O Surinamie, przygotowaniach, samym Maratonie i co nieco o samym kraju już wspominałem. Będąc na miejscu udało się zrobić kilka zdjęć, kilka zrobili koledzy z ekipy lub pożyczyłem sobie ze strony organizatora biegu.
Kraj nie jest taki jak można sobie wyobrażać miejsce położone w Ameryce Południowej, sąsiadujące z Morzem Karaibskim. Jest ciepło, nawet gorąco, nie ma jednak plaż, bo bagna bezpośrednio przechodzą w morze. W głębi lądu są rezerwaty przyrody i liczne wodospady, ja byłem jednak tylko w nadmorskim Paramaribo. Stolica to trochę zlepek Holandii kolonialnej i południowych stanów USA, jakbym oglądał serial z dzieciństwa „Północ-Południe” i widział pałace plantatorów bawełny z czasów niewolniczych.
Państwo jest dosyć uporządkowane i wydaje się być nieźle zorganizowane, choć widać duże wpływy europejskiej gospodarki. Wiele domów wygląda jak na poniższych zdjęciach.
zwyczajna ulica miasta
Piękny całkowicie drewniany Kościół imponujących rozmiarów
Stary zniszczony dom, ale bardzo tradycyjny
i dom na obrzeżach miasta
W stolicy jest duży port, skąd wypływają potężne statki. Zdecydowana większość terenów Surinamu to jednak dżungla amazońska w której żyją liczne gatunki ciekawych zwierząt, między innymi anakondy wielkości 7-9 m.
Ja na swojej drodze spotkałem na szczęście tylko piękne kolorowe Papugi w klatkach i rozjechane na trasie Maratonu żaby, tudzież błąkające się łagodne psy.
ta papuga podniosła taki wrzask, kiedy zbliżyłem się, żeby zrobić zdjęcie, że trudno było tego słuchać…
Roślinność jest bujna i kolorowa, to w końcu Amazonia. Świetne są owoce, zajadałem się świeżymi ananasami, arbuzami i grejfrutami, a także słodkimi ziemniakami – te zapamiętam najbardziej.
wiele produktów można kupić na tradycyjnym targu,
jednak jest mnóstwo marketów własności ludności azjatyckiej
takiego kwiatka miałem chyba kiedyś na parapecie…
można spotkać wiele budynków pochodzenia azjatyckiego
My nie mieliśmy okazji na zwiedzanie, większość tego co widzieliśmy to trasa Maratonu i to co po drodze z busów
Najważniejszy był dobry występ w trudnym Maratonie. Startowaliśmy jeszcze nocą, było więc komfortowo, zaczęliśmy bardzo wolno, więc nie od razu było trudno.
dokuczała wysoka wilgotność po nocnych opadach, jednak dzięki niej temperatura rankiem była znośna
problemy zaczęły się kiedy po półtorej godziny biegu przychodziło zmęczenie i wzrastała temperatura.
liczne punkty nawadnia rozmieszczone co 3 km nie wystarczały, żeby schłodzić się i wystarczająco nawodnić. Poza odżywkami własnymi, woda była w foliowych woreczkach, co okazało się dobrym rozwiązaniem.
Ostatnie 9 kilometrów było bardzo trudne, a meta osiągnięta resztkami sił.
Cieszę się, ze rywalizacja zakończyła się sukcesem.
Wygraliśmy klasyfikację drużynowo, a indywidualnie mieliśmy 2 srebrne medale.
Już nazajutrz po biegu opuszczaliśmy Amerykę Południową. Szczęście nam dopisało, gdyż mieliśmy 9 godzinne oczekiwanie na transferze w Curacao. Mogliśmy opuścić lotnisko, więc szybko przetransportowaliśmy się na prawdziwą karaibską plażę. Na koniec udało się odpocząć i rozluźnić.
Po plaży przechadzały się różnego rodzaju jaszczurki
woda była aż za ciepła
to był udany wyjazd i dobra lekcja przed Rio de Janeiro
2 Comments
Fajne foty, nieźle to wygląda.
Dobrze znów Pana widzieć na Maratońskich trasach. Pozdrawiam i mocno 3mam kciuki na nadchodzący sezon 🙂