Nie ukończyłem biegu. To najgorsze co może być! Nie było jednak sensu walczyć do końca, kiedy już po 10 km było źle, ledwie trzymałem grupę biegnącą średnio po 3:08 / km. Jedyne rozsądne wyjście przy najważniejszym argumencie – szkoda zdrowia.
Dziękuję Wam wszystkim, którzy interesujecie się moim bieganiem, mimo, że od 3 lat (minie to za tydzień) Maraton biegam bardzo słabo. Nie jest to blog sukcesu, zresztą nigdy taki nie był – bardziej ciągłych nadziei…
Za wcześnie jeszcze na ostateczne wnioski, bo krew nie ostygła.Rozmawiałem już z kilkoma osobami, którym ufam. Wszyscy są zgodni, że nie zregenerowałem się po półmaratonie, który po pierwsze kosztował mnie dużo, a po drugie (o tym pisałem niedawno) dopadła mnie infekcja z którą walczyłem w sumie 4 dni. W tym czasie zamiast odpoczywać organizm miał inne trudne wyzwania – to było raczej decydujące. Środkowy tydzień między półmaratonem i dzisiaj, był już dobry, choć kaszel jeszcze męczył. Jednak tamtych treningów (30 km z narastającą prędkością i 14 x 1 km) być może również nie regenerowałem…? Zły był również ostatni tydzień, gdzie moja sprawdzona dieta (częściowo redukująca węglowodany) zadziałała zupełnie inaczej – „wyciągnęła mnie do cna”, mimo, że nigdy wcześniej tak nie było – coś już wtedy było we mnie nie tak, mimo, że jak pisałem wcześniej w niedzielę, a nie w sobotę biegałem spokojne tempo.
Na domiar mojej słabej dyspozycji dzisiejsze zawody odbywały się w niesprzyjającej aurze. Wyniki były ogólnie bardzo słabe. Mocno wiało, było ciepło, Pacemakrzy przez to biegli nierówno – raz 3:11, zaraz 3:02. Jednak nawet w złych warunkach powinienem biec 10 km w 31:20 z uśmiechem na ustach, przecież w końcu 3 tygodnie temu miałem 10 km podczas półmaratonu 30:02 i wtedy było mi dużo łatwiej!
Być może również stres – zbyt duże oczekiwania względem siebie, nerwowość podczas choroby, czy nie będzie trzeba sięgnąć po antybiotyki, czy się wykuruję itd… Venlo dodało nadziei, że można próbować biegać szybko, to mnie cieszyło i trzymało w nadziei.
Wracając do dzisiejszego biegu od 15-tego kilometra biegłem sam, ale nie było tragedii, bo mimo, że zwolniłem, to czułem się coraz lepiej i miałem ciągle szansę na przyzwoity wynik. Postanowiłem się nie poddawać i próbować.
Teraz napiszę jeszcze coś, w co do teraz nie mogę uwierzyć. We Wiedniu – w Maratonie z takimi tradycjami i z takim doświadczeniem Na 26 km Organizatorzy skierowali mnie w złą ulicę, gdzie straciłem przynajmniej minutę. Na skrzyżowaniu gdzie nie było nawet jednej barierki, nawet jednego znaku kierunkowego dla biegaczy, rowerzyści pojechali prosto, a mi, właściwie, wydawało się, że trzeba biec w lewo i tak zrobiłem. Przywołali mnie natychmiast do siebie (w tym czasie człowiek odpowiedzialny za skrzyżowanie, walczył z przechodniami). Pobiegłem więc do rowerzystów, ale za chwilę wiedzieli już, że jednak się pomylili i musieliśmy wracać. W tym czasie minęło mnie 2 zawodników i kompletnie mnie to dobiło, przebiegłem w słabym tempie jeszcze 4 km i za tablicą 30 km usiadłem wykończony i załamany na trawniku.
Generalnie porażka. Zainwestowałem w te przygotowania bardzo dużo pieniędzy, czasu z rodziną, ich cierpliwość została poddana wielkiej próbie – tego mi najbardziej szkoda i w ostatecznym rozrachunku niestety poza lepszymi momentami, chodzi o kilka wartościowych treningów i o rekord życiowy w Półmaratonie – jaki by on nie był, nie wyszło… Taki jest jednak sport. Jest piekielnie trudno dojść do dużego wyniku, czasem chwila nieuwagi, jedna błędna decyzja i przekreślamy całe starania. Niestety tym razem nie ustrzegłem się pomyłek, zabrakło być może trochę szczęścia i przegrałem.
47 Comments
Jasne, że jako Twój kibic liczyłem na lepszy wynik i z ciekawością oglądałem relację w internecie wypatrując Cie na trasie i szkoda, że się nie udało, ale od dłuższego czasu śledziłem Twoje poczynania, kibicowałem Ci czy szło dobrze, czy źle i dalej tak pozostanie. Dzięki swojej aktywności na blogu pokazałeś, że jesteś otwartym i życzliwym człowiekiem, to wielka sprawa. Półmaraton pokazał, że jeszcze możesz powalczyć o dobry wynik w maratonie i mam nadzieję, że to się uda. Powodzenia, mocno trzymam kciuki. Przegrałeś kilka bitew, ale liczę, że po raz kolejny staniesz do walki!
Mariusz, nie martw sie i nie przejmuj, wtul sie w córe i żone. Dla nich zawsze bedziesz najlepszy, niezależnie od wyników.
Jako Twój kibic wiem, bardzo posmutniałem, gdy ogladajac livestream Cie nie widzialem. Balem sie czy cos sie stalo. wiem, ze trzeba miec odwage, by zejsc z trasy, i zdrowy rozsadek,bo nie kazdy potrafi odpuscic.
Jak dla mnie i tak jesstes best!
teraz odpoczywaj i nabieraj sil, wierze,ze jeszcze osiagniesz swojebiegowe marzenia!
pozdrowienia od grupy biegowej MORT! 🙂
Mariusz, przekreśliłbyś wszystko, gdybyś na siłę „dotargał” ten maraton ze słabym wynikiem do końca, a tak zrobiłeś solidny trening 30km i możesz spokojnie myśleć o mocnym maratonie w tym roku, może nawet jeszcze wiosną…?
Witaj !!!
Nie załamuj się. NAJważniejsze że nie ma żadnej kontuzji.
Każdy kto biega czy uprawia sport wie że zdarzają się bez wyraźnego powodu gorsze dni. A w tej maratońskiej robocie jak się pomylisz to kolejna próba jest odwlekana i okupiona kolejnymi wyrzeczeniami. Więc głowa do góry zebrałeś kolejne doświadczenie i pewnie dojdziesz co należy poprawić. Miałeś okazje zrobić mocny trening ( wiem że zawodowcy patrzą na to inaczej ) ale może wpleść to jako przygotowanie i pobiec jakiś maraton za miesiąc tak by się sprawdzić. Twój organizm odwykł od takich wysiłków więc może w jakimś mniej prestiżowym zacząć od 2.15-2.20. Tak by przyzwyczaić organizm do maratonu na nowo.
Ponadto Twoja olbrzymia wiedza przeszkadza może w treningu i biegu może powinieneś oddać się zupełnie w ręce zaufanego trenera. Masz taką wiedzę która bardzo Tobie ciąży co może przeszkadzać.
Jako wolno biegający amator jeśli mogę też coś powiedzieć to już kiedyś jak był filmik z Twojego biegu to pod wpływem lektury Biegać Naturalnie miałem wrażenie że coś hamuje Cię w biegu ( może za mało pochylona postawa ). Spróbuj z kimś to skonsultować.
A dieta to my wszyscy zmieniamy się z wiekiem może trzeba sprawdzone sposoby zmienić.
Natomiast niezależnie od wyników jesteś Najlepszym Polskim Maratończykiem bo oprócz biegania na bardzo wysokim poziomie to co robisz na tym blogu jest mistrzostwo świata. Dzielenie się swoja wiedzą i doświadczeniami jest bezcenne. Wszyscy mogą oprócz swoich doświadczeń czerpać szczegółowe doświadczenia z Twoich treningów i odczuć. To co robisz tym blogiem dla propagowania biegania powinno być opłacane przez PZLA i Min. Sportu.
Życzę owocnej analizy prze planowania listy startów ewentualnie dokładnej jej realizacji Harmonii i Zdrowia w Rodzinie.
Tomek.
PS: Przepraszam za przemądrzałe rady amatora ale to wszystko z wielkiej Życzliwość POZDRAWIAM!!!
A może warto za miesiąc spróbować znaleźć jakiś dobry maraton i wystartować? W końcu robota jest zrobiona dobra (pokazała to choćby połówka) tylko ostatnie tygodnie trochę nie zagrały. Może będzie znane już minimum na IO, którego zrobienia z całego serca życzę.
duma i mądrość mimo porażki ! taki tytuł powinien być ! Wielkie,wielkie gratulacje i wiedz że wszyscy wierzymy że już niebawem znów w swoim biegowym CV pojawi się nowe PB tym razem na dystansie maratońskim ! 3 maj się !
Jako pocieszenie zwróć uwagę że Twój między czas z połowy dałby ci dziś zwycięstwo na dystansie połówki. Także forma na pewno jest tylko może rzeczywiście nie wszystkie elementy dziś się zgrały.
Szczery, otwarty, poukładany z Ciebie człowiek. Masz serce do walki i rozum, którego słuchasz. Podziwiam, kibicuję i trzymam kciuki. Nie zawsze jest nam dane wygrywać, więc trzeba umieć ponieść porażkę. Z każdej lekcji płynie nauka. Pozdro!
Nie bardzo rozumiem na co liczysz „ledwo trzymając grupę biegnącą 3:08/km”.od 3 lat brak wyników,czy aby nie czas pomyśleć o końcu kariery?
Mariusz, nie będę Ci słodził tak jak inni, ale myślę, że trochę niewłaściwie patrzysz na własne osiągnięcia. W mojej opinii twoje 2:11:20 jest fenomenalnym czasem. Aby myśleć o bieganiu 2:10 czy 2:08 trzeba mieć do tego jakieś podstawy. U Ciebie mamy relatywnie słabą dychę, słabą piątkę, słabą połówkę. Maraton jest na ich tle znakomity. Uważam, że poświęceniem, ciężką pracą i profesjonalizmem doszedłeś do wyniku, jaki normalnie u zawodnika tego poziomu nie byłby możliwy. Trudno tu znaleźć podstawy, aby myśleć o wyniku lepszym. Jesteś raczej biegaczem, który wycisnął w maratonie maksa ze swoich możliwości, co mało komu się udaje. Normalnie byłbyś biegaczem na poziomie 2:15-2:13, a swoim podejściem wycisnąłeś z tego więcej.
Biegaj dalej, pisz o tym, bo robisz to ciekawie, ale nie spinaj się tak bardzo na wyniki i profesjonalizm. Po co Ci te wielotygodniowe obozy, Kenia, trening na poziomie mistrzów świata? Masz fajną żonę, cudowne dziecko, lubisz biegać i startować – skup się na tym bez nadmiernej profesjonalizacji. Jeśli gdzieś szukać rezerw, to spróbuj poprawić dychę, a potem połówkę. Widać wyraźnie, że treningiem maratońskim wyciągnąłeś 120% tego co mogłeś. Trudno biegać mocniej z dychy w 29:30. Żeby pobiec maraton mocniej, musiałbyś być mocniejszy na krótszych dystansach.
Nie traktuj swoich osiągnięć jako porażki. Wycisnąłeś z siebie naprawdę wiele, o wiele więcej niż można było przypuszczać. Twoje 2:11 uważam za znakomite osiągnięcie. Przebić je będzie bardzo trudno, bo sport jest jednak dość okrutny. Próbuj – ale bez nadmiernego spinania. Zobacz, jak to wychodzi komuś takiemu jak Kawauchi – człowiek robi to, co lubi, nie napina się, raz jest lepiej, raz gorzej, ale dzięki pracowitości i wiernosci sobie biega bardzo dobrze i jest idolem milionów ludzi.
Mariusz, zdarza się. Zrobiłeś mocną 30ke. Teraz regeneracja i podtrzymanie. Mozesz pobiec gdzie indziej-jestes przygotowany-ale musisz byc wypoczety i zregenerowany. Licze ze zobacze Cie w duzym biegu w tym roku.
3 tygodnie temu pobiegłem PB w półmaratonie, po drodze 10 km w 30:02(to poszło wtedy stosunkowo łatwo) – to lepiej niż 3 tygodnie przed 2:11
Maraton jest bardzo trudną konkurencją – trenujesz pół roku i liczysz na cud. Czasem ze słabych przygotowań wychodzi super wynik, a z idealnych nic. Pracujesz na żywym organizmie, który czasem jest słabszy, czasem mocniejszy i nie masz na to często wpływu – wszystko się może zdarzyć.
Walczę o to, żeby zbliżyć się do granicy 2:11, a być może pobiec poniżej 2:10.30 – na to było mnie stać 3 lata temu, być może uda się to jeszcze zrobić – mam 34 lata, są przykłady ludzi, którzy przez kontuzje tracili 2-3 lata w podobnym wieku, a później wracali z rekordami. Nieliczne, ale są. To bardzo trudne, ale wierzę, że możliwe.
@Chrupek
Doskonały niegdyś zawodnik i człowiek z którego opinią się liczę, powiedział mi, że do szybkiego biegania po prostu trzeba się najpierw urodzić. Ja się z tym nie zgadzam, być może dlatego, że to taki rodzaj buntu, bo wiem, że się „nie urodziłem”. Nie urodziłem się, żeby biegać 27 na 10 km.
Być może nie opowiadam teraz wprost na Twoje pytanie, ale chodzi mi o to, że nawet jak nie masz talentu, to możesz osiągnąć wynik o którym marzysz. Jeśli bardzo chcesz i nie patrzysz na trudności, które mnożą się po drodze. Na tym moim zdaniem polega sport i całe życie.
Jak widać na moim przykładzie – kiedy masz odpowiednio ukierunkowany trening pod dany dystans(u mnie Maraton), psychicznie wyciągniesz z siebie nawet 150%, to rekordy życiowe na innych dystansach nie są aż tak istotne. Często doskonałe dychy, czy połówki przeszkadzają – przykład mój kolega Andrea Lalli (1:01.11 w Półmaratonie, a Maraton zaledwie 2:12 z dużym i wczoraj po raz koleiny zszedł z trasy Maratonu).
2:10:30 to bieganie po 3:05,5 na km to jest tak naprawdę WOLNO (mi udało się wyciągnąć na 1000 m 2:25.36) – ja przebiegłem w Rotterdamie po 3:06,7. Dychę przebiegam po 2:57,2; 5km po 2:48. Wiem jakie mam mocne i słabe strony. Staram się jednak pracować nad tymi najbardziej istotnymi -„do Maratonu”. Nie mam czasu na te, które uważam za mniej potrzebne.
Ja już kiedyś pisałem o typach zawodników i rekordach na pobocznych dystansach. Są zawodnicy, którzy przez cały sezon potrafią trzymać wysoką formę – nie ja. Ja muszę być wyśrubowany na jeden dzień – strzelam dobry wynik i koniec, znowu muszę wracać do mozolnego treningu – dlatego też moje wyniki na 5 i 10 km są tak słabe – raz tylko trenowałem pod 10 km w 2006 roku, niestety zbyt ciężko i też nie wyszło. Ocenianie potencjału Maratończyka z wyniku z 10 km to BŁĄD. Dlaczego nie ocenia się z mocnego biagania crossu? Moim zdaniem mocne bieganie 10 km w crossie jest wartościowsze niż płaskie 10 km na ulicy.
Wczoraj rozmawiałem z Gerardem Van der Venem – to opiekun Kimeto, Kipsanga, Mutai – wiem jak trenują tacy zawodnicy, jaką mają politykę startową – oni mają w nosie 10 km, czasem pobiegną jak im ktoś dużo zapłaci, ale w martwych okresach -oni się skupiaj tylko na Maratonie i tej specyficznej pracy – Maraton i 10 km to fizjologicznie 2 różne Światy. Być może dlatego, że ja to rozumiem, to udało mi się nabiegać 2:11… a być może się mylę i Ty masz rację…
1 jeden krok do tyłu, a dwa do przodu-oby tak było 🙂 Żeby tak długo budowana forma nie przepadła po regeneracji mam nadzieję na start maratoński w okolicach maja aby cieszyc sie Pięknym przełamaniem 🙂
Dziękuję, ale niestety takie poprawki nie wychodzą.
Jak odpocznę, wystartuję 2-3 razy na krótszych dystansach, a później spokojne przygotowania do jesieni.
Mimo kolejnej porażki i faktu, że zdarzają się głosy, być może słuszne, żeby kończyć, to ja na przekór jeszcze spróbuję 🙂
wg mnie to psychika. Ogromne oczekiwania i wielka presja. Potrzeba wyjścia z dołka. To, że usiadłeś na trawie po zbłądzeniu pokazuje, że ten start był na granicy Twoich możliwości psychicznych. Byłeś podminowany niepowodzeniami i wystraszony złymi rzeczami, które spotkały Cię podczas przygotowań. Myślałeś kiedyś o medytacji? O sposobie spojrzenia na swoje myśli z boku? Może to Ci pomoże?
Mariusz nie kończ.Walcz!
@Mariusz Giżyński
Mariusz, rozumiem, co chcesz powiedzieć, ale wydaje mi się, że to nie do końca tak. Fizjologii się nie oszuka. Nie każdy może pobiec mocny maraton, mając mocne wyniki na krótszych dystansach, to oczywiste. Trzeba mieć jeszcze talent do maratonu. Ale żeby biegać szybko, trzeba mieć odpowiedni zapas mocy i prędkości. Nie chodzi tu nawet o samą oficjalną życiówkę, ale o potencjał.
O każdym z Kenijczyków, o których piszesz, ich trenerzy mówią, że gdyby skupili się na treningu do dychy, byliby w stanie biegać na poziomie rekordu świata. Więc to nie jest tak, że oni są słabi na tych dystansach. Są mocni, ale na nich nie startują, bo im się to nie opłaca. A jeśli niektórzy wystartują, widać, jaka mają moc. Abera Kuma, który wczoraj wygrał Rotterdam, ma życiówkę na 5000 m 13.00,15. Gdyby Kimetto potrenował i pobiegł piątkę, wykręciłby jeszcze lepiej.
Oni są na tyle szybcy, że jeśli w trakcie maratonu trzeba depnąć 5 km na 14:10, czy trójkę sporo poniżej 8:30 jak podczas ostatniego rekordu świata, już po przebiegnięciu 30 km, to oni robią to na zupełnym luzie. W jednym z maratonów w Dubaju na ostatnich 200 metrach czołówka ścigała się sprintersko do końca i wykręcili 26 sekund – w maratonie na poziomie 2:05.
U Ciebie jest tak, że chcesz biec maraton po 3:05, a miałbyś problem, żeby pobiec samą dychę po 2:55. Swoją wytrzymałość doprowadziłeś do niesamowitego poziomu. Fizjologia jest jednak okrutna – określone poziomy prędkości można utrzymać tylko w relacji do prędkości maksymalnych i submaksymalnych.
Zobacz, jak biegali Polacy w latach 80. XX wieku. Wtedy starty na bieżni były częste i nasi zawodnicy z poziomu 2:10-2:11, tacy jak Huruk czy Perszke, biegali mocno. Życiówka Huruka to 28:18 (i 13:34 na 5 km), Perszke – 28:31. Prawdopodobnie po okresie treningu do dychy pobiegliby jeszcze szybciej.
Tobie tego brakuje. Nie chodzi o to, żebyś często ścigał się na dychę, ale żeby trening nie był nastawiony tylko na maraton. To jest według mnie twój błąd. Doprowadziło Cię to do mega wyniku przy słabym potencjale z dystansu krótkiego, ale w końcu odbiłeś się od ściany. Nie da się biec maratonu na 95% mocy. Jesteś niesamowicie wytrzymały, ale przez to w pewnym sensie zamulony jak amator.
@Chrupek
Ma to sens choc sie nie znam. Ja trenuje triathlon, ale tutaj widac podobna zaleznosc. Na ostatnich zawodach WTS czolowka pobiegla 10k ponizej 30 minut, a byli oni po 40km mocnego roweru i 1,5km plywania.
Ta czolowka, ktora przygotowuje sie glownie na w/w dystans, zgniata wszystkich rowniez na dluzszych dystansach jak 1/2 ironman (2km plywania, 90km roweru i polmaraton). Niedlugo zapowiadaja ataki na pelnego ironmana (4km plywania, 180km roweru i maraton na koniec). Przyklad: Javier Gomez
Mariusz, jak Ci przyjdzie do głowy głupi pomysł kończenia kariery to spójrz na Meba Keflezighi. Koleś po wielu kontuzjach wrócił na bardzo wysoki poziom, wygrał Boston i pobiegł życiówkę w wieku 39lat! Być może Twoje lżejsze 3 lata wyjdą na dobre, Twój organizm nie jest tak wyeksploatowany ciężkim treningiem. Widać, że ciągle masz możliwości na szybkie bieganie, mówi o tym życiówka w połówce. Więc kończ z czytaniem idiotycznych komentarzy i bierz się do roboty:D
Trzymam kciuki:)
Mariusz, a nie lepiej zebrać tyłek i pobiec Orlen? 30 km w Wiedniu na pewno Cię nie wypruło.
Zbyszek, dzięki za ten wpis!
Blog z założenia miał być po to, żeby pomagać innym, starać się wyjaśniać pewne rzeczy. Żeby nie trafiały się takie wpisy jak powyżej Chrupka, czy niżej na to odpowiedź, ale czasem nie mam już na to siły… nie dzisiaj
Przepraszam Cię Chrupek, chcesz pewnie dobrze, ale jak żywy przykład nie przekonuje, to nic na to nie poradzę.
Mariusz, życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że będziesz poprawiał wyniki. Dziwię się jednak, że jesteś tak zamknięty na argumenty mimo nieustających porażek przez kilka lat z rzędu. Prosta logika podpowiada, że warto byłoby coś zmienić, skoro powtarzanie tych samych schematów się nie sprawdza. Warto przypomnieć cytat Einsteina: „Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”. Można się oszukiwać poprawieniem o parę sekund słabej życiówki w półmaratonie, ale czy przyniesie to wymierny efekt w maratonie?
Mam jednak nadzieję, że po prostu będziesz szczęśliwy w tym, co robisz, niezależnie od tego, jak się to skończy. Bloga chętnie czytam i trzymam za Ciebie kciuki.
Chrupek-jeśli chcesz dawać rady Giży to najpierw pokaż portfolio wyników. Bawi mnie to jak panowie z życiówkami na 10k w granicach 35min radzą ludziom z 2.11 w M. Normalnie otwarta księga:)
Mariusz-rób swoje, niestety net jest pełny podwórkowych profesorów. Jesteś wzorem (poważnie) i natchnieniem dla wielu(poważnie). Rób swoje, zregeneruj i rób to co uważasz…pzdr
Mako – mnie natomiast bawi, gdy jedynym argumentem dyskutanta staje się pytanie o czyjeś wyniki. Trzeba być naprawdę ograniczonym, żeby uważać, że tylko bieganie szybciej od kogoś daje prawo do wyrażania opinii.
Druga sprawa – jakimś dziwnym ograniczeniem polskich sportowców jest odbieranie wszelkiej opinii lub rady jako indywidualnej krytyki. Bardzo szanuję Mariusza jako człowieka i sportowca, ale dziwię się, że wciąż popełnia te same błędy. Tym bardziej szkoda mi, że tak się męczy. Dookoła ma najwyraźniej tylko grono przyklaskiwaczy, a nikogo, kto potrafi nim wstrząsnąć. To może jest przyjemne, ale nie prowadzi do wyników sportowych.
Realia są takie, że nie ma chyba na świecie kogoś, kto trenuje tak profesjonalnie jak Mariusz. Obóz za obozem, Kenia, Portugalia, mordercze ćwiczenia, diety, fizjoterapeuci. Nawet Kimetto nie jest na pewno taki profesjonalny, a na pewno nie był mistrz olimpijski Wanjiru, który wolny czas wolał spędzać w barach z kolejnymi kochankami.
Gdybym u siebie w pracy przez trzy lata nie miał wyników, mimo wkładania w to takiej energii i poświęcenia, to pierwsze, co bym zrobił, to zapytał: „k…, co robię źle?” A nie pławił się w samozadowoleniu i pewności, że wyjdzie za rok czy za dwa. Ale co ja tam wiem…
bez przesady…
Proszę poczytaj bloga dokładnie – ostatnie 3 lata.
Zobacz, że dopiero od grudnia trenuję normalnie bez bólu.
Można powiedzieć, że to dopiero powrót. Ostatnie 2 całe lata były rwane – szarpane. Ani razu nie przekroczyłem 200 kilometrów, co kiedyś było standardem. Nie robiłem przez te lata nawet połowy temp – z czego więc biegać?!?
Masz rację co do szybkości – ale to się robi w treningu Maratończyka nieustannie, ja o tym wiem i pamiętam!
Nie mam do Ciebie pretensji, że wyrażasz opinię(nie ważne czy jesteś w ogóle biegaczem), tylko o to, że nie patrzysz na sprawę obiektywnie. Podsumowujesz całość jakby 3 lata były stracone przez błędy…
Mariusz pamiętam jak spotkaliśmy się w Bornicie na basenie i powiedziałem że mam wielki szacunek ze po takiej ciężkiej kontuzji i przerwie nie dajesz za wygraną. Nawet wtedy Kruczkowi powiedziałem że jestem w szoku że się podniosłeś…wracasz wracasz. Maraton to lata pracy, tu nie ma na skróty. Rób swoje.
Chrupek-możesz dawać rady elicie, możesz uważac innych za ograniczonych, mozesz uważac ze wyniki w bieganiu to nie wszystko i każdy może być super trenerem z sofy…tylko jak nie przygotowywałeś się do biegu maratońskiego to ciężko jest Ci zrozumieć pewne kwestie. Możesz mieć swoje opinie jak i ja mogę mieć swoje, ale szafować radami at hoc wobec człowieka który jest polską elitą maratonu, to taj jakbyś Hamiltonowi dawał rady, żeby szybciej przełączał biegi, bo jak jedziesz do roboty Seicentem to szybciej Ci tak wychodzi…Z całym szacunkiem:)
@mako
Mako, muszę się z Tobą nie zgodzić w kwestii krytykowania Chrupka. Nie trzeba być świetnym zawodnikiem, aby być dobrym szkoleniowcem ;). Wyniki Chrupka nie maja tutaj nic do rzeczy. Wielu trenerów lekkiej było za młodu zawodnikami ze świetnymi wynikami, ale to nie jest wymóg i reguła.
@Mariusz Giżyński
Mariusz – rób swoje! Fajnie, że pojawiają się tutaj dyskusje z innymi zainteresowanymi, bo to daje jakiś inny pogląd. Zgadzam się z Chrupkiem, że nie mogą wciąż wszyscy przyklaskiwać – co by się nie rozleniwiać i nie popadać w samozachwyt ;). Ale jeśli czujesz, że to co robisz doprowadzi Cię do celu to rób swoje. Myślę, że hejterów tutaj nie ma. Każdy chce pomóc, każdy kibicuje i podziwia wolę walki.
Pozdrawiam Was wszystkich ;)! Niech nam kilometry lekkimi będą.
Mariusz ! Zakończ ten wątek.
1. Bieg był bez kontuzji
2. Znasz siebie
3. Wysłuchałeś dużo różnych rad
4. Czas na chłodną analizę ( może wprowadzenie czegoś nowego do treningu )
5. I rób swoje
Życzymy Powodzenia!!!!
@FilipO
Zgadzam się FilipO….nie trzeba być zawodnikiem żeby być super szkoleniowcem, ale czy Chrupek jest odnoszącym sukcesy szkoleniowcem? Chyba Mako o to chodziło….
Tomi ma rację wątek do zamknięcia.
Powodzenia Giża
A mnie interesuje czy bieganie traktujesz teraz hobbystycznie czy zawodowo? Biorąc pod uwagę tylko ten rok to(strzelam) na przygotowania poszło pewnie ponad 20 tyś zł i jakoś nie widzę szansy żeby to miało się w jakiś sposób zwrócić jeśli nie wygrasz przynajmniej średniego maratonu.Nie mówiąc o jakomkolwiek zarobku w ostatnich sezonach.
Jak to ktoś kiedyś powiedział. Nawet w biegu który teoretycznie był koszmarny lub się nie ułożył trzeba szukać pozytywów. Maraton rządzi się niestety swoimi prawami. Nawet jeden szczegół może popsuć miesiące przygotowań. Tu tym szczegółem na pewno była złapana infekcja która zrobiła spustoszenie w organiźmie. Ja jestem dobrej myśli. To co się udało na chwilę startu w Wiedniu za 2 miesiące moze udać się i to z powodzeniem. Ciało już weszło na wysokie obroty tylko zamiast się regenerować walczyło z chorobą.
Będzie dobrze. Powodzenia Panie Mariuszu i głowa do góry!!
Co Nas nie zabije…..:)
@biegacz
Niestety od początku przygody z bieganiem dokładam do przygotowań. Takie są realia. Z ok. 25 obozów klimatycznych na jakich byłem za 21 zapłaciłem sam, dwa miałem częściowo finansowane, dwa w całości były opłacone przez MON. W sumie podliczając wszystkie koszty, to pewnie jakieś małe mieszkanie w Warszawie bym już miał 🙂
Z drugiej strony jest to inwestycja, być może to co przećwiczyłem, zobaczyłem i czego się dowiedziałem, kiedyś zaprocentuje. Może będę kiedyś pracował w sporcie…
Jestem też w Wojskowym Zespole Sportowym, gdzie każdy kolejny kontrakt podpisuję po wykazaniu się wynikami – inwestuję więc też w swoją przyszłość.
Dokładnie taki sam wniosek wydaje mi się być głównym powodem niedzielnej próby.
Są zawodnicy, którzy nawet po antybiotykach szybko wracają do dyspozycji. Ja odkąd pamiętam, potrzebowałem dłuższego czasu na powrót do równowagi.
Po podróży na ciężki półmaraton doszła też zmiana strefy czasowej, szkolenie w Poznaniu i wszystko to razem „przybiło mnie skutecznie do ziemi”.
Trzeba przemyśleć startowanie po długiej podróży i zmianie czasu – to jest jednak bardzo ryzykowne.
Pozdrawiam i dziękuję!
Mariusz głowa do góry ,ja w Ciebie wierze jak w nikogo innego ! Padłeś , powstań 🙂
Mam nadzieje , ze na jesień maraton warszawski – tu kibice będą za tobą
Mariusz, czytam twojego bloga odkąd powstał, zawsze ci kibicuje, przeżywałem twój bieg w tv na ME w Barcelonie.
Niestety ale tera muszę się zgodzić z chrupkiem. Od paru lat bardzo ciężko trenujesz, jeździsz na te obozy a jednak maraton ostatnio ci nie wychodzi. Może rzeczywiście trzeba luźniej podejść do biegania, odciążyć się psychicznie. Wystarczy spojrzeć na Kawauchiego. Gość na pewno nie jeździ na tyle obozów jak ty, nie robi ogromnego kilometrażu, pracuje po 8h dziennie, a biega poniżej 2:10. A życiówki na krótszych dystansach ma podobne do ciebie. Może trzeba pójść tą drogą. Bo siedzenie ciągle na obozach i przygotowanie tylko do jednego startu to naprawdę obciąża psychicznie głowę. A ten Japoniec wali starty co tydzień i nie ma problemu szybko biegać maratonu. Ale to tylko moje zdanie i żeby nie było że chce ci coś narzucać 🙂 Wszystkiego najlepszego i naprawdę życzę i nowej życiówki w maratonie.
Witaj,
To prawda, że skupianie się na 2 dni w roku to dla głowy duże obciążenie – może zbyt duże…(widać po mojej reakcji na wpis Chrupka).
Kawauchi to ja nigdy nie będę – taki drugi gość w historii Maratonu się nie trafił i raczej ciężko powtórzyć to, co on robi.
Inna sprawa, że on ma też zupełnie inne cele. Ja chcę od dziecka wystartować w Igrzyskach, a to wymaga koncentracji, żeby osiągnąć swojego maksa. Nie wiem czy oglądaliście na bieganie.pl wywiad z Trenerem Kempką na temat Japończyka (polecam) – ja też twierdzę, że On nigdy nie osiągnie swojego szczytu. Gdyby do tego dążył pewnie biegałby 2:07 albo szybciej. Nie wierzę, też że ma jakąś wymagającą pracę. Jak On się regeneruje po tych wszystkich biegach? – same podróże na te zawody to jest kosmos 🙂
Pewnie wiecie, że ja biegając w Barcelonie prowadziłem swoją firmę i również pracowałem po prawie 8 godzin dziennie – wiem, że gdybym tego nie odstawił, nie nabiegałbym 2:11. Z pewnością nie jestem tak utalentowany.
W Polsce mamy wymagające minima na duże imprezy, dlatego muszę startować w komercyjnych, dobrych maratonach i „szlifować się na maksa”, później biegać ponadto, na co jestem przygotowany – ryzykować i dlatego raz wychodzi, a raz nie.
Przygotowanie w 2012 roku wyszły, mimo że tam jeszcze wiele można było zrobić lepiej, dlatego będę próbował i mniej marudził jak znowu nie wyjdzie 😉
Swoją drogą – ta część sezonu, mimo niewypału na Maratonie i tak zaliczam na +, powrót do formy po takiej kontuzji to moje prywatne zwycięstwo. Poprawiłem Półmaraton, to jest cięgle realna szansa na poprawienie Maratonu – nic nie stoi na przeszkodzie. Grzegorz Gajdus bił rekord Polski w wieku 36 lat, Adam Draczyński pobiegł 2:10 w wieku 35, ja mam 34 i czuję się ciągle młody 🙂
Mariusz – gratuluję połówki i podobnie jak przedmówcy namawiam, aby jednak
na pewnym luzie przebiec jeszcze maraton tej wiosny. Przebiegłeś
tylko 30 km w Rotterdamie, więc masz za sobą raptem dwie mocne „trzydziestki” .
To powinno dać super kompensację na Orlen 🙂
Mariusz wyszedłeś z kontuzji-bieg raz wychodzi raz nie-rób swoje.
Mariusz doświadczył złej organizacji biegu w Wiedniu. Przyłączam się do Jego opinii. Wystarczy powiedzieć, że w moim przypadku rowerzysta z psem w koszyku na 30 km postanowił porozmawiać z obsługą stołów z wodą. Przeszkodził mi tym w odbiorze napoju. Ludzie wchodzący na trasę, źle podawane napoje, tłumy kibiców mieszających się z zawodnikami przed odbiorem depozytów, brak kontroli w strefach czasowych na starcie powoduje, że moja opinia o tym biegi jest zła.
[…] z tego biegu znajdziecie tutaj. Bardzo emocjonalnie. Jestem też pod wrażeniem, z jakim spokojem odpowiada na niektóre […]
Hej Mariusz trafilem tu z bloga Bartka Olszewskiego. Bardzo dobry wpis. Jesli Ty uwazasz ze twoj start porazka to dla mnie jest to bardzo inspirujace i duzo uczy.
Zadne rady dot. treningu nie sa na miejscu bo kazdy inaczej reaguje na inna bodzce na tak wysokim poziomie wytrenowania, najwazniejsza jeat swiadomosc wlasnego ciala.
Ale moim zdaniem w maratonie jest tak ze trzeba miec troche szczescia i tyle. Trafic z dniem, superkompensacja, forma w maksymalnym poziomie. Dlatego nie zalamuj sie Mariusz tylko rob co w twojej mocy. Dalej dawaj z siebie maksa a trafisz na taki dzien:) powodzenia, masz jednegi kibica i czytelnika wiecej!
Dzięki za ten wpis, mam podobną sytuację, po 2 latach kontuzji ciężko wdrapać się na wysoki poziom, ale nie ma się co poddawać. Trzeba walczyć, dopóki można. Powodzenia i mam nadzieję do zobaczenia w Rio de Janeiro!
W tym roku Oskara ( za drugoplanowa role meska) dostal arcyciekawy film pt. Whiplash.
Film niby o muzyce… niby o jazzie…ale jesli chodzi o osiaganie nadzwyczajnych rezultatow w tym co sie robi (odwolanie do historii megamistrza Charlie Parkera) wedlug mnie idealnie pasuje do przekazania jednej ciekawej mysli. Nawet idealne, utalentowane jednostki potrzebuja mega bodzca do przekraczania granic niemozliwosci. …. i bynajmniej tym bodzcem nie jest klakierstwo, powtarzalnosc, perfekcje w treningach. Bardzo polecam obejrzenie filmu i…. znalezienie tego bodzca biegowego…. a wtedy PANIE Mariuszu….wtedy nastepny Pana wpis moze byc zupelnie inny. Np zaczynac sieod naglowka … 2:09…..
Mariusz, najważniejsze to odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście ważne pytanie – co się w życiu chce robić a potem to robić …. biegać
mistrzem świata nie zostanę, rekordu świata nie ustanowię, ale kupe radochy mam z tego trenowania i biegania i triathlonu i rolek – czego Tobie i wszystkim czytającym też życzę
Nie ma się co poddawać, bo szkoda tego co do tej pory osiągnąłeś!
Musisz wrzucić bardziej na luz i się odciążyć psychicznie, nie rezygnuj bo to nie jest rozwiązanie!