Już 7 sierpnia, a ja podsumowuję lipiec… Ostatecznie to może i dobrze, że dopiero teraz, bo wiem, że poszedłem w tym okresie właściwą drogą.
W mojej głowie ciągły niedosyt i zawód, że nie pojechałem do Rio de Janeiro. Wiem, że zrobiłem wszystko, żeby powtórzyć przynajmniej moje 2:11.20, co dałoby kalifikację i roztrząsałem to już wielokrotnie, ale tak to pewnie będzie jeszcze bardzo długo. Widzimy w tej chwili jak wyglądało otwarcie Igrzysk, jak fantastyczną walkę stoczyli wczoraj kolarze. Chciałbym tam być i walczyć razem z nimi…
Takich sportowców jak ja jest jednak mnóstwo, w każdej dyscyplinie. Tylko nieliczni, absolutni „Herosi Sportu” dostępują tego zaszczytu lub tacy, którzy zwyczajnie mają cit więcej szczęścia.
Wracając do teraźniejszości…
Z początkiem lipca moja sytuacja była ciężka, nie napawała optymizmem – leczyłem kontuzję, ale już z wolna pobiegując, więc wszystko szło w dobrą stronę.
Treningi wyglądały początkowo źle, prędkości fatalne np.: 4 x 2 km średnio po zaledwie 3:15 /km. Biegi około progu mleczanowego na bardzo niskim poziomie. Szarpane treningi, przerywane doleczaniem urazu.
Wreszcie z Tomkiem Gawronem z Technologiers.pl trafiliśmy z terapią i ruszyło. Ból ustał, noga pozwalała biegać coraz więcej i szybciej.
Prąd i woda – to nie wygląda za dobrze :), ale zadziałało. Głęboko rozluźniło, usprawniło = wyleczyło!
Następnie wzmacnialiśmy rozcięgno z użyciem ćwiczeń i wspomnianych we wcześniejszym poście rur.
W tej chwili jest naprawdę dobrze, bo mam na liczniku trzy długie biegi 23, 25 i 28 km tempo 2, 2, 3, 2 km średnio 3:05 przerwa 1 km 4:15-4:30. Przede wszystkim jest rewelacyjnie, bo robię to co lubię, mimo że ambicje nie spełnione. Trochę teraz jak ranny pies błąkam się w tym całym sporcie wyczynowym. Wielu biegaczy wyczynowych w momencie osiągnięcia wieku 35 lat i z minimalnymi szansami na kolejne Igrzyska w tym momencie kończy karierę, owszem biega, ale jest to już tzw.”wyciszanie”. Ja mam gdzieś ciągle chęć popróbowania się i nie obierając dalekosiężnych planów pozostaję przy profesjonalnym podejściu. Głównym zajęciem pozostaje wyczyn.
Pisze, że początkowo biegało mi się bardzo ciężko, do tego dołowały słabe osiągi. Dołowały, ale też wiedziałem, że ma tak być i co najważniejsze, nie wolno mi za nic w Świecie przyspieszać procesu budowania formy. Wszystko ma następować krok po kroku. Droga na skróty prowadzi donikąd! Można od początku bardzo mocno trenować, ale to szczególnie po kontuzji może spowodować jej nawrót, a po drugie organizm może dojść do pewnego poziomu, a później się zastopować i ciężko będzie z dalszym progresem. Wiem, że już o tym pisałem, ale powtórzę jeszcze raz: Należy iść KROK PO KROKU! Taka jest zasada budowania wytrzymałości. Koniec i kropka!
Taka mała podpowiedź – stosujcie w okresach budowy formy, kiedy jesteście jak ja „słabi” zabawy biegowe, czyli biegi na czas. np.: moje 3 x 5 x 1 minuta (przerwa 1 minuta i 3 między seriami). Wtedy biega się wyłącznie na samopoczucie, a nie walczy z dystansem, z tym co było kiedyś. Nie dołują słabe wyniki, budujemy formę nie przejmując się!
Nie spieszę się, dlatego też przebiegłem najwięcej dopiero 28 km po 4:00 – po 6 tygodniach treningu doszedłem dopiero do tego. Dojść trzeba znacznie dalej, żeby „nabiegać wynik: choćby taki, jak w roku ubiegłym, czyli 2:12:40. Jako wiecznemu optymiście marzy mi się oczywiście coś lepszego 🙂
Przygotowuję się do jesiennego Maratonu w Turynie, który odbędzie się 2 października. Są to Wojskowe Mistrzostwa Świata i jako reprezentant WKS Grunwald Poznań jestem zgłoszony do biegu – to mój obowiązek, ale też dreszcz emocji na samą myśl nadchodzącej rywalizacji. Rywalizacji o medale, a jeszcze silniejszy o wynik, za którym gonię od lat. Nie wiem na ile mnie będzie stać – to wszystko „wyjdzie w praniu”.
Nie mam Trenera, sam wszystko planuję i realizuję. Nie wiem co będę robił na treningu za tydzień. Nie wiem ile powtórzeń 400-setek zrobię jutro – tyle, na ile będę się czuł, jakie będą warunki. Już tych 400-setek nie mogę się doczekać. Nie mogę się też doczekać czwartkowego lub piątkowego sprawdzianu, takiego treningu testu, ale też mocnej próby, który przed zbliżającym się obozem w górach ma podrzucić organizm na znacznie wyższy poziom. Planuję przebiec 8 km, ale ile tego będzie, okaże się w dniu próby. Trzeba to przebiec mocno, ale oczywiście nie mogę zacząć za szybko, bo taki trening ma sens wtedy, kiedy całość jest w miarę równo. Idealnie jak zafiniszuję na ostatnim kilometrze. Wiem, że takie rozwiązania zwykle działają najlepiej.
Już 13 sierpnia będę w Szwajcarii, gdzie ciągnę za sobą całą rodzinę na wakacje 🙂 Po drodze robimy obóz TatraRunning w Livigno, które leży 30 minut jazdy od Sant Moritz, gdzie będę do 9 września. 11 września planuję start w Płockim Półmaratonie 2 Mostów – u siebie. 2 października to powrót do Włoch na Maraton w Turynie.
Plan jest zatem prosty i wielokrotnie testowany. Zdrowie jest, więc również wielki optymizm. W tym tygodniu odhaczyłem prawie 150 km, z czego wspomniane mocne tempo, na drugi dzień 15 km po 3:40 LA 1,2 mmol/l, w piątek 5×400 m podbiegi, a w sobotę 28 km po 4:00 na HR średnim 129 ud/min.
Dzięki Michał za wspólne długie biegi! Razem wracamy po ciężkich kontuzjach, wspieramy się wzajemnie, wtedy jest znacznie łatwiej!
Przy okazji zapraszam Was do udziału w fajnej zabawie. Wystarczy wejść na stronę www.polskagonieurope.pl i pobrać biegowo-rowerową aplikację na telefon. Następnie wybrać kraj Unii Europejskiej, do którego chcielibyście dobiec (czas mamy do 11 listopada).
Ja biegnę do Rzymu. Mam już ok 300 km, zostało ok. 900. Mam nadzieję zrobić to do 2 października, czyli przed Maratonem w Turynie 🙂
Jesteśmy w ogonie Europy jeśli chodzi o sprawność fizyczną, o aktywność ruchową. Warto się ruszać, warto biegać. Każda taka akcja motywuje i taki jest jej cel. Nie trzeba od razu pokonywać drogi do Rzymu, czy Lizbony. Najbliżej jest Berlin lub Praga. Każda zdobyta stolica, to gwiazdka – zbierzmy je wszystkie, można też drużynowo (LINK)!