Podczas rywalizacji maratończyków emocji z pewnością nie brakowało.
Oglądaliśmy rywalizację wspólnie z czołówką naszych reprezentantów na czele z Heniem Szostem. Wszyscy wymieniali się swoimi spostrzeżeniami, wszyscy przeżywali wyścig.
Od początku, kiedy tempo było wolne zastanawialiśmy się jakie rzeczywiście są warunki pogodowe, które to mają największy wpływ na tempo biegu i wyniki na mecie.
Zawodnicy rozpędzali się, początek biegu był wolny, można powiedzieć ociężały, jednak z każdym 5 kilometrowym odcinkiem tempo rosło, odpadali kolejni zawodnicy. Nie ukrywamy, że wszyscy kibicowali biegaczom spoza Afryki.
Trudno było wskazać faworyta, wyglądało, że mocni są Etiopczycy, ciekawostką był obrońca tytułu Mistrza Olimpijskiego Ugandyjczyk Stephen Kiprotich, który ani nie posiada wyróżniającego rekordu życiowego, ani w tym roku nie pokazał formy podczas maratonu w Londynie. Na Kenijczyków raczej nie liczyłem, choć z nimi nic do końca nie wiadomo.
Ciekawi byliśmy szczególnie postawy dwóch biegaczy – Etiopczyka Lelisy Desisa, który wygrał w tym roku dwa wielkie maratony w Dubaju i Bostonie, posiadacza najlepszego wyniku w tym roku (2:04.45) – dużo tych startów jak na jeden rok, jednak klasa wielka. Drugą wielką zagadką jest Japończyk Yuki Kawauchi, który przebiegł w tym roku łącznie z dzisiejszym 9 Maratonów – biegów na bardzo wysokim poziomie łącznie z wynikiem 2:08 – to jest dla mnie szok, ponieważ sam przez 4 lata przebiegłem ich dopiero 6.
Po połowie dystansu uformowała się duża ok. 15-osobowa grupa czarnoskórych biegaczy oraz 2 Japończyków, stawka stopniowo topniała. Dużą część dystansu kontrolowali Etiopczycy z atletycznie zbudowanym biegaczem z wyżyny Abisyńskiej – Tadese Tolą.
Zdecydowany atak nastąpił tuż przed 40 kilometrem, ruszył wtedy mało aktywny dotąd Mistrz Olimpijski. Wyglądał bardzo dobrze, nie gorzej jednak lider światowych list z Etiopii. Od razu odpadł 6 w Londynie Japończyk, ostatni Kenijczyk i trzeci Etiopczyk – niziutki Tsegay Kebede . Zostało 3 zawodników, poza wymienioną dwójką muskularny Tola. Za chwilę kolejna „poprawka” i Tola nie wytrzymuje.
To, co działo się przed stadionem było bardzo zabawne, a zarazem dramatyczne. Ugandyjczyk próbował zgubić przyklejonego do pleców rywala z Etiopii różnymi sposobami, najpierw rwanym tempem, co nie wywołało wielkiego wrażenia oprócz pokazania całego białego uzębienia Etiopczyka. Ugandyjczyk wyraźnie denerwował się kolejną nieudaną próbą, Mistrz postanowił zatem biegać zygzakiem, próbując zgubić rywala. Przyniosło to taki efekt, że zdziwiony Desisa zamiast biec prosto, bieg jak cień za Kiprotichem tracąc sporo sił. Ja też kiedyś próbowałem zastosować taką metodę w biegu ulicznym na 3 km, kiedy to miałem ogon biegnąc pod mocny wiatr, umęczyłem się tym tylko dodatkowo. W pewnym momencie cień Mistrza opadł kompletnie z sił, obejrzał się i wtedy było pewne, że medale są podzielone. Etiopczyk słaniał się na nogach. Pobiegł bardzo ambitnie, jednak dwa niedawne maratony wyraźnie zrobiły swoje.
Kiprotich jako jedyny połamał granicę 2:10 i w dosyć trudnych, letnich warunkach znowu został Mistrzem, mimo, że jego rekordy życiowe nie są okazałe. Na ustanawianie rekordów będzie miał pewnie jeszcze czas, bo to dopiero jego 5 Maraton. Jest też możliwe, że nigdy nie pobiegnie szybko, bo zwyczajnie „leżą mu” upalne warunki pogodowe i to jest jego wielka przewaga na imprezach mistrzowskich.
Ostatecznie brązowy medal przypadł Toli, który bardzo zmęczony, ale równie szczęśliwy przekraczał linię mety. Etiopczycy zdominowali dzisiejsze zawody za sprawą 4 na mecie Kebede sięgając po Puchar Świata w Maratonie, drudzy byli reprezentanci Ugadndy, a zasłużenie z brązowymi medalami zakończyli rywalizację Japończycy z 5 na mecie Kentaro Nakamoto, 4 w zespole, więc nie punktujący był stawiający na ilość Kawauchi, który i tak zajął dobre 18-ste miejsce. Kenijczycy wypadli mocno poniżej oczekiwań, mam swoją teorię na ten temat i związana jest ona z zeszłoroczną kontrolą antydopingową, która dotarła do Kenii, są to jednak tylko moje niczym nie poparte przypuszczenia, choć nie tylko słabe są występy Kenii na imprezach mistrzowskich, ale też i wyniki w przekroju ostatnich 2 sezonów.
Generalnie Mistrzostwa były dosyć ciekawe, bo prawie do końca nie było wiadomo, kto będzie najlepszy. Trasa wzdłuż rzeki Moskwa troszkę monotonna, jednak bardzo szybka.
Poza Kenijczkami zawiedli też Europejczycy, z których najlepszą 15-tą lokatę zajął Hiszpan Javier Guerra, z którym można się było spokojnie ścigać – cóż, kontuzja nie pozwoliła, co ciekawe tylko to stanęło na przeszkodzie, gdyż liczył się mój wynik z Rotterdamu i startować mogłem. Kolejna szansa utracona, ale jak to mówią – co się odwlecze, to nie uciecze. Takie imprezy rangi mistrzowskiej bardzo mnie „kręcą”, są kwintesencją treningu, chciałbym kiedyś jeszcze w podobnej powalczyć.
Dziękuję za uwagę 🙂
3 Comments
Świetna relacja, dzięki bardzo – brakowało ostatnio Twoich wpisów! Trzymam kciuksy za powrót na wyścigowe trasy 🙂
Kenijczycy, jestem ciekaw co sądzisz o Elishy który w ubiegłym roku wygrał półmaraton w Grodzisku (1:04.51)i dzień wcześniej biegał maraton w Cadcy (2:17.58). Na ile to jest realne żeby coś takiego dokonać?
To nie jest możliwe – tak mi się przynajmniej wydaje.