Być w formie – potrenować ciężko, ale tak, żeby obciążenie stopniowo wzrastało, budowało nasz organizm. Ostatnie dni przed docelowym startem odpocząć i mamy szczyt dyspozycji – niby proste, zobaczymy, czy się udało już w niedzielę.
Ostatnie dni odpocząć…. Teraz w tym momencie jestem. Wygląda to banalnie – biega się dużo mniej, należy się wręcz obijać. Nie jest jednak wcale tak kolorowo. Wielu na tydzień przed Maratonem czuje się doskonale, a sam start wychodzi blado – coś czasem idzie więc nie tak…
Piszę być może mało ładnie i składnie, wybaczcie – mam mało węglowodanów, a te żywią przecież mózg 🙂
Nie jestem żarłokiem, choć lubię dobrze zjeść. Czasem po serii długich treningów, szczególnie zimą zjadam przynajmniej 2 normalne kolacje. Dieta przedmaratońska to dla mnie koszmar. Tym razem zacząłem ją już w niedzielę po trudnym treningu. Tym razem było to 14 x 1 km biegałem w tempie 3:04 – na luzie, a HR spadało już po minucie do 120, więc super. Przerwa trwało 2:45 i przebiegałem w niej 500 m. Wiało i było zimno – paskudna listopadowa aura. W niedzielę już bez ulubionych „węgli” – kasza gryczana do obiadu i 2 kromki ciemnego pieczywa do kolacji. Oczywiście sporo białka i warzyw, głównie sałata.
Poniedziałek to jaja, trochę nabiału, mięso i jak na lekarstwo makaron, ciemny chleb, kasza jaglana. Już po treningu zawroty głowy, podłe samopoczucie, ogólna słabość.
We wtorek jeszcze mniej kalorii, na treningu już truchtałem, nogi coraz bardziej miękkie. Wtorek jest zawsze kryzysowy, nerwowy, niespokojny – kiepsko, ale tak ma być.
Środa to bieg w II zakresie (chodzi o ostateczne wypłukanie glikogenu) – tylko dycha i aż dycha. Biegałem na wahadle 5 z wiatrem i z powrotem. W pierwszą stronę po 3:25-26, po 3 kilometrach już miałem ochotę zawracać, choć warunki już dużo lepsze niż w niedzielę). Zaraz będzie z wiatrem – pocieszałem się. Dobiegam do 5-tki i zwalniam, żeby dotrwać, dobiec. Ściągam czapkę, wszystko mi przeszkadza. Na ostatnim kilometrze nogi się uginają – paskudne uczucie. Myślę sobie, że gdyby dzisiaj był Maraton, to pewnie energii starczyłoby na 15 minut – niemoc kompletna, ale tak ma być…
Po ciągłym miały być przebieżki. Nie dałem rady, dobiegłem kilometr do auta, napiłem się rozcieńczonego izotoniku i już nikt by mnie nie zmusił do biegania. Pojechałem do domu coś zjeść, coś z węglowodanami.
Niby to normalne, tak wygląda redukowanie węglowodanów. Jest to jednak zawsze fatalne uczucie. Pomyślałem sobie – czemu nie jestem jakimś piłkarzem albo tenisistą, czemu to bieganie jest aż tak ciężkie?!? Dobra, nie ma co przesadzać – może rzeczywiście jestem żarłok, albo słaby psychicznie… Za parę dni start do którego tak starannie się przygotowuję, tyle inwestuję czasu, pieniędzy i rozłąki z najbliższymi. Trochę się zawsze obawiam, żeby tego nie zaprzepaścić. Często dieta kończy się źle, ale kto nie ryzykuje, ten nie ma. Na domiar słabego samopoczucia jeszcze działacze wstrzymują się z ogłoszeniem zasad kwalifikacji do wymarzonych Igrzysk – to demotywujące, ale w końcu też normalne… Chyba do tego i do tej całej „diety” nigdy nie przywyknę… Głowa podpowiada niepotrzebne myśli.
Nic – od kolacji już lepiej zjem, wszystko wróci do normy, będzie lepiej – pewnie dopiero na rozruchu w sobotę, bo w czwartek będzie tylko powrót do jakiej-takiej dyspozycji.
W środę wieczorem pojawiły się informacje od organizatora odnośnie zawodników startujących w Wiedniu – pozytywnie się zaskoczyłem, choć sam nie wiedziałem na co liczyć. Otóż startują dwaj Brazylijczycy, z którymi biegałem 2 lata temu w Surinamie. Jeden z nich Paulo Roberto Almeida Paula był 8 na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, mimo, że jego rekord życiowy to zaledwie 2:10.23 – można? Takie przykłady, których jest wiele motywują do ciężkiej pracy, bo świadczy to o tym, że mimo słabszych rekordów życiowych można wiele osiągnąć, jeżeli dobrze się przygotujesz do docelowej imprezy, do specyficznych warunków. Chłopaki szykują się do Igrzysk w Rio, gdzie będą gospodarzami – z pewnością, kiedy w słońcu będzie 40 stopni życiówki nie będą miały decydującego znaczenia. Przyjechali do Europy, bo biegać trzeba, poprawiać ogólny poziom biegowy. Mam nadzieję, że nie będą zbytnio szaleć i będziemy mieć półmaraton w granicach 65 minut. Drugi z Brazylijczyków – Solonej Roha da Silva, zwycięzca Mistrzostw Świata CISM z Surinamu ma 2:11.32, więc z pewnością sporo poniżej oczekiwań. Obaj są dobrymi zawodnikami, biegają bardzo rozsądnie – to myślę największy dla mnie atut.
Vienna City Marathon 2015 (12 april, 09:00h)
♂
● Getu Feleke (ETH) – 2h04:50
● Sisay Lemma (ETH) – 2h07:06
● Duncan Koech (KEN) – 2h07:53
● Gebo Burka (ETH) – 2h08:12
● Beraki Beyene (ERI) – 2h08:27
● Habtamu Assefa (ETH) – 2h08:28
● Siraj Gena (ETH) – 2h08:31
● Cosmas Kigen (KEN) – 2h09:43
● Paulo Roberto Almeida Paula (BRA) – 2h10:23
● El Hassane Ben Lkhainouch (FRA) – 2h11:06
● Mariusz Giżyński (POL) – 2h11:20
● Solonei Rocha da Silva (BRA) – 2h11:32
● Roman Prodius (MOL) – 2h12:31
Wszystkie powyższe rozważania nie mają już jednak znaczenia – najważniejsze, że lecę na Maraton i mam szansę znowu się ścigać J
16 Comments
Super opis. Powodzenia!
Zwijaj asfalt, trzymamy kciuki za życiówkę, powodzenia !!!!
Ciśniesz Mariusz! 🙂
Bede trzymal kciuki za zyciowke 🙂 Bedzie Moc jak trzeba! Chetnie bym pokibicowal i poemocjonowal ogladajac.Bedzie moze gdzies transmisja? Bo na erosporcie bedzie wtedy Paryz.
Powodzenia Mario!
Co do diety to ostatnio odchodzi się już chyba od fazy eliminacji węgli na początku cyklu, skupiając się po prostu na lekkostrawnych, bogatych w węgle posiłkach bliżej zawodów. Osobiście jeszcze w pełnym wymiarze nie sprawdzałem carboloadingu.
Moja „dieta” nie jest klasyczną „bezwęglowodanową”. Redukuję kalorie i zjadam mało węglowodanów, ale są one w każdym posiłku(od niedzieli do środy coraz mniej, czwartek – sobota ostre ładowanie).
W tym roku mocno odczułem ten cały proces. Powodem jest dość intensywny trening w niedzielę, a nie w sobotę jak tradycyjnie. Oczywiście miałem tego świadomość i odpowiednio zwiększyłem węglowodany w niedzielę, trenowałem przez cały ostatni tydzień bardzo ostrożnie.
Generalnie za każdym razem, kiedy stosowałem ten sposób, czułem się podobnie – podobnie podle 🙂
Dwukrotnie robiłem dietę zupełnie bez węglowodanów – raz wyszło, raz nie – ta była dla mnie jeszcze cięższa.
Są zawodnicy, którzy nie męczą się podczas tego procesu, a są tacy, którzy tracą po parę kilogramów i wręcz słaniają się na nogach. Sprawa bardzo indywidualna.
Podsumowując – warto spróbować – dać organizmowi nowy bodziec radzenia sobie w warunkach, które będą miały miejsce podczas samego wysiłku w rywalizacji sportowej, kiedy zabraknie glikogenu, a organizm musi korzystać z innych źródeł (dieta „przedmaratońska” ma przede wszystkim za zadanie zmagazynowanie większej ilość zapasów).
Mariusz— Go Go Go Go Go — Trzymamy kciuki
Mariusz, niech Twoje staranne przygotowania idealnie zagraja, lec na zyciowke! Nalezy Ci sie! Trzymamy kciuki z Lucja.
Powodzenia Mariusz.
Ciekaw jestem tych Brazylijczyków – może
się dogadacie co do tempa.
Obyś nie biegł samotnie…
dajcie znać gdzie można obejrzeć te zawody live
@Mariusz Giżyński
Czyli redukowałeś nie tylko ilość węglowodanów, ale także sumaryczną kaloryczność? Ciekawe! Zawsze sądziłem, że należy manipulować tylko rozkładem makroskładników – przez pierwsze dni spożywać więcej białka i tłuszczy, kosztem węgli, a im bliżej zawodów tym bardziej zwiększać ilość węglowodanów, redukując ilość białek i tłuszczy.
@FilipO
Wszystko razem 🙂
To co piszesz, czyli zmniejsza się ilość węglowodanów, ale przy tym także ilość kalorii, co pośrednio wynika z tejże redukcji (podawanie dużej ilości białka, czy tłuszczu nie wpływa pozytywnie na organizm w perspektywie bliskiego już dużego wysiłku). W niedzielę 3600, w środę 2900 kcal, a w czwartek nawet do 4500, później po 4000. Co ciekawe, w czwartek nie chce się jeść…
Niestety Brazylijczycy nie przyjechali…
Rozmawiałem z Markiem Milde – managerem Maratonu. Mam biec z Francuzem El Hassane (PB 2:11.05) ok. 65 minut półmaraton z dwoma Pacemakerami. Nie jest to z pewnością wymarzone rozwiązanie, ale innego nie ma, więc nie ma co już się zastanawiać, tylko trzeba próbować.
jak biłeś życiówkę to jaki miałeś czas na półmetku?
1:04:35
Niestety DNF :(. Na półmetku wg. czasów 01:06:51. Co się stało Mariusz?