Drugi tydzień przygotowań minął szybko i udanie, mam nadzieję, że przełoży się to na szybkie bieganie w najbliższych miesiącach.
Po niedzielnym długim biegu zanotowałem 2 trudniejsze dni. 27 km w umiarkowanym tempie to na tej wysokości bardzo duży bodziec. Organizm zwyczajnie musiał odreagować. W poniedziałek zrobiłem dzień regeneracyjny. Jedynie spokojna 12-stka z porządnym rolowaniem i rozciąganiem. We wtorek rano rozruch, po południu 15 x 200 m w kolcach. Miałem plan pobiegać szybko, ale luźno, na przerwie 200 m w minutę. Myślałem o 20 sztukach, jednak zmęczenie było odczuwalne, do tego przed treningiem lekko popadało, co spowodowało, że gliniasta bieżnia lepiła się do butów. Średnie czasy lekko poniżej 33 sekund, więc i tak całkiem szybko. W górach krótkie biegi wychodzą łatwiej z powodu rozrzedzonego powietrza, najlepiej biega się setki – moc 🙂
W środę zaliczyłem dwie 14-stki ze stabilizacją i rozciąganiem – mam na to teraz mnóstwo czasu, więc dziennie poświęcam na to godzinę, nawet półtorej.
W czwartek zaplanowane tempo. Miałem je zrobić bardzo mocno, jednak kiedy wróciłem do dzienniczka z 2012 i 2015 roku, również wtedy na analogicznym etapie obozu był dołek, więc zweryfikowałem oczekiwania i przebiegłem tylko 8 x 800 m. Tempo całkiem niezłe, bo średnia wyszła poniżej 2:22.
Są to wyniki wyglądające na pozór na niskim poziomie, jednak jestem w górach – nie da się tego oszukać, nie da się zaadoptować w ciągu 2 tygodni. Myślę, że na poziomie morza byłoby przynajmniej 4-5 sekund szybciej i łatwiej. Zrobiłbym to na krótszej przerwie i więcej powtórzeń. Cały trening nie był ekstremalny, myślę, że „naładowałem akumulatory” przed przełajami, które już za 8 dni – w sobotę 11 marca w ośrodku GoStar w Jeleniej Górze. Zapraszam serdecznie osoby mieszkające nieopodal J
Dzisiaj rano zrobiliśmy rzecz lekko szaloną. Wybraliśmy się na tzw. tutaj Easy Run 18 km z wielką grupą miejscowych biegaczy, a także kilku Europejczyków. Zbiórka chwilę po 6-stej rano. Jak wychodziliśmy z domu było kompletnie ciemno. Mniej więcej 6:25 ruszyliśmy w bardzo łagodnym tempie – 5:30. Problemem było to, że było potwornie ciasno. Na szutrówkach z licznie wystającymi kamieniami bieg w takiej grupie liczącej ok. 60 biegaczy nie jest prostym zadaniem. Czułem się jak podczas zawodów, kiedy to startowałem np w Maratonie we Frankfurcie, gdzie na starcie było 50 Afrykan, plus kobiety, które wyprzedziłem dopiero po kilometrze.
Grupa z wolna przyspieszała. Drugi kilometr jeszcze 4:45, ale za chwilę zaczęło się podkręcanie.
wykres może trochę mylić, ponieważ uwzględnia rozgrzewkę – nasz dobieg do miejsca zbiórki
do 12-tego kilometra biegliśmy w tempie ok 4:05-3:58. Zabawa zaczęła się na ok 13 km, kiedy to biegliśmy już prawie tylko pod górkę i naprawdę mocno. Jeden kilometr 3:31 (łatwiejszy), reszta ok 3:45. Niby nic wielkiego, w domu czasem biegam tak zwykłe rozbiegania przy HR w okolicach 140 ud./min, ale to w domu 🙂 tutaj jest bardzo ciężko. Podczas podbiegów kwas mlekowy zalewa mięśnie i brak oddechu. Już małe wzniesienie, czy przyspieszenie mocno daje się we znaki.
Końcówka była lekko deprymująca, bo doszły mnie dwie kobiety, jedna cierpiała strasznie, druga zaś widać, że biegła w dużym komforcie. Zastanawiałem się, jeśli ja jestem teraz na powiedzmy 2:15, to na ile Ona? 🙂
Jednak można się do warunków górskich zaadoptować. Obecny na zdjęciu Marcin, który spędza już drugi rok w Kenii, przybiegł na metę chwilę po mnie. Widać, że adaptacja nastąpiła.
Po treningu aż dziwnie, o 8:00 byłem już w pokoju, śniadanie smakowało doskonale, później wiele godzin na odpoczynek. Kenijscy biegacze dobrze to sobie ułożyli.
Jednak na poważnie, kiedyś zastanawiałem się dlaczego wychodzą tak wcześnie rano. Teraz wiem, że to świeże, rześkie ranne powietrze. Oddychało się nieporównywalnie łatwiej niż choćby po 9-tej, kiedy to zwykle wychodzę na trening. Jednak w moim przypadku krótkiego 3-tygodniowego obozu nie ma sensu aż tak się przestawiać i wychodzić skoro świt, bo i tak tutejsza 9:00, to 7:00 w Polsce, gdzie o tej porze nie jestem w stanie biegać wydajnie. Z jednej strony to przyzwyczajenie, z drugiej osobnicze uwarunkowania, ja uwielbiam biegać późnymi wieczorami…
Dzisiaj jeszcze bardzie dało się odczuć przewagę jaka mają kenijscy biegacze. To nie tylko góry, czy ich budowa ciała, ale to także GRUPA. To, czego najbardziej brakuje w naszym kraju, gdzie ludzie rozrzuceni po kraju spotykają się od czasu do czasu na zgrupowaniach, ale wtedy i tak mają swoje indywidualne programy. W takim środowisku wszystko przychodzi łatwiej, zawsze jest się za kogo schować, przełamać kolejny kryzys. To powinniśmy u siebie poprawić w pierwszej kolejności.
Trzymajcie się i oglądajcie Halowe Mistrzostwa Europy w Lekkiej Atletyce wielu emocji!