Dobiegłem 4-ty w Biegu Ursynowa Ruch po zdrowie, które to zawody sportowe miały bardzo prestiżową rangę Mistrzostw Polski.
Niestety przegrałem medal o przysłowiowy włos, ale po kolei:
Po zamknięciu kwietniowego etapu, należało odpocząć, a następnie brać się do pracy dla poprawienia słabych stron.
Najsłabsza, jak słusznie sugerowali czytelnicy bloga, była szybkość (w rozumieniu szybkości dla Maratończyka, czyli określony zapas prędkości – u mnie to oznacza bieganie 10 km o każdej porze dnia i nocy w granicach 29:30-29:20 (2:56-57/km) co wystarczy, aby spokojnie wykonywać treningi specjalne do Maratonu na prędkościach 2:55-3:10).
Chodzi tu o poziom w sensie aktualny potencjał, bo takiego wyniku z różnych przyczyn nigdy nie „nabiegałem”.
Cel pierwszego, majowego etapu zakładał wykonanie serii treningów i startów na krótszych dystansach, dla wyrobienia jeszcze większych prędkości przelotowych niż wspomniane 2:57/km. Tu dochodziłem momentami nawet do tempa 2:36 / km na 500-setkach.
Po drodze do dzisiejszego biegu startowałem i trenowałem również na bieżni, co miało pomóc także w lepszym bieganiu technicznie.
Wiedziałem, że poziom jaki udało się wypracować spokojnym i małym objętościowo treningiem, nie był zbyt rewelacyjny. Trening 10 dni wcześniej to najlepiej pokazał – 3 x 2 km śr. 5:45, to niezłe, ale nie daje podstaw, żeby bić się o tytuł Mistrza Polski, jednak to fantastyczny trening dla mnie jako Maratończyka w obecnej chwili.
Starczy wstępu.
Na starcie dzisiejszego wyścigu stanęło kilku dobrych zawodników, którzy w ostatnich 2 latach bili mnie na każdym dystansie, może jedynie poza tegorocznym półmaratonem.
Zabrakło faworytów – Yareda Shegumo, który przegrał z kontuzją i Szymona Kulki, który się ostatecznie nie pojawił, nie wiem z jakich przyczyn.
Ruszyliśmy w dużym upale ok. 28 stopni Celsjusza w cieniu. Start był bardzo nerwowy – ciasno, dużo ambitnych biegaczy i od razu kolizja. Nieszczęśliwie upada i odpada kolejny z faworytów Arek Gardzielewski. Taka strata już nie do odrobienia.
Pierwszy kilometr miał być 2:47, więc trzymałem się daleko wiedząc, że to prędkości nie dla mnie. Mimo, że biegłem pod koniec pierwszej grupy, to czas mojego pierwszego kilometra wyniósł 2:49.
Czułem się dobrze, choć nie był to komfort. Drugi kilometr nieznacznie zwolniliśmy – zegar pokazał 5:41, trzeci jeszcze wolniejszy i 8:38. Później drugi ostry nawrót i czas 4 km w granicach 11:33-35.
Został kilometr, mało do mety, a ja czuję, że jest dobrze, mam dużo energii. W tym momencie atakuje Marek Kowalski z Pomorza, idę za nim wraz z Emilem Dobrowolskim i Arturem Kozłowskim. Biegniemy bardzo szybko, już zaczął się długi finisz. Za chwilę z grupy ok 6 zawodników zostajemy już tylko w trójkę. 500 m do mety ok. 13:00 na zegarze. Jest piekielnie gorąco, cała trasa odsłonięta, kompletna „patelnia”. Nogi odnawiają mi posłuszeństwa, skracam krok, jeszcze biegnę szybko, ale chłopaki odjechali. Walczę o moje upragnione podium, jest piekielnie ciężko, coś jak w saunie jak przeciągniesz zdecydowanie za mocno. Brak tchu, głowa jakby kipi z przegrzania, nogi jak z waty nie chcą w ogóle współpracować. Słyszę Olę, krzyczy ostatnie 400 metrów. To piekielnie długie 400 m. Powłóczę nogami, nie mogę unieść kolan, ramiona sztywnieją – z pewnością to znacie, czasem wtedy lekko luzujecie, ja nie mogę, bo walczę o medal i mam go już na wyciągnięcie ręki, widzę metę coraz bliżej. Zostaje 200 m usiłuję się jeszcze poderwać, ale to tylko rozpaczliwa walka, zaczynam słyszeć kogoś z tyłu, sięgam po jakieś ostatnie zasoby energii, ale rywal się zbliża, z całych sił próbuję, ale nie mogę już nic zrobić, Artur Kern mija mnie na ok. 20m przed metą.
Przegrałem, padłem, nie mogłem złapać tchu, pierwsza myśl o porażce jest nie do przyjęcia.
Zabrakło tak niewiele. Można powiedzieć co tam – to przecież jeden z wielu biegów, będą następne. Niestety to bardzo boli. Dla mnie, bieganie jest głównym zajęciem od lat, a ostatnie były piekielnie trudne,. To kolejna bardzo gorzka pigułka. Czuję wewnętrznie, że potrzebuję sukcesów, żeby wrócić do gry na wysokim poziomie z 2012 roku, a ciągle nie udaje mi się zmienić złej passy (poza marcowym Venlo).
Oczywiście dzisiejszy bieg powinien mnie wrzucić o epokę w przód. Zmusić się do tak potwornego wysiłku nie jest łatwo, a dzisiaj dzięki Arturowi to się udało. Znowu cieszę się ze zdrowia, wiem, że mam dużo czasu do Maratonu we Frankfurcie (25 października). Cieszę się, bo już niebawem jadę z rodziną na obóz wysokogórski, co z pewnością podniesie moją wydolność, cieszę się, że mogę planować i myśleć realnie o jesieni.
Etap zakończony pozytywnie 🙂
13 Comments
Mimo porażki, teoretycznie „najgorszego” miejsca tuż za podium, mega szacun! 4 miejsce na tak mocnym biegu pokazuje, że wchodzisz na właściwe tory. Gros osób stoi za Tobą murem, kibiców masz w całej Polsce. Świetnie czyta się blog profesjonalnego zawodnika, który nie przedstawia wciąż kolejnych sukcesów i zwycięstw, ale trudy codziennego życia zawodowca. Trzymaj się Mariusz i ciężko dalej trenuj. W końcu przyjdą efekty – oby tego 25 października ;). Pozdro!
Rzeczywiście pogoda nie pomogła.Myślę że w lepeszych warunkach spokojnie urwałbyś ze 20 sekund z tego wyniku a to już całkiem nieźle.Jest jakiś przelicznik bieżnia/ulica na 5km? Myślę Mariusz że 13:30-13:40 na bieżni byłoby w twoim zasięgu,powodzenia.
Witam,
Ciężko znaleźć przeliczniki bieżnia-ulica, ale z pewnością będzie to nawet 20 sekund na 5 km.
W 2009 roku, kiedy pobiegłem 13:59 w Irlandii na szosie, wtedy z pewnością był potencjał na bieganie 13:40 na bieżni.
Wszystko zależy jednak od specyficznego i długofalowego przygotowania.
Moim zdaniem Maratończykowi już takie prędkości nie są potrzebne, a nawet zbyt dużo treningu do krótkich biegów przeszkadza w osiągnięciu optymalnego poziomu w Maratonie.
Jest taka zasada, że wytrzymałość i szybkość do pewnego momentu wspierają się, a później zaczynają się wykluczać. Nobel (albo złoty medal) dla tego, kto dokładnie wie, gdzie leży granica.
musiałem powyżej się poprawić 🙂 w Irlandii było 13:59, a nie 13:39
Cieszę się Mariusz, że pracujesz nad swoimi słabymi stronami, mimo że zostałem tak zjechany przy dyskusji a propos budowania zapasu szybkości. Krótkie biegi to dobry punkt wyjścia do treningu dłuższego, a trudno nie zauważyć, że najlepiej biegałeś ulicę, gdy świeżo zszedłeś z bieżni, z dużym zapasem mocy. Fajnie byłoby zobaczyć Cię na mistrzostwach Polski na bieżni. Powodzenia i trzymam kciuki!
Cześć Chrupek,
Cała nasza dyskusja to niezły temat psychologiczny – typowy przykład radzenie sobie z porażką i kontakt z obserwatorami – kibicami.
Sport to duże emocje, taka była też moja reakcja po Wiedniu. Kilka osób się włączyło, bo (jak sądzę) wyczuło moje tamtejsze położenie.
Gdybyś napisał swoje słuszne słowa(nie ma tu nic ironii – zapas prędkości jest niezbędny) np. po tygodniu, byłoby to zupełnie inaczej odebrane. To taka „sportowa psychologia”. Zawodnik po porażce potrzebuje chwilę, żeby ochłonąć, żeby nabrać dystansu, wtedy lepiej nie wkładać kija w mrowisko. Tak to jest i nic na to nie poradzimy.
Cieszę się, że ten blog jest po części polem rozwiązywania problemów, a nie tylko miejscem na reklamy, jak większość stron ludzi usiłującymi być sportowcami. Pisanie bloga i kontakt z piszącymi komentarze ludźmi jest zazwyczaj fajny, bo kto nie lubi jak ktoś poklepie po ramieniu, jak mu się czasem „posłodzi”. Jednak jest to też wielkie obciążenie – o tym rozmawiają psychologowie, którzy kategorycznie zabraniają zawodnikom czytania jakichkolwiek komentarzy o sobie przed zawodami. Emocje przed i zaraz po biegu są olbrzymie.
Startuję w Krakowie na 5000 m 🙂
Witam,
Ja też uważam, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Pogoda zrobiła swoje a i rywale silni. 4 miejsce w tak mocnym biegu to świetny prognostyk. Powodzenia Mariusz. ps. dzięki za świetny wywiad dla RT i pozdrowienia 🙂
Zacznę od tego, że wykonałeś świetną robotę jeśli chodzi o opis końcówki biegu, czytając czułem się jakbym był tam z Tobą. Brawo!
Mam kilka pytań treningowych. Czy w związku z tym, że startujesz MP 5000m pod koniec lipca to do tego czasu utrzymujesz trening pod bieżnię, czy wracasz do maratońskiego i startujesz z tzw. marszu? W obecnym treningu stosujesz jakąś siłę biegową w formie skipów, wieloskoków, czy tylko podbiegi i ew. biegi w krosie?
Mariusz,
Chyba rozumiem Twoje rozczarowanie. Bieg Ursynowa to start, w którym tak wiele osób pokładało nadzieję na super wynik. Szybka trasa, głośni kibice, itp. Sam też ostrzyłem sobie zęby na najlepszy rezultat w sezonie i… nic (zabrakło 23 sekund). Po biegu czułem się koszmarnie, tak jak naleśnik na patelni. Właściwie chyba wszyscy przegraliśmy z pogodą, która skutecznie dodała kilkanaście/kilkadziesiąt sekund do naszych wyników.
Ja też chciałem się dołączyć do osób z poprzednich wpisów i podziękować Ci za szczery i prawdziwy obraz życia sportowca, jaki w nim ukazujesz. Jak mawiają wielcy mistrzowie: najpierw trzeba wiele razy ponieść porażkę, aby w końcu zasmakować prawdziwego zwycięstwa.
Z moich 20 lat w sporcie wyczynowym (co prawda w innej dyscyplinie) mogę potwierdzić, że droga dążenia na szczyt jest podobna to tej, jaką Ty przechodzisz, a tylko naiwni myślą, że jest inaczej.
Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia w następnych startach, a tymczasem w najbliższą sobotę zamierzam odkuć się (sam na sobie;-) za Ursynów w Palmirach na mistycznej trasie, której rekord – jak dobrze pamiętam – należy do Ciebie.
Pozdrawiam,
Marek
Trening maratoński zaczniemy dopiero pod koniec lipca, a teraz stwierdziliśmy, że najlepsze dla mnie to biegać bieżnię.
W sobotę jadę do Font Romeu i trenuję 3 tygodnie w górach – spokojny tlen, dużo naturalnej siły biegowej w crossie popartej siłą ogólną + kilka akcentów szybkościowych w kolcach, trochę 3 zakresu w startówkach, a następnie Mistrzostwa Polski „po zjeździe z gór” – taki wariant.
W tej chwili do 5 km na Ursynowie robiłem siłę biegową na krótkich odcinkach 80-100 m skip A i podbiegi – w wydaniu dynamicznym(ciężko jak na tempie, 2 głowe i pośladki bardzo mocno zmęczone).
Zawsze byłem zdania, że bieżnia pomaga – zobaczymy jak to się sprawdzi w tym roku, bo tak wiele od dawna z różnych powodów nie udawało się zrobić.
@Marek
Dzięki za zrozumienie!
i jak było? ile lepiej niż na Ursynowie?
Pozdrawiam
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź, oby wyszły przygotowania i oddały zadowalającymi wynikami. Przy okazji mam jeszcze jedno pytanie do Ciebie jako kogoś kto zaczynał jak średniak na bieżni i doszedł do maratonu. Jaka to jest roznica w takim bieganiu bieżnia/ ulica? Chodzi mi o to czy na dystansach średnich 1500/3000m biega się cały dystans bez uczucia komfortu fizycznego/ psychicznego? Jak to ma sie do biegania na ulicy?
Średniak – chodziło mi o bieganie dystansów średnich, a nie poziom 🙂