Cross w Tilburgu to solidna marka w Holandii i całej Europie. Chciałbym, żebyś mieli kiedyś podobne zawody w kraju. Biega tu zawsze wielu mocnych, przygotowujących się do Mistrzostw Europy w przełajach zawodników. Stawka jest raczej europejska, dlatego jest się z kim pościgać na zbliżonym poziomie. W zeszłym roku zwyciężył Vitali Szafar, kolega z Ukrainy często biegający w Polsce. Był wtedy w świetnej formie i pokazał, że można powalczyć. W tym roku obsada była mocniejsza, bo na liście startowej między innymi kilku niezłych Afrykan.
To mój drugi start na tej trasie. Pierwszy był 2 lata temu – pechowy, bo inny zawodnik nastąpił mi na piętę i ściągnął buta. Miałem więc w tym roku dodatkową motywację, żeby dobrze wypaść, ale i lekką obawę, o to żeby sytuacja się nie powtórzyła.
Niestety pobiegłem dosyć przeciętnie. Od startu nie czułem luzu. Być może za mocno potrenowałem w Portugalii, dlatego być może trzeba by jeszcze poczekać na lepszą formę.
Start dzisiejszego wyścigu był bardzo szybki, biegłem początkowo na ok. 20-25 pozycji. Po 2 km przesunąłem się do pierwszej 10-tki, co starałem się utrzymywać, jednak od początku sprawiało mi to nie małą trudność. Nadrabiałem na fragmentach, gdzie było błoto, muldy i 3 przewrócone drzewa, jednak traciłem na płaskim i twardym odcinku, który stanowił zdecydowaną większość. Wieczorny deszcz nie rozmiękczył gruntu prawie w ogóle.
Czas płynął wolno, ale to normalka, kiedy nie ma w biegu swobody. Kiedy zostały do mety 2 okrążenia, czyli niecałe 4 km grupa przyspieszyła, a ja nie byłem już w stanie tego tempa utrzymać. Biegłem wtedy na ok. 10-12 pozycji starając się utrzymać swoje miejsce. Liczyłem na swoją wytrzymałość Maratończyka, że mimo trudu utrzymam to tempo i nóż kogoś jeszcze na końcu wyprzedzę. Pogodziłem się już z tym, że nie odegram kluczowej roli w tym biegu. Na koło do mety dogonił mnie Michael Butter – Holender, który niedawno w Amsterdamie pobiegł 2:09.50. Starałem się ze wszystkich sił go trzymać. Praktycznie to był mój długi finisz. Biegliśmy razem ponad kilometr, znaczy ja za nim. Minęliśmy dwóch biegaczy z Holandii. Cierpiałem, ale nie było mowy o odpuszczaniu, to przecież już tylko 2 km. Jeden mijany przeciwnik niestety przyczepił mi się do pleców i przez kilometr biegł krok w krok za mną. Nie byłem w stanie urwać mu się na metr, choć próbowałem dwukrotnie na trudniejszych częściach trasy. Michael uciekł nam na 10-15 metrów. To już był mój maks, a zostało ostatnie decydujące 500 m. Na ok. 300 do mety kątem oka zauważyłem Łukasza Oślizłę, który zaczął piękny finisz – z ok. 8 pozycji przesunął się ostatecznie na trzecią. Generalnie w pierwszej 20-stce było bardzo ciasno. Ostatecznie skończyłem 2 s. za moim wspomnianym „cieniem”, którym jest zresztą stałym bywalcem Iten, skąd się znamy. Na finiszu zmroziło mnie kompletnie, odszedł mi bardzo lekko.
Moja pozycja to 11 miejsce z czasem 31.04. Wyniki pewnie będą niebawem na stronie biegu. Widziałem je tylko przelotnie na telebimie. Zwycięzca z Etiopii miał 30.29, Łukasz 30.41.
Cały bieg w moim wykonaniu przypominał trochę ostatnie 10 km w Maratonie. Może przesadziłem – ostatnie 8 km tego biegu i Maratonu. Nie czuję się oczywiście tak wykończony, ale dzisiaj przyjemności z rywalizacji nie było – tylko ciężka walka.
Nie próbuję się przed sobą specjalnie tłumaczyć. Miałem za cel dobrze pobiec, jednak z perspektywą jeszcze lepszej formy za jakiś czas. Nie wyszło. Cieszę się z tego, że zdrowie jest, nic mi nie dokucza, prezentuję ciągle przyzwoity europejski poziom. Gdybym przed tym startem zupełnie wypoczął, przecież na 2 tygodnie i 10 dni przed tymi zawodami miałem mocne starty, szczególnie ten ostatni w Ramstein, nie jeździł na żadne obozy, to prawdopodobnie pobiegłbym lepiej. Tego jednak wiedzieć nigdy nie będziemy i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Jestem trochę zawiedziony, ale to dla mnie taka sportowa złość, z którą wiem z doświadczenia, że lepiej się trenuje do kolejnych celów. Taki niedosyt i uczucie, że trzeba ciągle sobie coś udowadniać i jeszcze mocniej i mądrzej trenować, jest dużo lepsze niż zakończenie sezonu w zbyt dużej pewności siebie.
Mam pomysł jak biegać szybciej. Przede mną najlepsze lata kariery jeśli chodzi o wiek, doświadczenie i ogólnie możliwości organizmu. Postaram się najbliższy czas przeżyć jak najlepiej, żeby po tym wszystkim powiedzieć sobie, że zrobiłem wszystko co mogłem.
Teraz nalałem sobie do wanny wody z wszystkim szamponikami z hotelowej łazienki i idę się wygrzać, a jutro rano do domu 🙂
1 Comment
Będzie dobrze! Powodzenia!