We wtorek jednego dnia „w łeb” na rowerze i pływalni. Po takim dniu znowu czuję, że żyję!
Jest coś w tym, że kiedy regularnie trenujące osoby, nie mają mocnego wysiłku, czegoś im brakuje. Ja jestem tego pewnym przykładem. Czasem zastanawiam się, czy jestem normalny…
Endorfiny „wysiłkowe” uzależniają – to oczywisty fakt, ale chyba nie ma nic lepszego dla dobrego samopoczucia i inwestycji w zdrowie. Nie mam tu na myśli mojego wyczynowego, ekstremalnego biegania, które tu i tam zostawia swoje ślady. Co innego rekreacyjne uprawianie dyscyplin wytrzymałościowych, te jest rewelacyjną sprawą. Właśnie w to się aktualnie bawię, podtrzymując przy okazji pewien poziom wydolności.
Noga potrzebuje jeszcze sporo czasu zanim wróci do normy, tymczasem siadam zaraz na rower, bo w poniedziałek wyzwanie – trening z Deltą Płock, grupą Triathlonistów, którzy zaczynają wiosenny sezon na szosie.
Cieszę się na ten dzień – zobaczymy, czy wytrzymam…
4 Comments
Witam Cię kolego;-)
Od dawna śledze ten blog i aktualnie też mam kontuzje (wiązadło poboczne piszczelowe) nie biegam od 2msc. ale też staram się nie stracic wydolności i pływam i jeżdze na rowerze.
Ale to nie jest to;-( człowiek chodzi jakiś podenerwowany nic mu sie nie chce….
Pozdrawiam i szybko wracaj do zdrowia
no no, Giża będzie triathlonistą!!! :>
Panie Mariuszu, dwa pytanka. Jak z nogą? I czy nic się nie zmieniło w sprawie startu na 10km na Orlen Warsaw Marathon?
Witam,
Dzięki za zainteresowanie! Ciągle się leczę, w Orlen 10 km jeszcze nie wystartuję.