Od wczoraj jestem na zgrupowaniu w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Wałczu. Miejsce to przez ostatnie lata kojarzone jest z polskimi sportami wodnymi jak wioślarstwo, czy kajakarstwo, gdzie na na rynnowym, długim jeziorze Raduń są doskonałe warunki do treningu w tych właśnie dyscyplinach. Dla lekkoatletów Wałcz to przede wszystkim wspomnienie Wunderteamu, czyli pokolenia wybitnych zawodników z bieżni: Zdzisława Krzyszkowiaka, Jerzego Chromika, Janusza Sidły Józefa Szmidta, Kazimierza Zimnego i wielu innych. Wszyscy powiązani z legendą trenerską Janem Mulakiem. To tu na żużlowej bieżni padł rekord świata na 3000 m z przeszkodami.
Pierwszy raz byłem w Wałczu w 7 klasie podstawówki. Zacząłem biegać w marcu, a już w kwietniu ścigałem się na Mistrzostwach Polski Młodzików w Biegach Przełajowych. Pamiętam doskonale to miejsce, mimo że minęło ponad 17 lat. Przypominają się liczne szczegóły. Oczywiście wszystko było wtedy jakieś większe. Ledwie zakwalifikowałem się na Mistrzostwa Polski, co było już i tak dużym sukcesem. Eliminacjami był makroregion w Żerkowie gdzie wśród młodzików zająłem 5 miejsce, ostatnie premiowane udziałem w finale. To był bieg z przygodami. Przed wbiegiem na stadion wypadła mi z ręki karteczka, którą trzeba wyło dostarczyć na metę(takie były wtedy systemy), musiałem się zatrzymać, podnieść ją, przez co wyprzedził mnie jeden zawodnik i dogoniło kilku następnych. Później przyszło do klubu pismo z gratulacjami za postawę Fair Play. Nie był to świadomy wybór, nie zastanawiałem się co robić, mogłem nie zatrzymywać się, bo przecież wszyscy widzieli jaka była sytuacja. Na Mistrzostwa Polski jechałem z Płocka małym Fiatem z Trenerem Markiem Zarychtą i Prezesem Klubu. Rywalizację w Wałczu skończyłem na 20 miejscu – w połowie stawki. Strasznie się stresowałem przed biegiem, jak to zresztą bywało na początku biegowej przygody. Było zimno, a ja miałem tylko cienki dres Abibas z bazaru od Rosjan (to pamiętają raczej tylko moje roczniki), przez co nie mogłem się rozgrzewać tyle co powinienem. Byłem mniejszy od większości rywali o głowę, co też było nieźle deprymujące.
Już wtedy słyszałem, że Wałcz to świetne miejsce do treningu, że tu biegali Mistrzowie z przeszłości. Teraz dopiero wróciłem sprawdzić Wałeckie lasy. Przez całe lata kariery natykałem się na liczne publikacje szkoły Wunderteamu, jednak to była zawsze jakaś odległa historia, jakiś nawet przeżytek, coś jak Orły Górskiego. Miałem szczęście usłyszeć wiele fantastycznych opowieści z ust Pani Ani Bukis-Owsiak, naszej znakomitej milerki, rekordzistki Polski na 1500 m, która wywodzi się z tych okolic i znała mistrzów Wunderteamu osobiście, trenowała z częścią z nich. W moim bieganiu pewnie były nawiązania do treningu Wunderteamu, bo robiliśmy w młodym wieku duzo zabaw biegowych „na samopoczucie”. W latach 50-tych i 60-tych, kiedy to Polacy na 5-10 km i w biegu z przeszkodami byli potęgą, to właśnie ten złoty czas. Szkoda, że poszliśmy z metodyką treningu do przodu, a nawet tak mało korzystaliśmy z dziedzictwa. W tej chwili na długich dystansach nie możemy nawet nawiązać walki w Europie, może poza przeszkodami. Bardzo ciekawie mówił o naszym systemie szkolenia Jan Mulat, warto przeczytać wywiad(link). Nie ze wszystkim się zgadzam się, a właściwie ze stanowiskiem dotyczącym dopingu. Trener Mulak, Jak Jerzy Górski dla Piłkarzy szczególnie podkreślał aspekt szerokość szkolenia – to z dużej ilości zawodników rodzi się wynik – tak jest obecnie właśnie w naszym Maratonie.
Nasza szkoła treningu sprawdza się we wspomnianych przeszkodach i Maratonie -teraz mamy wśród mężczyzn 5 wyników w pierwszej 12-tce w Europie, to nie przypadek, ludzie zostali zebrani wokół klubów wojskowych, razem trenują, rywalizują – wyniki mówią same za siebie.
W Wałczu poza nieprzemierzonymi lasami o różnej konfiguracji terenu, jest wspomniany żużlowy, a właściwie ceglany stadion, 2 sale gimnastyczne, pływalnia, gabinety odnowy, fajny hotel i dobre jedzenie, więc nic tylko trenować.
Ostatnio głośno było o naszym systemie szkolenia. Dyżurny temat po nieudanych imprezach. Temat, który chwilę jest wałkowany, a i tak zazwyczaj wszyscy przechodzą do porządku dziennego.
Zaraz po Igrzyskach Pani Minister mówiła, że trzeba utrudnić naszym zawodnikom dostanie się na duże imprezy, poprzez zaostrzenie minimów. To między innymi dlatego tak słabo wypadliśmy, że zawodnicy są mało ambitni. Dobrze, że od razu skomentował to ostro Tomek Majewski. Słusznie powiedział, że to absolutna nieprawda. 4 lata temu Polski Związek Lekkiej Atletyki miał odbudować biegi długie, a to co zrobił, to tylko podniósł minima.
Po Igrzyskach były też słuszne głosy, żeby lepiej przeliczyć ile wydano na jeden medal Polaka, a ile np. wydali Anglicy – jaki nasz był taniutki (tu też warto przeczytać w wywiadzie jakie są obecnie dotacje na sport).
Ostatnio lekkoatletyka jako sport przynoszący olimpijskie medale został włączony do sportów wiodących, co jest świetną wiadomością.
Teraz widzę, że idzie ku lepszemu. Nie dlatego, że w tym roku dostałem się do Kadry Narodowej, z czego się bardzo cieszę
Trener Olszewski, który prowadzi naszego dwukrotnego Mistrza Olimpijskiego w Pchnięciu Kulą porządkuje po ostatnich władzach. Wraca normalność, przynajmniej w biegach długich, szanowane są wyniki zawodników i ich zaangażowanie.
W przyszłym roku mamy w Bydgoszczy Mistrzostwa Świata w Biegach Przełajowych (24.03). 2 lata temu nie było nawet szkolenia pod tą imprezę, to tak jakby Polacy organizowali Euro 2012 i nie dążyli do wystawienia i przygotowania optymalnego składu. Teraz jest inaczej. PZLA przygotowuje reprezentację na ile tylko może. Zawodnicy dostali uczciwe propozycje współpracy. Związek oferuje przygotowanie w zamian za deklarację startu na najwyższym poziomie w biegach przełajowych – najpierw Mistrzostwach Polski, a następnie po przejściu eliminacji na tejże imprezie 10.03, wystartują w Mistrzostwach Świata.
Zadanie to jest bardzo trudne(dla każdego europejczyka wejście w pierwszą 50-tkę jest zawsze sukcesem, szczególnie po tym jak jest jeden dystans 12 km. Afrykanie są w biegach przełajowych potęgą, tu mają największą przewagę), ale trzeba starać się ze wszystkich sił, żeby poprawiać krok po kroku poziom polskich biegów. Stare władze szły inną drogą – wspierali tylko garstkę zawodników mającą realną szansę na czołówkę na największych imprezach, nie myśląc zupełnie o zapleczu i przyszłości, nawet tej bliskiej jak Mistrzostwa Europy w 2014 r.
Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie kolej na chory system punktów, który funkcjonuje w polskiej Lekkiej Atletyce. Teraz jest tak, że w młodszych kategoriach za wysokie miejsca w Mistrzostwach Polski zawodnicy zbierają punkty, za co kluby dostają później pieniążki. Funkcjonuje prosty przelicznik – im mocniej młodzi trenują, tym więcej pieniędzy mają kluby i trenerzy. Konsekwencje najczęściej są takie, że wielu młodych mistrzów kończy swój sportowy rozwój z wiekiem młodzieżowca lub wcześniej, ponieważ trenują zbyt mocno, za dużo startują. To bardzo drastyczny przykład, ale pozwolę go sobie przytoczyć. Znam trenera, który zdobył ok. 120 medali z młodzikami, juniorami młodszymi i juniorami, kilka z młodzieżowcami(U23), a ani jednego w seniorze i nawet jego zawodnicy niczego znaczącego już nie osiągnęli pod opieką innych trenerów. Wspomniany trener aplikuje 15-16 latkom trening seniora, niszcząc ich zdrowie i możliwość osiągnięcia w przyszłości swojego maksimum, ale za to robi to w najlepszych warunkach, bo pieniędzy mu nie brakuje. Za taką patologię płaci Ministerstwo Sportu i tak jest od wielu lat. Oczywiście nie jest to reguła. Jest mnóstwo klubów, w której za grosze pracują pasjonaci, oddani Królowej Sportu. Często kosztem własnego czasu, rodziny i możliwości zarabiania pieniędzy szkolą młodzież w najlepszy możliwy sposób jaki tylko jest im dostępny, wożąc np. młodych na zawody na własny koszt. W takich biednych klubach brakuje na najprostsze wyjazdy na zawody, nie ma nawet mowy, żeby pojechać na obóz. Jak zawodnicy mają w czym trenować to jest już fajnie. Sam miałem z takimi warunkami wiele wspólnego w młodym wieku. Całe szczęście rodzice pomagali, czy sam jakoś sobie radziłem. Taki jest polski sport, a przynajmniej niedoinwestowana lekkoatletyka.
Są oczywiście zawodnicy, którzy taki system jaki mamy jakoś cudem przetrwają, ale to wybitne jednostki lub takie, które wiedzą kiedy i jak odpuścić. Pytanie tylko, czy osiągają za seniora swoje maksimum. Znane są przypadki zawodników jak nasz najlepszy maratończyk, którzy nie biegali za młodu, być może dzięki czemu później fantastycznie się rozwijają. Ja miałem to szczęście, że trafiłem na rozsądnego trenera, który obliczył szczyt formy na wiek seniora, dlatego w wieku 31 lat pobiegłem 2 życiówki na głównych dystansach, co roku biję swoje rekordy i jak dobrze pójdzie dalej będę je poprawiał pomimo, że zacząłem biegać stosunkowo wcześnie, choć zgodnie z teorią sportu.
Oczywiście wszędzie jest ciężko i być może trochę niepotrzebnie marudzę i lepiej żebym zajął się sobą, ale to jest czasem bardzo trudne.
Niektórzy powiedzą, Ty biegasz Maraton, więc zarabiasz na biegach ulicznych – tak to prawda, ale czy to na pewno tędy droga do maksymalnych wyników? Niech może też sprawdzą jakie są to pieniądze.
Mam nadzieję, że teraz nasze biegi ruszą, że ja będę miał w tym swój udział.
11 Comments
Jest Pan nie tylko dobrym biegaczem, ale bardzo fajnym człowiekiem.Ten artykuł to święta prawda.Życze zdrowia i formy.
super wpis, podziwiam za wolę walki i szczerość, mam nadzieję, że w ogóle w polskim sporcie wróci normalność… pozdrawiam
Ja jestem ciekaw o ile PZLA znów podwyższy minima na kolejne IO. Heniu Szost tak podwyższył poprzeczkę że ktoś powie że 2:09.30 nie powinno być problemem dla naszych maratończyków jak będzie taki minimum..:)
Nie myślisz Mariusz o zmianie trenera? zobacz jak nagle zrobił wielki progres Heniu Szost po zmianach..
Cieszę się Mariusz że napisałeś taki tekst, myślisz o karierze trenerskiej, z tekstu wychodzi, że byłbyś niezłym trenerem. Kroko – Prezes z którym jechałeś do Wałcza
Praca Trenera to odpowiedzialna sprawa, zobaczymy jak się życie potoczy.
W Wałczu dostałem swoją pierwszą dietę wyjazdową, a najciekawsza była odpowiedź Prezesa na pytanie, na co mam to wydać 😉
Bezcenne wspomnienia 🙂
Sądzę, że minima będą na normalnym światowym poziomie, czyli w granicach 2:12-2:11.30. Teraz do Moskwy na Mistrzostwa Świata jest 2:11.30. (przyp. Degou i Londyn 2:10.30)
Na logikę nie może być tak, że młody maratończyk z Polski ma wynik lepszy niż ponad połowa biegnących, a siedzi w domu przed telewizorem. Osoby pracujące obecnie w związku tą sprawę rozumieją. Wiedzą, że aby się rozwijać, trzeba uczestniczyć w największych zawodach. Heniu to doskonale pokazał – w Pekinie zapłacił frycowe, a w Londynie sami widzieliście…
Co do zmiany Trenera, to nie jest to wszystko takie oczywiste i klarowne.
Ja się z roku na rok poprawiam. Przebiegłem dopiero 6 Maratonów
Praktyka zawodnicza wskazuję że najlepszy maraton wypada między 8 a 12 startem więc wszystko co najlepsze jeszcze przed Tobą 😉
A ja na tych Mistrzostwach Polski Młodzików w Wałczu byłem … 19 ;)) na krótszym dystansie chyba 2000m
@Piotr Kowal
to lepiej wypadłeś, ale ja byłem pierwszy rok młodzika 😉
a ja jestem fatalny na przełajach, ale się nie zrażam i jak będę weteranem, to pokażę młodym, gdzie raki zimują!
@kuba
a Masters to nie to samo co Weteran?