12 października to nowa godzina zero w kalendarzu i planie treningowym. Po raz kolejny na ten jeden dzień skupiam całe zaangażowanie, znowu czuję ekscytację i żywię nadzieję, że to będą właśnie „te” przygotowania i „ten” start. Większość sportowców to optymiści, którzy mimo trudności dążą do swoich celów nie tylko ciężko pracując, ale też ciesząc się każdym wyjściem na trening, każdym przebiegniętym krokiem. Byle zdrowie było…Pierwsza część sezonu zakończona. Nie była udana, a po samym Maratonie byłem już tak słaby, że nie pamiętam kiedy było aż tak źle. Start w Warszawie kosztował mnie dużo zdrowia. Startowałem po nim 2 razy i były to najsłabsze moje biegi w ciągu ostatnich 10-12 lat. Do tego ostatni tydzień przechorowałem, całe szczęście bez antybiotyków. Nie ma się co oszukiwać, spadłem na samo dno. Ma to jednak swoje plusy – mam się wreszcie z czego odbić 🙂
W głowie kłębią się już myśli o programie przygotowań na najbliższe miesiące – mamy już ułożony kalendarz wyjazdów na zgrupowania z Wojskowego Zespołu Sportowego. Bardzo fajnie się w tym roku złożyło, że Wojskowe Mistrzostwa Świata rozgrywane są przy okazji bardzo dobrego Maratonu w Eindhoven, gdzie na szybkiej tresie i super zorganizowanych zawodach można nie tylko reprezentować kraj, ale również bić rekordy życiowe.
Moim celem jest właśnie rekord życiowy i będę tak trenować, żeby go pobić.
Do końca czerwca trening ogólny, być może jeden-dwa starty. Później szybsze bieganie i koniec lipca, początek sierpnia kolejne starty, mam nadzieję na wysokim już poziomie. We wrześniu Wojskowy cross w Libanie, później półmaraton i 12 października Eindhoven Marathon.
Z bliższych planów – jutro Czerwone Wierchy i Kasprowy 🙂
1 Comment
Powodzenia! 🙂