Przerwa między obozami w górach – rodzinny wypad w ciepłe kraje – marzenie 🙂
Biegaczem wyczynowym jest się przez cały rok i 24 h na dobę – fakt. Czasem zbyt ambitnym, zbyt skoncentrowanym na celu, zbyt mało wyluzowanym…to ja 🙂
Ideałem byłoby, gdyby można było cały rok spędzać z rodziną. Jest to jednak trudne, wręcz nieosiągalne. Są jednak momenty, kiedy można wyjeżdżać razem. Szuka się wtedy miejsc, gdzie można pogodzić potrzeby wszystkich członków rodziny.
W ubiegłym roku zabrałem moją wówczas 3-osobową rodzinkę 2-krotnie do Szklarskiej Poręby. Zimą na narty, latem na spacery po górach, jesienią już w czwórkę do Radawy do fajnego hotelu i czystego klimatu. Ostatnio na Wyspy Kanaryjskie – po słońce, czyste powietrze, atrakcje wypoczynkowego kurortu. Był to piękny czas, choć biegowo nie wyszło najlepiej – nie było to jednak tym razem najważniejsze. Był to jak wcześniej wspomniałem przerywnik między obozami w górach.
Pierwsze 2 tygodnie stycznia to Szklarska Poręba i bardzo dobry treningowo czas. Duża objętość i 2 obiecujące „trzecie zakresy” (już dość szybko, ale jeszcze spokojnie – na treningi tempowe przyjdzie czas później).
Następnie 2 tygodnie w cieple na wspomnianej Fuertaventure. Pierwsze 3 dni doskonałe, później jednak posypało się zdrowie. Złapałem anginę, musiałem przez 6 dni przyjmować antybiotyk. Wyspa jest jak sama nazwa mówi – wietrzna. Jest ciepło, ale od morza wieje chłodny wiatr. Sprawia to, że trudno jest intensywnie pobiegać. Trzeciego dnia zrobiłem 2 zakres – nic wielkiego i wcale nie szybko, ale zmiana klimatu sprawiła, że było to dla organizmu zbyt wiele. Mocno się rozgrzałem, a wiatr schłodził i już po kilku godzinach dopadła mnie gorączka. Następnego dnia test z krwi pokazał, że należy sięgnąć po antybiotyk, więc o treningu nie było mowy.
Treningowo, to trudna sytuacja. 6 dni kuracji – 4 dni bez biegania, 5 i 6-ty dzień to rozruchy. Dalej powrót do dyspozycji, czyli tylko 2 rozbiegania, następnie lekki bieg ciągły w drugim zakresie, dzień rozbiegań i w sobotę 3 zakres – 3 x 4 km na bieżni machanicznej, żeby ponownie nie przewiało – spokojnie, ale całkiem nieźle jeśli chodzi o tempo, samopoczucie i pomiary fizjologiczne – jest dobrze! Antybiotyk nie zrobił spustoszenia, co czasem się dzieje. Nazbierałem prawie 2 kilogramy nadwagi w stosunku do masy startowej:) co akurat w okresie dalekim do Maratonu na swoje pozytywy.
W niedzielę doszło spokojne długie wybieganie, kiedy to udało się zrobić kilka fajnych zdjęć (powyżej).
Cały wyjazd był zatem połączeniem fantastycznego pobytu rodzinnego i z przyjaciółmi: Trenowałem między innymi razem z Łukaszem Kalaszczyńskim – najlepszym obecnie Triathlonistą na długich dystansach w kraju. Co ciekawe z Łuakszem znamy się już jakieś 20 lat. Chodziliśmy do jednej podstawówki, razem trenowaliśmy przez lata „bieżniową” lekkoatletykę. Tata Łukasza jako pierwszy rozpisywał mi biegowy trening,
a także średnio udanego okresu biegowego, czego oczywiście można było uniknąć… błędem były zbyt ambitne pierwsze dni, za późne wyjście na trening (po 10-tej jest już zbyt ciepło), zbyt cienki, nie chroniący przed wiatrem strój. Wstyd się aż do tego przyznawać…uczymy się jednak całe życie.
Nie ma się jednak co łamać, do kwietniowych Maratonów jeszcze bardzo dużo czasu. Wszystko tak naprawdę zadecyduje się w marcu i kwietniu, a cały grudzień i styczeń można całościowo ocenić bardzo obiecująco 🙂
Walczymy dalej!
Fuertaventura to zdecydowanie raj dla Triathlonu – super trasy na rower, podgrzewane olimpijskie pływalnie. Do biegania jest jednak troszkę zbyt wietrznie. Nawet w górach jak w Kenii, czy Albuquerque tak mocno nie wieje, do tego chłodno. W okresach dalekich do startów docelowych można trenować, jednak w tzw BPS-sie jest zwyczajnie zbyt trudno. Jak kiedyś zaplanuję połączyć rodzinny wypoczynek z przygotowaniem do TRI (na biegowej emeryturce 😉 ), to jeszcze tam wrócę :).