Jestem już dzisiaj w 11-stym dniu treningowym, więc obóz się zaczyna na dobre. Pierwszy tydzień był aklimatyzacyjny z długim 35-cio kilometrowym rozbieganiem na jego koniec. W tygodniu wyszło blisko 200 km, więc biegania było sporo, w tym krótki interwał, podbiegi pod górkę i przebieżki. Nie zapominałem też o sprawności i odnowie biologicznej. Generalnie wszystko zaliczone na +
Dzisiaj przyszegł czas na pierwszy trening specjalny, czyli to co naprawdę ma największy wpływ.
W środku zeszłego tygodnia zaczęła dokuczać mi kontuzja – dziwna sprawa, ból nad kostką po zewnętrznej stronie prawej nogi. Nasila się przy biegach po miękkim terenie i zakrętach. Pomogło usztwnienie kostki, klawiterapia, mrożenie i maści. Jest coraz lepiej, choć nie do końca problem został rozwiązany.
Dzisiaj mimo trudnych warunków pogodowych, a mianowicie silnego wiatru (to jak widać w Stanach jakaś plaga, biorąc pod uwagę klęski żywiołowe na północy, u nas jest i tak bardzo dobrze) udało się dobrze zrobić zaplanowany trening. Biegałem dosyć swobodnie, a tempo wyszło nawet szybsze niż prędkość, z jaką będę chciał biegać w Rotterdamie. Biegam ostatnio z urzadzeniami, które mierzą między innymi kadencję kroku i jego długość, mam nadzięję, że pozwoli mi to jeszcze lepiej kontrolować technikę biegu, która stanie się jeszcze bardziej ekonomiczna.
Nowością będzie dla mnie w Rottterdamie wprowadzenie innego żelu po 15-stym kilometrze(nie jak do tej pory z kofeiną, która najprawdopodobniej była przyczyną skórczy na ostatnich kilometrach). Pracuję już nad tym od początku roku, jak narazie wygląda to dosyć obiecująco. Niebieski Vitarade bez kofeiny nie sprawia problemów żołądkowych, sprawdzę go jeszcze na kilku ekstremalnych treningach, dzisiaj było bardzo dobrze, choć jego konsystencja przy prędkości poniżej 3:05 utrudnia połykanie. Niby to szczegół, ale w końcu doskonałość jest sumą detali.
Wczoraj Holendrzy potwierdzili mój udział w Maratonie oraz tempo drugiej grupu – na 1:05 półmaraton. Zobaczymy jeszcze do kąd zające będą wykonywać swoją pracę – tu już tylko pozostaje mieć nadzieję, że jak najdalej. Zazwyczaj jest to mniej więcej do 30-32 km. Moim zadaniem jest teraz tylko przygotować najlepszą możliwą dyspozycję.
Biegałem dzisiaj nad Rio Grande. Jest tam fajna asfaltowa trasa, tyle, że wieje niemiłosiernie i trzeba dojechać z ośrodka samochodem, ale zaledwie 10 minut. Dzisiaj wiało wyjątkowo mocno, jutro ma padać i mocno się ochłodzić, kolejne dni będą za to już coraz cieplejsze z pełnym słońcem. Czasem się tak zastanawiam, że meteorologia jest jedną z ważniejszych nauk biegowych 🙂
Zjęcie podczas niedzielnego długiego rozbiegania z Michałem Kaczmarkiem i Błażejem Brzezińskim
Najważniejsza jest jednak dyspozycja. Trening trzeba dopasować do warunków, ale kiedy ma się informacje, jakie te warunki mogą nas czekać, jest więcej czasu na podejmowanie najlepszych dla siebie decyzji treningowych. Ja często zmieniam treningi, reagując na warunki. W bieganiu trzeba być twardzielem, bo przecież na zawodach różnie może być, dla mnie jednak nie jest to takie oczywiste. Wolę te najtrudniejsze bodźce, których jest przecież zaledwie kilka, wykonać w przynajmniej przyzwoitych warunkach.
Dzisiaj pomagał trener na rowerze, chroniąc trochę od czołowego i bocznego wiatru. To zawsze niezła pomoc, chociaż walka była i tak ostra. Pod wiatr pracowały mocno ramiona, starałem się utrzymać rytm biegu. Nogi chodziły bardzo ładnie, a różnice między odcinkami pod wiatr i z wiatrm były ostatecznie niewielkie. Jest coś takiego, że pod wiatr bardziej się mobilizujemy. Z wiatrem za to czasem zbytnio się rozluźniamy, co powoduje, że prędkości są w konsekwencji porównywalne. Ja oczywiście wolę biegać z wiatrem, jednak minus takiego stanu rzeczy to napewno utrudnione oddychanie. Pod wiatr nie mam z tym problemu, natomiast z wiatrem idzie mi to bardzo ciężko – nogi się krecą, ale układ oddechowy walczy o tlen, szczególnie zauważalne jest to oczywiście w górach, gdzie wiatry są mocne, a też ma sie do czynienia z hipoksją wysokościową.
W przyszłą niedzielę czeka mnie długi, progresywny bieg(czyli z przyspieszaniem), tam nogi przypomną sobie na czym polega Maraton…
Miała być krótka wzmianka o treningu, a znowu wyszedł tekst tylko dla wytrwałych 🙂
3 Comments
Mam takie same skarpetki 😉 hehe
Lubię czytać Twoje długie teksty dla wytrwałych 🙂 Tobie życzę wytrwałości w trenowaniu i relacjonowaniu obozu.
Troszkę namieszałem w powyższym tekście z tym „z wiatrem i „pod wiatr” – już poprawiłem
Pierwotnie napisałem, że zbyt rozluźniamy się pod wiatr, a oczywiście robimy to z wiatrem i w kolejnym zdaniu napisałem wcześniej, że z wiatrem pracowały mocno ramiona, oczywiście pod wiatr trzeba je uruchomić ze zdwojoną siłą
🙂