Minęło 10 dni obozu. Po tygodniu aklimatyzacji zaczęło się właściwe trenowanie.
W niedzielę tradycyjne długie wybieganie. Kiedyś 30-stek miałem znacznie mniej, teraz to co niedzielny obowiązek. Tym razem również miałem biegać trzymając się wyznaczonej częstości skurczów serca – nie przekraczać 155 ud./min. Ruszyłem z Heniem Szostem, ale szybko się rozdzieliliśmy, u Henia forma już pikuje (tu poprawka – złego słowa użyłem – bardzo szybko rośnie. Pikowanie to szybkie spadanie :)), do startu zostało mu zaledwie 3 tygodnie, a już zaaklimatyzowany mógł pozwolić sobie na znacznie więcej. „Zrobiliśmy” pętlę wokół malowniczego jeziora między Sant Moritz, a Silvaplaną, później przez Sant Moritz w stronę lotniska w Zuoz i jeszcze 2 pętle wokół pasa startowego – prawie całkowicie płaskiej i idealnej dla biegaczy. Pomierzona jest aż do 40 km. Jedynym minusem jest wiatr – silny wiatr, który w górach jest raczej standardem.
Całość długiego biegu wyszła jak na góry doskonale – średnia 3:39/km i HR śr. 152, mleczan zaledwie 1,8 mmol/l.
Dzień przerwy po long run’nie i przyszedł czas na tempo. Trójki to w górach zawsze wyzwanie. Niby jestem już obiegany na prędkościach maratońskich i co tam wydawałoby się trójka w tempie nawet wolniejszym niż ostatni półmaraton. To są jednak góry i dlatego zawsze do takich treningów podchodzi się z jeszcze większą pokorą. Są to treningi specjalne, które trenują najbardziej, dlatego też ich właściwe wykonanie jest decydujące o całych maratońskich przygotowaniach. Należy trzymać się cienkiej granicy mocnego wysiłku, ale nie przekraczać jej (to się po prostu czuje, albo nie :)), ponieważ nie będzie to już trening budujący, a eksploatujący, co zachwieje dalsze przygotowania.
Ruszyłem na ten trening już przed 9-tą, ponieważ ranki są bezwietrzne. Pierwszy i drugi odcinek upłynął nadspodziewanie dobrze, na trzecim wiatr się rozpędził i było już momentami bardzo ciężko, ale „poszło”, czwarty to zawsze ostatni, więc pokonuje się go mimo zmęczenia bez większych problemów. Tradycyjnie po takim mocnym wysiłku nie chce się jeść, tak było również tym razem. Obowiązkowa drzemka i drugi trening – łagodne rozbieganie z rozciąganiem. Trening ten podsumował, że dotychczasowa praca idzie w dobrym kierunku.
Niestety pogoda jest mocno w kratkę. Są dni fantastyczne, kiedy to widoki od dosłownie otwarcia oka zapierają dech w piersiach, jak również takie jak dzisiaj:
To są przecież góry i wszystkiego można spodziewać się po pogodzie. Pocieszające, że ma być dużo lepiej z temperaturami po 24 stopnie włącznie. Oczywiście jeżeli to się sprawdzi.
Zostaję do 3 października, więc jestem już w połowie obozu. Już nie mogę doczekać się kolejnych akcentów. Dzisiaj miałem pobiegać 20 km po 3:50, ale w tych warunkach trzeba to oczywiście zweryfikować. Następny mocny akcent będzie w piątek, kiedy to powinno być już znacznie lepiej. Może to i dobrze, dzisiaj odpocznę 🙂
7 Comments
Mariusz, ale Ci zazdroszczę togo obozu. Czytam i przypominam sobie każdy kilometr tych tras 🙂 Śmieszne jest to, że ja się zastanawiałem, dlaczego tam ludzie tak wcześnie trenuję, dopiero po kilku dniach zorientowaliśmy się, że to własnie wiatr, który po 11 już strasznie utrudnia życie 🙂
Może następnym razem się tam spotkamy i razem zrobimy jakieś wybiegania. Bo o ile na odcinkach to mogę co najwyżej Ci pomachać, to na tych longach już bym się łapał. Może za dużo bym z Tobą nie porozmawiał, ale zawsze raźniej 😀
Powodzenia, ładnej pogody i udanego treningu do ostatnich dni obozu!
@Bartek
Dzięki!
ale nie namówisz mnie na nic dłuższego niż 35 km 🙂
@Mariusz Giżyński
Haha, nie. Jak już mam biec ponad 34 to wybieram jakiś maraton. No chyba, że zgubię się w Kampinosie 😀
Też z chęcią bym z Wami pobiegał. Tylko Wy rozbieganie, a ja w tym czasie interwały będę robić 😀
To ja też się chętnie dołączę do Waszego wybiegania, ale tylko na 5km – a przy okazji pobiję swoją życiówkę;-). Dobrych treningów!
Witam,
Panie Mariuszu, jestem 20letnim zawodnikiem i zastanawiam się gdzie udać się na zimowy obóz . Co będzie lepsze Strbskie Pleso(1315m m.n.p) czy Szklarska, tak odwiedzana przed polskich zawodników?
Pozdrawiam i życzę kwalifikacji.
W Strbskim Plesie jedyne miejsce nadające się do biegania (bardzo dobre), to droga dookoła jeziora. W okresie ferii jest niestety bardzo zatłoczona i to jest podstawowy problem. Można się wypuszczać na wycieczki w wyższe góry, ale raczej piesze.
Szklarska Poręba ma ten atut, że jest dużo tras nadających się do biegania. Regle, Izery, Biała Dolina, od biedy droga „na zakręt”, jest stadion i jak nawet zasypie śniegiem, to można jechać do Jablonca na halę na coś szybszego. Po Szklarskiej praktycznie zawsze jest forma – dla mnie to absolutnie miejsce nr. do treningu w kraju, czy bliskiej okolicy.