Po udanym długim biegu z poprzedniej niedzieli i zachowawczych prędkościach przyszedł czas na test na większych obciążeniach – szybszym bieganiu. To one tak naprawdę decydują o podnoszeniu poziomu. Jeśli chce się biegać Maraton w granicach 3:08, to należy przynajmniej raz na 10 dni przebiec jeden trening z prędkościami około-startowymi.
We wtorek (13.02) pojechaliśmy na Tombach Stadium. Jest to akademicki obiekt sportowy położony ok. 15 km od Iten. Niżej aż o 400 m nad poziomem morza. Miałem przebiec ostrożnie 2 x 5 km w II zakresie i kilka odcinków szybszego biegania – test.
Dwie piątki skończyły się 5-ką i czwórką. Było gorąco, podczas drugiego powtórzenia częstość skurczów serca wzrosła już po 2 km bardzo znacząco. Skróciłem i nastawiłem się na szybsze odcinki.
Przebiegłem 2 x 800 m. Najpierw w 2:26 za Damianem Kabatem, a następnie w 2:27 z Pawłem Koskiem (fajnie było złapać się chłopaków – razem zawsze wychodzi to łatwiej).
Niestety stadion jest w opłakanym stanie. Słynne Kamarini w Iten jest w remoncie. Tombach jest nierówny, z wybieganą / wyżłobioną rynną na pierwszym torze. Noga niestety nie przeszła testu, bo zaczęła lekko doskwierać: swoiście ćmić, generalnie straszyć.
Nie mogę teraz jej osłabić. Na kluczowy okres, czyli marzec-kwiecień trzeba być w pełni sił i zdrowia, więc teraz lepiej zmniejszyć obciążenia, dać nodze wyzdrowieć. Niech budowaniem wydolność zajmie się sama wysokość, na której mam szczęście przebywać. Niejednokrotnie zawodnicy, którzy w górach biegali mało, walczyli z kontuzjami, nie realizowali ambitnego planu, po zjeździe bili życiówki…
W dalszej części tygodnia wróciłem do lekkich biegów po trawie, dużej ilości sprawności i masaży u Isaacha, 2 dni zrobiłem zupełnie bez biegania, żeby z końcem tygodnia pobiec ponownie longrun. Tym razem z dużą grupą.
Było to fajne przeżycie i wyzwanie!
Ruszyliśmy z domu w całkowitej ciemności – o 5:40, żeby o 7:00 zacząć biegać na słynnej Moiben Road. Najpierw blisko 4 km rozgrzewki, czyli spokojnego truchtania, później kilka ćwiczeń rozciągających i rozgrzewkowych.
Grupa, z którą przyjechaliśmy, to tzw. grupa Betsi
od imienia liderki. Biegaczki z wyśmienitymi rekordami życiowymi poniżej 31 minut na 10 000 m, 14 i pół na 5 000 m. W tym roku startuje podczas Orlen Warsaw Marathon!
Założenie było proste 32 km w 3:48. (w zeszłym tygodniu przebiegliśmy tak 25 km, więc wydawało się idealnie). Grupa liczyła ok. 12 osób. Prowadził mężczyzna specjalnie do tego zaangażowany, pomagali Czesi.
miejscami szutrowa droga jest doskonałej jakości – naturalna, zatem zdrowa!
Ja spokojnie w środku grupy, czasem zmieniałem na prowadzeniu jednego z Czechów, biegnąc obok prowadzącego.
Łapaliśmy lapy na GPSach w granicach 3:50-3:38 zależnie od nachylenia terenu. Biegło mi się bardzo komfortowo, Nie chciałem jednak przesadzać z ilością, głównie ze względu na nogę. Po 18 km zacząłem się rozglądać za nawrotem. Wiedziałem, że grupa zaraz zawróci. Zrobiłem to przed 19-stym kilometrem. Średnia wychodziła 3:45, więc szybko. Częstość skurczów serca nie pozwalała na więcej, więc nie „szalałem”. Po nawrocie biegłem już w granicach 4:00-4:10 do 24 km. Dalej 2 km truchtu.
Co ciekawe po zwolnieniu z 3:45 do 24 km HR utrzymywało się na wysokim poziomie. Bardzo mocno odróżnia to bieganie na poziomie morza. Zwykle spadek byłby rzędu 20 uderzeń na minutę, a tu tylko 5-10… To jest właśnie Kenia i wysokość nad poziomem morza!
Po 26 km dogoniła mnie grupa i wsiadłem do Matatu, które poza podawaniem napojów i ochranianiem biegaczy, zbiera niedobitki takie jak tym razem ja :).
W grupie biegało wspomnianych 12 osób, a w niej różne osoby miały różne cele. Część przygotowuje się do Maratonu, część do półmaratonu, jednak wspólny trening to genialna sprawa – praca idzie znacznie łatwiej, a także jest taniej. 3000 Szylingów za Matatu rozkłada się na grupę. Ja zapłaciłem 200 szylingów (7 zł). Podróżowali z nami też biegacze, którzy tylko dojechali na miejsce, a nie korzystali z asysty auta.
W niedzielę przyszedł czas na odpoczynek – spotkanie w gronie Polaków. Między innymi Marcinem Świercem, który także korzysta z Kenijskich dobrodziejstw.
Po sobotnim bieganiu sprawdzaliśmy profile Jake Robertsona, czy Juliena Wandersa. To, co wyprawiają chłopaki przechodzi granice wyobraźni. Julien przebiegł tego dnia 30 km po 3:17, a Jake po 3:21. Są to prędkości wręcz niesamowite. Nie chodzi tylko o to, że miało to miejsce w Kenii. Na dole robiłoby to równie duże wrażenie.
Być może długie pobyty – przeprowadzenie się do Kenii na kilka lat, jest jedynym sposobem na nawiązanie walki z biegaczami z Afryki?
Wyniki w półmaratonie wymienionych biegaczy (odpowiednio 1:00.01 i 1:00.09), czy 59:48 i 2:05.48 Sondre Moena mówią same za siebie. Czwartym jest brat Jake’a – Zene (półmaraton 59:47).
Jest to bardzo ciekawe zjawisko – chłopaki wybrali, wydaje się, idealną ścieżkę rozwoju swojej kariery.
Śledzę ich poczynania od wielu lat. Bracia byli już w Kenii przed 2010-tym rokiem, kiedy pierwszy raz przyjechałem do Iten. Ich rozwój jest poprzedzony trudnymi przeżyciami, pozostała dwójka bardzo szybko wskoczyła na „kosmiczny” poziom.
W Iten mówi się o bardzo ciężkiej pracy – na granicy możliwości, ryzykownej, niektórzy traktują te rezultaty z przymrużeniem oka. Julien umieścił ostatnio umieścił na swoim profilu film z pobierania krwi przez kontrolę antydopingową.
Sondre biega wszystko, nawet rozbiegania bardzo szybko, tempo Jake’a na 15 x 1 km nawet do 2:45 po szutrowych drogach. Julien już 4 dni po życiowym Półmaratonie w 1:00.09 biegał fartlek na odcinkach 4′ z przerwą 1′, a po 6-ściu wspomnianą 30-stkę po 3:17. Może to młodość, może adaptacja do panujących tu warunków, może genialny trening…
Sondre w tej chwili płaci za ciężki trening, w ciężkim terenie kontuzją i podobno nawet depresją… Jest to jednak częścią biegania. Znam to uczucie doskonale, kiedy marzenia zaczynają się spełniać, przychodzi nagle kontuzja i zabiera coś tak bardzo cennego, na co pracowało się latami, być może bezpowrotnie – tak myśli się w chwili poważnego urazu.
Z Sondre miałem okazję trenować 2-krotnie. Raz w Kenii w 2014 roku, drugi raz w Font Romeu w 2015. Nie był to wtedy zawodnik tego pokroju, co w tej chwili. Postęp po pobycie w Kenii, to z 2:12 na 2:05 – 3 klasy sportowe w niecałe 2 lata!
Przyznam szczerze, że wynik chłopaków z jednej strony pokazują, że można – „biali” też jednak mogą biegać szybko! Z drugiej strony są to ludzie z bardzo bogatych krajów. Nowa Zelandia, Norwegia, Szwajcaria. Mogli w młodym wieku pozwolić sobie na przeniesienie się do Iten, czy gdziekolwiek by chcieli… Do tego mogą trenować na najwyższym poziomie, mieć idealną opiekę – tylko pozazdrościć lub starać się naśladować!
Gdybym był młodszy… nie wiadomo co bym zrobił. W wieku 25 lat zadłużyłem się i porwałem na wyjazd na 3 tygodnie do Font Romeu, co było na ten czas czymś wyjątkowym (Opel Corsa na gaz, cały bagażnik jedzenia, 2 razy podczas podróży Policja w Niemczech i Francji przeszukuje nas bardzo dokładnie itd. Inne czasy… Gdybym nawet sprzedał moją Corsinę, to starczyłoby na bilet i chwilę życia w Kenii, a co dalej?!?
Nie ma co gdybać… Moje bieganie, to mimo wielu błędów, miesięcy trudnych i wreszcie jednorazowych nagród, zaspokajających choć odrobinę ambicje – czasem tylko jeden dobry start na słabe 2 lata… Mimo tego wszystkiego i tak cieszę się z tego co mam!
Następny tydzień – bieżący, to ostatnia chwila na zrobienie akcentu szybkościowego – wytrzymałości specjalnej. W następny poniedziałek 26 lutego mam USG i wizytę lekarską u bardzo dobrych fachowców z warszawskiej Gammy. W sobotę widzę się z Tomkiem Gawronem z ARPwave w Konstancinie Jeziorna. Bardzo liczę na ich pomoc w zażegnaniu problemu.
To może wydawać się dziwne, ale muszę teraz zmęczyć nogę, żeby łatwiej było ją leczyć, a przynajmniej zdiagnozować problem. Już nie raz odwiedzałem znakomitych specjalistów prawie zdrowy, co nie pozwalało na odpowiednią diagnozę – kiedy problem jest widoczny wyraźniej, łatwiej zabrać się za „łatanie” 🙂
Poniedziałek to 2 spokojne wybiegania. Postanowiłem odważyć się i spróbować Nike VaporFly 4%, czyli modelu, w których Elioud Kipchoge prawie złamał 2h. Wcześniej bałem się ich próbować przez ciągnąca się kontuzję. Pierwszy test okazał się bardzo obiecujący.
Ryzyko jak widać czasem się opłaca, a przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie dalej. Dzisiaj przebiegłem 8 x 1 km po szutrze średnio po 3:03 na przerwie 2,5 minuty i noga nic nie bolała 🙂 Jest to dla mnie bardzo wartościowy trening, szczególnie, że ostatnie takie bieganie miało miejsce blisko 3 tygodnie temu…
Jak widać na załączonym wyżej obrazku – nie był to dla mojego organizmu spacerek – tak miało jednak być. Najważniejsze, że jest uśmiech 😉
Powoli pakuję już torbę, bo za dwa dni opuszczam Iten, w piątek rano Kenię. Okazuje się, że wyjazd ma jednak szansę być owocny.
Powodzenia w Waszych przygotowaniach i dużo, dużo zdrowia!