4 dni (7 godzin różnicy czasowej). Początkowo chce się spać już w środku dnia, ale trzeba wytrzymać do przynajmniej godziny 21. Mimo, że jest się mocno zmęczonym, ciężko spać do rana.
Nie jest to jednak duży problem, po tygodniu wszystko się normuje i można mocniej trenować.
W Nowym Meksyku wylądowałem w piątek. W sobotę, niedzielę i poniedziałek zrobiłem tylko rozbiegania – maksymalnie 25 km. We wtorek podbiegi z Arturem Kozłowskim, w środę 21 km w drugim zakresie intensywności z Błażejem – kolegą z pokoju. Rozbiegania w dużej grupie, dodatkowo z Heniem Szostem i Arkiem Gardzielewskim. Wspólny trening sprzyja każdemu, szczególnie, kiedy trzeba walczyć z dużym zmęczeniem, gdy warunki pogodowe są trudniejsze. Czas płynie szybciej, jakość biegania jest znacznie wyższa.
W czwartek luźno – 2 spokojne wybiegania + sprawność, w piątek podbiegi, w sobotę pierwsze tempo. Tempo to trening klucz, to ono głównie decyduje o poziomie sportowym na zawodach, to tu dopiero widać, co jesteśmy warci. U biegaczy Amatorów jest trochę inaczej, większy nacisk kładzie się na II zakres, natomiast wyczynowiec bazuje na tempie.
Tego dnia postawiłem sobie ambitny cel. Chciałem przebiec 3 x 4 km w tempie maratońskim. To w górach nie byle co… Zakładam sobie na 22 kwietnia wynik w granicach 2:13, a więc trzeba próbować biegać długie odcinki w górach w tempie ok. 3:08-3:12 / km. Załapałem się na trening z Arturem i Błażejem. Dzięki temu było mi dużo łatwiej. Wyszedł z tego trochę inny trening. Improwizowałem zależnie od zmęczenia. Przebiegłem najpierw pełne 4 km, drugi odcinek skończyłem po 3,5 km, trzeci zaczęliśmy dużo szybciej, bo 2 km po 3:04, zwolniłem trzeci kilometr do 3:09 i zatrzymałem się po tym kilometrze. Następnie przebiegłem sam pod wiatr 2 km po 3:11 i ostatni kilometr z Arturem w 3:01. Jestem bardzo zadowolony, bo udało się przebiec blisko 14 km w bardzo dobrym tempie i na odpowiednim zmęczeniu. Jestem przekonany, że dałem z siebie tyle, ile w tym czasie powinienem. Mleczan to 5,3 mmol/l., więc trening z grupy budujących.
Niedziela to 20 km w spokojnym tempie + odnowa. Cały tydzień na objętości 200 km – z rezerwą, na ogólnie dobrym samopoczuciu.
Jestem w decydującym okresie przygotowań, gdzie na bok odchodzą uzupełniające formy, a najważniejsze jest wspomniane tempo i długie biegi na właściwym zmęczeniu.
Coś dla ciała, coś dla ducha. Syn właściciela ośrodka jest Duchownym, prawie moim rówieśnikiem. Mieliśmy szczęście uczestniczyć w Mszy Świętej na terenie hotelu. Nietypowa sceneria oraz grono znajomych i przyjaciół sprzyja przygotowaniom do zbliżających się Świąt.
Mimo wielu lat wyczynowego biegania nie ginie podekscytowanie przed kolejnymi trudnymi wyzwaniami. Jutro mam w planie najdłuższy bieg przygotowań!