Niestety dzisiejszy start był moim najsłabszym w całej karierze. Wiedziałem, że będzie ciężko, ale w najgorszych snach, nie wyobrażałem sobie, że aż tak.
Już ok. 20-stego kilometra nie czułem energii, choć wcześniej „biegło się” komfortowo. Półmaraton wyszedł za wolno, później biegłem już coraz wolniej, mimo, że motywacji nie brakowało. Walczyłem, ale niestety nie wiele mogłem. Na około 28 kilometrze pojawiły się kolki, z jednej, później drugiej strony, następnie centralnie. Ból i brak energii. Ok. 35 kilometra tempo spadło, ból narastał – nigdy tak się nie wymęczyłem, nigdy wcześniej nie miałem takich kolek. Najgorsza ok 38 kilometra – nic nie byłem w stanie zrobić.
To była trudna lekcja, lekcja pokory do Maratonu. 2 lata przerwy okazały się zbyt duże. Brak biegów na wysokim poziomie przez ten czas, brak mocnych przetarć na krótszych dystansach.
Jest mi przykro i czuję pustkę. Zawiodłem siebie, zawiodłem wszystkich, którzy mi kibicowali, a tych na trasie było mnóstwo – BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM!
Za wcześnie na daleko idące wnioski i plany na przyszłość. Wiem tylko tyle, że się nie poddam i powalczę jeszcze o życiówkę, być może już w tym roku…
27 Comments
Mariusz, głowa do góry – walczyłeś i dałeś z siebie wszystko. To nie Ty zawiodłeś kogokolwiek, tylko Ciebie zawiodła Twoja własna wątroba…
Wrócisz bogatszy tym doświadczeniem ! Co nie zabije to wzmocni, trzymam kcuki za życiówkę jesienią !!!
Na 17. kilometrze wyglądałeś zupełnie ok, ehh…
Ja choć biegam kompletnie amatorsko to chyba wiem o czym piszesz, wiem jak się czujesz.
Tak samo miałem tydzień temu na połówce w Poznaniu. BMP czyli bieg z malejącą prędkością….
Cóż…. trzeba wyciągnąć wnioski i drugi raz tych samych błędów nie popełnić, a wtedy może być tylko lepiej! 🙂
Mariusz, to przecież trening po bardzo długiej przerwie, a życiówka jeszcze będzie:) Jeśli kontuzja się nie odzywała to nie ma się co martwić:)
Brawo za walkę, super, że się nie poddałeś i walczyłeś do końca, wielki szacunek!
Ja sledze Twoje zmagania na blogu, kibicowalismy Ci cala rodzina z dzieciakami na trasie i ostatnia rzecza, ktora moge powiedziec to, ze bylismy zawiedzeni, wiec to mozesz spokojnie z powyzszego wpisu wykreslic.:) Koniecznie jeszcze powalcz, ponoc teraz wchodzisz w ten najlepszy maratonski wiek!
Mariusz nie możesz tak pisać… Biore z Ciebie przykład!Jesteś moim sportowym autorytetem,który pokazuje że praca i serce w nią włożone daje efekty. Dawaj Giża!!!
Hej!
Przyłączam się do słów kolegi Krzyśka. Wg mnie ukończenie Maratonu w takich okolicznościach i z takim wynikiem jest wcale nie mniej wartościowe od nowej życiówki. Przecież można było zejść na 30-35km. No ale Mariusz przecież (już nie raz i nie dwa) przyzwyczaiłeś nas do swojej waleczności. Pomyślności życzę, pokonywania kolejnych barier i spełniania celów sportowych, rodzinnych. Będzie dobrze! Pzdr jacek
Inni zeszliby już z trasy Ty walczyłeś do końca. Taki start po tak długiej przerwie to zawsze wielka niewiadoma. Ważne że kontuzja się nie odnowiła. Jesteśmy z Tobą!
Grunt że się nie poddałeś. Stojąc przy mecie już myślałem że odnowiła się kontuzja i zszedłeś z trasy. Jednak ukończenie w gorszym czasie jest lepszą opcją niż zejście z trasy z powodu kontuzji. Także trzeba spojrzeć na to z pozytywnej strony. Będą jeszcze następne biegi w których pójdzie lepiej!
mariuszu, musisz to chyba potraktować jako startowe przetarcie i teraz już będzie tylko lepiej
marsz
Panie Mariuszu, zdecydowanie popieram Krzysztofa. Od dawna Panu kibicuję, podbija Pan moje serce zarówno jako sportowiec, jak i człowiek, pozytywny, otwarty, życzliwy innym biegaczom-amatorom. Moje wielkie uznanie za ukończenie – mimo wszystko – maratonu. I szacun za ten wpis.
Mariusz!
Kibicowałem Tobie od chwili wspólnego startu (ja na 10k) i na Twoim finiszu !
Nikogo nie zawiodłeś! To raczej uczucie sportowej złości ! Każdy kto wie czym jest maraton, wie też dobrze, że przy tego rodzaju problemach trzeba być wielkim sportowcem aby się nie poddać. A ty się nie poddałeś. To jest sport i jego szczególna twarz czyli maraton ! Wiesz doskonale, bo wielu z nas inspirują Twoje wpisy, że potrzeba nie tylko talentu, dobrej pracy na treningach ale również trochę szczęścia do „tego” dnia ! Ja wiem, że zabrakło tego ostatniego ! Jesteś silny i jeszcze nie raz nas zadziwisz – Tego tobie życzę ! Dziękuję Tobie za walkę do końca ! Walcz dalej !!! Powodzenia !
Coz, po raz kolejny swoim przykladem dajesz nam Mariuszu lekcje walki, wytrwalosci, pokory. Doskonale wszyscy wiemy, ze taki wlasnie jest sport. Wiemy tez, ze Ty ze swoim charakterem, profesjonalzmem i PASJA nie poddasz sie. I z tego wlasnie my bedziemy rowniez czerpac sile! Za Twoja szczerosc, ktora prezentujesz na tym blogu – jeszcze raz wielkie dzieki. Pozostaje Twoim wiernym kibicem. Od jutra walka o kolejny start, kolejna zyciowke!
Mariusz, tak bywa. Złość jest duża, to jasne. Ale w sporcie jest różnie, co zresztą już przeżywałeś. Jeśli masz plan i CHCESZ go realizować, to Ci się uda. Trzymam kciuki. Mnie nie zawiodłeś. Pozdrawiam – Marcin Żuk
Mariusz – jestes moim sportowym autorytetem i nie pisz ze mnie, Nas zawiodles. Taki jest sport, taki jest maraton. Walczyles, pokazales ze mimo przeszkod i problemow dales rade i dobiegles jak na mistrza przystalo. Nastepnym razem bedzie lepiej. Jestesmy z Ciebie dumni!
Zeby kazdy mial taka pokore do zycia! Gratulacje za postawe i powodzenia! Bede kibicowal bo jest Pan super sportowcem!
Mariusz! nie znam twojego planu treningowego ale te jednostki treningowe, które prezentujesz na swoim profilu nie mają nic wspólnego z maratonem w czasie 2.10. Byłes na obozie w Iten, nie podpatrzyłeś tam sposobu trenowania i podejścia do maratonu najlepszych biegaczy na świecie? Wydaje mi sie że ze zbyt dużym szacunkiem podchodzisz do prędkości maratonu. widac w tobie duzy potencjal i profesjonalne podejscie do treningu ale boisz się biegać szybko na treningach. objętość bez odpowiednich prędkości nie przynosi żadnych rezultatów. mysle że powinieneś lepiej wsłuchiwać się w swoje ciało i przesuwać swoje granice. Z łatwych rzeczy czynisz rzeczy trudne, obawiasz się treningów w prędkościach i objętościach które w rzeczywistości nie stanowią dla ciebie problemu. Są to tylko moje domysły, znam tylko te jednostki treningowe ktore prezentujesz na swoim profilu. jeśli rzeczywistość wygląda inaczej niż w moich domyslach to prosze cie zignoruj ten post, a jesli jest w nim troche prawdy to życzę wyciągnięcia wniosków i 2.08 jesienią.
Ps. jeszcze raz: jednostki treningowe ktorymi dzielisz sie na blogu nie maja nic wspolnego z twoim maratonem.
Głowa do góry, jesteś dla mnie mentorem! Zacząłem biegać m.in po obejrzeniu Twojego filmu na YT. Dla mnie byłeś, jesteś i będziesz zwycięzcą!
Mariusz, głowa do góry 🙂 Pięknie walczyłeś, a w przyszłości na pewno jeszcze pokażesz wszystkim na co Cię stać 🙂 pozdrawiam ciepło
Mariusz, głowa do góry, a nogi do przodu!
Fizjologii się niestety nie oszuka. Ten wynik na pewno nie spełnił Twoich oczekiwań, ale zyskałeś kolejną porcję wiedzy, na którą chyba nie byłeś gotowy, stąd rozczarowanie. Jesteś znakomitym sportowcem z wielkim charakterem. Przed Tobą następne starty, a jesteś bogatszy o kolejne doświadczenia, jednym słowem silniejszy.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Mariusz, rozumiem Twoje rozgoryczenie. Tysiące godzin na treningu, tysiące wybieganych kilometrów, hektolitry potu, wiele wyrzeczeń.. Teraz się nie udało, ale z pewnością wykonana przez Ciebie praca nie pójdzie na marne. Już podczas drugiej części biegu pokazałeś, że jesteś mocny mentalnie. Takie sytuacje dodatkowo hartują charakter. Na chłodno ocenisz sytuację, wyciągniesz wnioski i zrobisz życiówkę. Tego Ci życzę. Dawaj Giża!
Przeglądałam dziś książkę o Bronisławie Malinowskim i przeczytałam o nim: „Bronek nosił w sobie coś, czego nie sposób zauważyć u wielu innych sportowców, u wielu innych ludzi. On rozumiał samotność, rozumiał gorycz fatalnych, nieprzewidzianych porażek. Codzienne wielogodzinne bieganie po lasach, bez publiczności (…) tylko własny zmęczony oddech, stuk kroków po ubitej ziemi leśnego duktu. Samotność – gigantyczny wysiłek rzeźbią człowieka doskonałego”
🙂
Giża, Ty najlepiej chyba wiesz jak jest w bieganiu, że nie wiadomo dlaczego ale czasami zdarza się tak że noga po prostu się nie kręci, dochodzą kolki, ogólne zmęczenie i itp. Znam Cię i założę się że już na dzisiejszym rozbieganiu czułeś mocnego wk….a i chęć pokazania jak najszybciej na co cię stać?!?! Pamiętaj że masz wielu wiernych kibiców i do roboty….:)
Panie Mariuszu możemy tylko sobie wyobrażać co Pan teraz czuję pomimo wszystko wieżę że wyciągnie Pan wnioski z tego startu i te chwilę cierpienia na trasie przekuję w sukces w kolejnych startach! Trzymam za Pana kciuki!i jestem tego święcie przekonany że to nie jest Pana ostatnie słowo!
Mariusz głowa do góry!!! Szacunek że dotrwałeś i dobiegłeś. Wielu by sobie odpuściło. Wiele Cię to nauczy a czas znowu nie taki zły. Ścisła polska czołówka byleś czwarty w mistrzostwach Polski.
Więc głowa do góry. Będzie lepiej.
jesteśmy z Tobą!!!
Tomek
A ja się na Tobie nie zawiodłem. Wiem, że zrobiłeś wszystko co mogłeś w danej chwili. Ot co! A co nas nie zabije to nas wzmocni. Głowa do góry. Kibicujemy Ci nadal i będziemy kibicować!
Mariusz, samo życie, ale dla mnie i tak jestes „hero”. Głowa do góry, Mistrzu!