W ostatnim okresie ok. 10 dniu przed Maratonem zawsze mam podobne uczucie – oczekiwanie, niepewność, organizm już sam podświadomnie sie przygotowuje. Jest to też okres troszkę nerwowy, szczególnie kiedy jesteśmy na diecie. W te ostatnie dni szczególnie się w siebie wsłuchuję, szukam luzu, oczekuję na formę, dopiszaczam ostatnie szczegóły, wszędzie szukam odpoczynku. Rozmawiając z kolegami, okazuje się, że wyszycy mają podobnie. Ja w tym okresie próbuję znaleźć sobie sporo mało męczacych zajęć, które odciągną umysł od ciągłej pracy. Nie można zbyt wiele „myśleć”, żeby nie przesadzić. Owszem trzeba się mobilizować, zbierać energię, wizualizować każdy odcinek trasy i końcowy sukces, ale raczej z umiarem. Fajnie, że tydzień przed zawodami wypadły Święta i pobyt z rodziną, bo te kilka dni minęło szybko, dzięki nim dodatkowo naładowałem się energią – zawsze tak jest, kiedy wracam w rodzinne strony.
Na każdym treningu szukamy wtedy, czy jest już dobrze, czy forma przychodzi. Oczywiście nauczony doświadczeniami ubiegłych lat, podchodzę już do tego z dystansem, bo czasem gdzy gorzej na treningu, to lepiej na zawodach i odwrotnie. Kieruję się tym, co było w latach poprzednich, samopoczuciem w danych okresach treningowych, podczas podobnych treningów. Wiem, że teraz jestem w życiowej formie, pytanie jest tylko jedno, czy w wystaczającej do osięgnięcia celu?
Zeszły tydzień był średni, ale zakończył się bardzo obiecująco. W środę dosłownie męczyłem długie tempo, a w sobotę widać było przebłysk dobrej dyspozycji. Trening dosyć łatwy, bo tylko 2-kilometrówki, ale za to parametry najlepsze w karierze. Dobre prędkości, niska częstość skurczów serca, niski mleczan i zaskakująca regeneracja w przerwach. Tu trafiłem w dobry dzień „po górach”, więc nie jest to zdecydowany sygnał, że forma jest rewelacyjna, ale sygnał, że jest coraz lepiej i w niedzielę będzie szczyt formy – tak przynajmniej powinno wyjść z obliczeń…
poniżej wykres i międzyczasy z ostatnich dwójek – jeden z nielicznych treningów, którym mogę się śmiało pochwalić 🙂
W niedzilę zupełnie pauzowałem, tylko krótki spacer, w poniedziałek w pięknej pogodzie i miejscu 23 km rozbiegania, a dzisiaj 16-stka z przebieżkami. Jutro będzie bieg ciągły 10 km i 200-setki, czyli ostatni szlif.
Od dzisiaj zaczynam pakować torbę i przygotowywać bidony. Trochę zabawy z tym będzie. Muszę jeszcze kupić długie, grube słomki, bo te są najlepsze do montażu flag, a w Rotterdamie picie można brać tylko ze stołów, więc flaga musi być duża, dobrze widoczna z daleka.
40 Comments
Mariusz, z całego serca życzę powodzenia!
Twoje bidony to majstersztyk dla a tych co nie widzieli jeden z nich jest wystawiony w Ergo 🙂
P.S. Czy będzie z tego maratonu jakaś transmisja w sieci?
Będziemy MOCNO trzymać kciuki ! 🙂 Ja wierzę mocno że się uda …. Przecież marzenia są po to aby je realizować !
Wie ktoś może coś o jakiejś transmisji?
Powodzenia, *jestes* w zyciowej formie i bedzie super!
Miałem sen ze pobiegłeś 2h09’16” netto. Mam nadzieje że obudzę się w niedzielę i okaże się że to nie był tylko sen 😉 Dużo mocy Mariusz! :]
Powodzenia, Mariusz!
2.12.00 będzie super,
Powodzenia Mariusz! Będę trzymał kciuki za 2:10.
Ja tego samego dnia debiutuję w Wiedniu i też mam do zrobienia wymarzony wynik – „Kto nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki”.
Moj typ: 2:09:19!:)
Mariusz, bedzie jakas nagroda dla tego kto trafi najblizszy wynik do tego, ktory faktycznie osiagniesz w niedziele?;) moze trening ze zwyciezca konkursu?:)
Powodzenia!!! Ja lecę w Wiedniu na 2:55:)
Sam zaczynam sie denerwowac Panskim startem jak przed swoim wlasnym! Bedzie dobrze, wierze w Panski sukces i dopinguje! Do przodu Giżyński!!!
Zapowiada się gorąca niedziela, Wiedeń, Rotterdam, Łódź, Dębno 🙂
Mam pytanko, co do dwójek. Na wykresach widać, że drugi kilometr z każdej dwójki jest nieco intensywniejszy, co obrazuje HR. Czy nie lepiej byłoby się kierować i analizować średnie tętno oraz prędkość z drugiego kilometra na każdej dwójce, niż z całej dwójki? Pytam się dlatego, że podczas badań np. testu biegowego na wzór Testu Żołądzia, niektórych fizjologów i trenerów właśnie bardziej interesował drugi kilometr z poszczególnych dwójek.
Z ciekawości zapytam, czy mierzyłeś zakwaszenie po zakończeniu maratonu, albo półmaratonu?
Powodzenia !!!!!!!!!
Witaj,
Dziękuję za życzenia powodzenia – również Tobie życzę życiówki!
Weekend będzie bardzo gorący. Święta spowodowały taką kulminację Maratonów. W poniedziałek będzie jeszcze Boston.
Co do dwójek, to rzeczywiście drugi kilometr zawsze jest intensywniejszy, na pierwszym serce dopiero odpalało. Trzeba dodać, że 2 i 4 odcinek kończyłem pod dosyć silny wiatr, dlatego tu częstość skurczów serca rosła mocno. Biegaliśmy z bratem na wahadle(każdy swoim tempem) i tak wybraliśmy, że 3 odcinki były trudniejsze, a 2 prostsze, mimo tego wiatru na koniec, co też widać po czasach.
Analiza drugiego kilometra jak najbardziej ma sens, robiłem podobnie podczas mojej pracy magisterskiej, kiedy to dzieliłem wysiłki w interwale i przerwy nawet na 3 części. W przypadku tego konkretnego treningu patrzę jednak na całość, a najbardziej na ostatnie odcinki i przerwy odpoczynkowe, kiedy przychodzi zmęczenie podobne do tego z wysiłku po półmaratonie. Ten trening był generalnie dosyć łatwy, bo po 2 dniach rozbiegań i tempa było tylko 10 km. Przyszły też „dobre dni” po obozie w górach i widać, że forma idzie 🙂
Raz po półmaratonie mierzyłem mleczan – było ok. 2 mmol/l, wtedy ledwie dobiegłem. Podobnie na 40-stkach z przyspieszaniem, gdzie zawsze końcówka mimo nawet finiszu będzie na przemianach niekwasomlekowych. Postaram się kiedyś zrobić pomiar po Maratonie, ale jestem prawie pewny, że będzie poniżej 2.0 mmol/l.
Tak na marginesie – w treningu maratońskim kieruję się zasadą, żeby nie przekraczać na treningach ładujących 4 mmol/l – to zapewnia mi wyraźny postęp w Maratonie. Wynika to bardziej z praktyki treningowej niż teorii. Pewnie też dlatego staję się takim „dislem” – coraz lepszym w Maratonie, a już na 10 km brakuje prędkości i pracy na większych mleczanach. Wiosną zrobię badania wydolnościowe pod tym kątem, to będę mógł to też jeszcze lepiej wytłumaczyć i zrozumieć. W tym roku zaczyna się mój 4-ty sezon treningu maratońskiego – wypada się już na tym znać 😉
Dzięki!
O takim wyniku to nawet nie pomyślałem, choć w sferze marzeń zawsze było poniżej 2:09.23, może za mało ambitny jeszcze jestem, ale jakoś dzielę sobie postęp na etapy. Najlepiej byłoby teraz atakować jakieś 2:11:30, ale cóż… rzeczywiście trzeba mierzyć wyżej.
Dobra – zgoda!
Bartek, jak trafisz w mój wynik, to pomogę Ci w treningu.
Dzięki, a wszystkim czytelnikom bloga również życzę powodzenia – wiatru w plecy, mocnych nóg i niekończącego się paliwa!
Dzięki Mariusz za wyczerpująca odpowiedź 🙂
Trzeba być optymistą 😉 Skoro Heniu zrobił taki progres to wierzę że Ciebie też na taki wynik stać, tylko trzeba w to uwierzyć 😉
Powodzenia!!!
Mój typ to 2:10:15.
Mariusz,
jak byłem w Tel Avivie to widziałem w tamtejszej TV relację z zawodów w Roterdamie i mignęło mi 2:10:23. Byłem co prawda bardzo zmęczony po maratonie, ale wyraźnie to zapamiętałem 🙂
Powodzenia, były kroki w tył, w W-wie był krok w przód, więc myśle że w niedzielę będzie kolejny.
A ja w niedzielę ze Spartanami biegnę Łódź.
Pozdrawiam
Marcin Żuk
Michal Drelich w wywiadzie dla http://www.maratonypolskie.pl: Co do elity sportowej – mam bardzo krytyczne zdanie na temat polskich biegaczy zawodowych. Zabiegaliśmy o nich w tym roku dosyć długo, ale ostatecznie zdecydowali się biegać za granicą. W Łodzi mogli być gwiazdami, wypromować się wśród potencjalnych sponsorów i zarobić przyzwoite pieniądze. Mimo to jadą do Wiednia czy Rotterdamu, gdzie są tylko tłem dla światowej czołówki. To przykre i niezrozumiałe. Cieszę się, że chociaż Błażej Brzeziński, aktualny Mistrz Polski w maratonie, doszedł do wniosku, że nie trzeba się rozbijać po świecie, by walczyć o kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie w Londynie.
To tylko potwierdza fakt, że bardziej zależy mi na wyniku i wyjeździe na Igrzyska Olimpijskie niż na wygraniu Maratonu, zarobieniu dobrych pieniędzy i byciu gwiazdą.
Mariusz Twoje bidony to majstersztyk 🙂 Jeśli jest konkurs na typowanie wyniku to ja obstawię 2:11:30. Mam nadzieję, że jednak przebijesz mój typ – czego szczerze życzę.
Jeśli chodzi o transmisję to oficjalna będzie na: http://www.universalsports.com/.
Ja typuję 2:10:24 – musi być odrobina zapasu na wszelki wypadek. 🙂
JA SIĘ ZASTANAWIAM TYLKO CO NAPISZESZ JAK NIE NA BIEGASZ MINIMUM,,,???
CZYTAJĄC TWOJE WPISY TO JESTEŚ W ŻYCIOWEJ FORMIE ITD…WIĘC CZEKAM NA WYNIK W GRANICACH – 2.10.20
JEŻELI NIE POBIEGNIESZ ZAMILCZĘ, A JAK NA BIEGASZ – GROMKIE STO LAT!!!!
Ja stawiam 2:09:59, miałem inny typ, ale już został wskazany…
A ja dla odmiany na 2:55 ;-), może się spotkamy na trasie ;-).
MAriusz, chyba trzeba ustawić jakąś blokadę na nicka na blogu. Pojawił się „nowy bartek” może dla porządku będę się podpisywał jako „stary bartek”?:)
@Mariusz Giżyński
Tylko z drugiej strony Mariusz narzekasz na brak sponsorów, a bez pieniędzy nie ma wyników.. Według mnie inna motywacja jest jak biegniesz po zwycięstwo w mniejszym maratonie, wtedy wynik może paść równie mocny i przy okazji zarobić, niż faktycznie był w cieniu wielkiego maratonie, zrobić wynik i pozostać bez grosza ….
Krzysztof, rozumiem, że reprezentujesz Maratony Polskie, jak sama nazwa portalu mówi 🙂
Sponsorzy potrzebni są właśnie po to, żeby nie biegać w mniejszych biegach. Myślę, że trzeba startować w zawodach o możliwie najwyższym poziomie, żeby podnosić też swój.
Teraz głównym celem jest wynik, trzeba więc szukać najdrobniejszej rezerwy. Oczywiście emocje w czasie walki o zwycięstwo są wielkie, ale kiedy nakręcasz się na wynik, który może spełnić marzenie, to jest to wystarczająca motywacja i wszystko inne schodzi na dalszy plan. W Polsce Maratony są dobrze organizowane, brak jednak tłumów kibiców, atmosfery wielkich zawodów, dużych grup zawodników na zbliżonym poziomie. Niedługo jak się to poprawi, to wszyscy będą woleli biegać w Polsce.
Spoko MarWar 2015 będzie 10.000 ludzi i wtedy będzie atmosfera. Zresztą całkiem ładna próbka była na Półmaratonie. Zresztą w tym roku pęka 5 jak nic. A ja tak po cichu obstawiam nawet 6 tysięcy. Finisz na Stadionie Narodowym skusi bardzo wielu. Zresztą pewnie też sporo obcokrajowców.
Mariusz rób swoje – celem jest wynik. Ja też wolałbym być 17 z 2:10 niż 3 z 2:12. Powtórzę widziałem już twój bieg w izraelskiej TV i wynik 2:10:23 🙂
Krzysztof, do zobaczenia w Łodzi – Ty biegniesz z balonikiem na 3:00, a ja ze Spartanami na 5:00.
Pozdrawiam – Marcin Żuk
Kurczę jak Pan Mariusz uzyska mimimum na Londyn to stanie się cud…
Ludzie dlaczego się tak bardzo na kręcacię, trzeba sobie jasno powiedzieć, że Giżynski to poziom średnio krajowy.
Takie głosy też są potrzebne. Bardziej motywują 🙂
powiem ci tak : dziwi mnie fakt, że dziwisz się że Mairusz to poziom tylko krajowy i wyłącznie, mam prawo mieć swoje zdanie i tyle. Zobaczymy co napiszesz w niedzielę po biegu jak nie uzyska kwailifikacji???
– złe samopoczucie
– zły bilans azotowo tlenowy
– złe ranne tętno
– zły ciśnienie
– dużo podbiegów
– jeszcze cza
to będą te wytłumaczenia biorac pod uwagę wszystkie wpisy Mariusza,
Oczywiście masz prawo mieć swoje zdanie. No zobaczymy co napiszę, ale rozumiem, że Ty też coś napiszesz. Szczególnie proszę Cię o to jak się jednak uda 🙂
Zgadza sie Mariusz, obecnie prelydium ma chyba Warszawa co świadczy o tym iż uwielbia tam startować nasza czołówka, zresztą pan Marek Tronina jako jedyny z tego co wiem- wie jak przekonac zawodnika do udziału akurat w jego imprezie interesując sie danym zawodnikiem przez cały nawet rok.. Ale do tego potrzeba też kasy. To nie jest według mnie tak że u nas nie da sie zrobic wyników. Gdyby ktoś z organizatorów wziął np mnie i powiedział że mam 300.000pln do dyspozycji za startowe dla zawodników, to ręcze że i nas padłyby świetne wyniki i nie musiałbyś jechać do Rotterdamu. Łódź niby tacy fachowcy (sportevolution) a szczycą sie iż zaprosili William Kiplagata tylko czy sprawdzili jego date urodzenia i co biegał ostatnio…? Przecież on miał kontuzje, ostatni jego maraton jaki zanotowałem to 2:13 a 2;06 jakim sie promuje to było 13 lat temu!!!
Nie wiem czy to Ciebie zmotywuje, ale wynik Henia dał mocna poprzeczke i niezdziwiłbym sie gdyby na przyszłą olimpiade PZLA znów zawyżyło kryteria. Tak więc masz tutaj jedyną, niepowtarzalna okazję pobiec te 2:10.29!!!
Mariusz, całkowicie odcinam sie od wpisow „nowego bartka”:)
Ja nadal typuje i niezlomnie wierze w 2:09:19
Nie kalkuluj w niedziele, jesteś bardzo mocny i minimum robisz bez żadnego problemu!!
Wyjeżdżam do Debna, następny wpis już z grstulacjami w poniedzialek:)
Powodzenia dla wszystkich biegnących w niedziele- polamania zyciowek!:)
„Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz.”
Będzie moc powodzenia 🙂
Powodzenia Mariusz! Rozmawialismy w zeszlym roku przed Praska Dycha o Twoich planach maratoñskich na 2012 i padlo haslo: Rotterdam 🙂 Bylem, widzialem i ciesze sie, ze tam wystartujesz! Mówilem o tym lekkim podbiegu na most (spoko,dasz rade!),a zapomnialem Ci powiedziec o jednej atrakcji. W Warszawie przed Maratonem Warszawskim jest „Sen o Warszawie”. A w Rotterdamie z takiego wysokiego podestu spiewana jest inna piekna piosenka „You’ll never walk alone”, potem jest wystrzal ze starej armaty i start. Mariusz! NIGDY NIE BEDZIESZ SZEDL SAM :)! Trzymam kciuki i niech sie spelni Twój „Sen o .. Londynie” 😉
Będzie, jak ma być. Ani nie stanie się cud, ani nie nastąpi Armagedon. Wynik to cel, wydaje mi się, że dla Mariusza liczy się droga i radość z biegania oraz walki. Więc tak naprawdę ani wielkiego zawodu (jakby chcieli niektórzy), ani zadufanego triumfu nie będzie. Powodzenia Giża!