Właśnie mija 20 lat odkąd zacząłem regularne treningi. Podczas jakiejś akademii w Szkole Podstawowej nr. 18 w Płocku podszedł do mnie Nauczyciel WF Marek Zarychta z propozycją wspólnego treningu i od razu wyjazdu na zawody do Łodzi. Hm… dotąd biegałem tylko w Płocku w zawodach szkolnych i w Biegu Tumskim. Wyjazd do Łodzi z klubem lekkoatletycznym Mazowsze – pamiętam, że była to dla mnie od razu wielka nobilitacja.
W autokarze dostają pierwsze kolce lekkoatletyczne – czerwone cudo – nówki (później jak wyrosłem poszły w dalszy obieg). Cały rytuał dopasowania wkrętów – niezapomniane przeżycia. Tu też przypomina mi się historia, że jeden „nieprzeszkolony” kolega, który dostał podobne buty również w trakcie wyjazdu na zawody, później po powrocie do domu pobiegł w nich na rozbieganie. Jeszcze nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby wybrał się do lasu, ale on przebiegł w nich kilka kilometrów po osiedlowych chodnikach :), ja też nie byłem lepszy, bo chciałem zakładać je już na rozgrzewkę…
Jak byłoby to wczoraj – we wspomnieniach czuję zapach tartanu rudzkiej hali lekkoatletycznej (jeszcze tej sprzed remontu) i maści ben-gay, której zapach do dzisiaj włącza mi stres przedstartowy, coś jak doświadczalnemu psu zapalanie światła powodowało ślinotok…
Pierwszy „poważny” bieg to 1000 m, skończył się czasem 3:03 – nic wielkiego, ale jak na 14 letniego dzieciaka o wzroście poniżej 150 cm, to było całkiem dobrze! W klubie byli lepsi, choć starsi i więksi…
Tak rozpocząłem wyczynowy trening, który stał się moim ulubionym i poza nauką w szkole, głównym zajęciem (co było wtedy dla mnie ciekawe, a okazuje się oczywiste, regularne treningi, nowa grupa ludzi, jasny i precyzyjny cel w życiu spowodowały, że stałem się też dużo lepszym uczniem).
Nie mam zdjęć z tego biegu, ale za to z crossu, który odbył się miesiąc później:
nie trudno zgadnąć który to ja 🙂
Z pewnością wiele rzeczy można było robić lepiej lub dużo lepiej, ale jedno jest kluczowe – jeszcze raz zgodziłbym się na ten wyjazd do Łodzi, nawet z jeszcze większym entuzjazmem!
8 Comments
To już 20 lat…pamiętam nasze dresy kupowane na rynku w Płocku. Na początku byłeś jedynym mężczyzną w ekipie 🙂
i to jakiej ekipie! Wszyscy mi zazdrościli…
a dresy na topie były takie błyszczące. Ja miałem marki abibas z bazaru od „Ruskich” (dopiero w domu się zorientowałem, że jest b zamiast d) 🙂
Rozumiem, że biegałeś, ze starszymi(patrząc po zdjęciu), bo młodsi nie byli dla Ciebie żadną konkurencją? 🙂
Byłem biologicznie „trochę” do tyłu, a w Wałczu biegały roczniki 80 i mój 81. W tym wieku rok różnicy to epoka.
We wszystkich młodszych kategoriach wiekowych z reguły dominują dzieci z pierwszego kwartału roku i biologiczne wcześniaki, dopiero w wieku juniora -młodzieżowca(19-23 lata) się to zaciera.
Fajne podejście trenera – kolce od razu na zawody bez wcześniejszego przetarcia 🙂 Jak łydki wytrzymają to git jak nie to trudno 🙂
@jass
To prawda, że z kolcami lekkoatletycznymi trzeba się oswajać.
Niestety nie mogłem jechać na zgrupowanie klubowe przed tymi startami, wtedy być może byłaby szansa przelecieć się w kolcach, choćby na skutej lodem drodze w Poroninie.
Zacząłem zatem trening od zawodów, ale był to dystans krótki jak na moje predyspozycje wytrzymałościowe. Nie pamiętam, żebym miał wtedy problem z łydkami.
Mój pierwszy Trener Marek Zarychta miał doskonałe podejście nie tylko do treningu, ale do całej Lekkiej Atletyki.
Dzięki niemu ta dźwignęła się w mieście na naprawdę wysoki poziom – pojawiły się medale Mistrzostw Polski(zostaliśmy między innymi drużynowymi Mistrzami Polski w biegach przełajowych), były finansowane zgrupowania, powstał piękny stadion i odbywały się imprezy lekkoatletyczne na wysokim krajowym poziomie, w klubie trenowało mnóstwo dzieciaków. Znam bardzo dobrze aktualne i „tamtejsze” realia sportu i jest to moim zdaniem wzór działania na skalę całej lekkoatletycznej Polski!
No to miałeś szczęście, że trafiłeś na dobrego trenera. Niestety zdarzają się przypadki, że juniorzy są „zajeżdżani” przez trenerów i potem, za seniora nie mają już na nic siły.
@jass1978
To prawda, miałem dużo szczęścia, nie tak jak wielu moich rówieśników – rywali z przeszłości.
Jednak to nie jest często wina trenerów. System jaki obowiązuje w Polsce, to system punktowy – lepsze miejsce na zawodach = więcej punktów. Punkty przeliczane są na pieniądze dla klubów, praktycznie z tych punktów się one utrzymują.
Do czego to prowadzi??? Trenerzy są zmuszeni trenować młodych jak seniorów. W większości przypadków młodzi trenują zbyt ciężko, zbyt specjalistycznie i nigdy nie osiągają swojego szczytu.
To bardzo delikatna sprawa, bo w przetrenowanym młodym organizmie powstają nieodwracalne zmiany, wyeksploatowanie, blokada rozwoju i koniec jeszcze nie rozpoczętej na dobre kariery…