Na początek dzięki za życzenia powodzenia! W głowie miałem ostatni start w zachodniej europie, który powodzeniem się nie zakończył, więc była lekka niepewność. Poza tym znowu bieg po miesiącu przerwy, czyli niepełna pewność siebie i swoich aktualnych możliwości biegowych.
W okolice Trieru, pięknego, najstarszego miasta Niemiec, pojechałem już we wtorek, nocowałem u rodziny, gdzie świetnie odpoczywałem przed biegiem – aż bałem się, że się rozleniwię 🙂
Na start pojechaliśmy całą ekipą. Ania, siostra Renata z mężem Vincentem i 2 letnią córeczką Marielką – wszyscy później świetnie kibicowali. Dzięki!
Odebraliśmy swoje numery startowe,. Ja dostałem 10, więc 9 rywali z lepszymi wynikami przede mną. Odpoczęliśmy chwilę w 4 gwiazdkowym Mercurym, który zapewniał organizator. Ania poszła na rozgrzewkę pierwsza o 14:00, ja o 14:35 na moje standardowe 55 minut przygotowania. Przed rozgrzewką biegową 5 minut lekkiego rozciągania. Nie musiałem ćwiczyć intensywnie, ponieważ byłem po rannym rozruchu (4 km + 3 razy 50 m skip A pod górkę z 30 metrowym wybiegiem i 10 minut rozciągania). To działa na mnie świetnie, szczególnie kiedy odstęp między rozruchem, a startem to minimum 6 godzin.
W Trierze w ubiegłym roku wygrał sam Haile Gebreselassie, więc spodziewałem się, że impreza będzie świetnie zorganizowana i się nie pomyliłem. Pętla 1 km szczelnie otoczona kibicami w szampańskich nastrojach, wszyscy żywo kibicowali, wykrzykując imiona zawodników umieszczone pod numerami startowymi. W 3 miejscach trasy znajdowały się stanowiska spikerów, którzy na bieżąco podawali co dzieje się w grupie. Rytm biegu wybijały bębny.
Ania w biegu kobiet na dystansie 5km dobiegła na 12 miejscu, więc jak na jej aktualny amatorski trening, to bardzo dobrze. Wygrała świetna maratonka niemiecka Sabrina Mockenhaupt, co oznaczało, że poziom był bardzo wysoki. Tego samego spodziewałem się w swoim wyścigu.
Na 8 km trasę ruszyliśmy punktualnie o 15:30. Na liście startowej Kenijczyk z życiówką ok. 13 minut na 5km, kilku Niemców i Holender po 13:30. W stawce też medalista Mistrzostw Europy z Barcelony na 1500 m Karsten Schlangen. Od początku czułem się świetnie, co prognozowała rozgrzewka i ostatni miesiąc treningów. Ustawiłem się na drugiej pozycji na plecach dyktującego tempo Kenijczyka. Nie biegliśmy szybko, jednak po 2 okrążeniach uzyskaliśmy przewagę. Na 4 km po okrzyku trenera Kanijczyk zdecydowanie przyspieszył, przebiegając kilometr poniżej 2:45. To było dla mnie za szybko. Kolejne okrążenia biegłem sam niesiony mocnym dopingiem. Kibice wyposażeni byli w konfetti, które rzucane przed biegnących, wpadały do ust. Przez pierwsze 3 km czułem się bardzo swobodnie, wiedziałem, że dzisiaj będzie dobrze. Plan był więc prosty, trzymać ile się da i czekać na dobry moment do ataku. Na każdej pętli były 3 ostre zakręty. Jeden, na którym trzeba było zwalniać do zera, drugi bardzo śliski dla konkurentów, bo moje Zoom Streaki trzymały się idealnie. Trzeci zakręt był już łagodny. Myślałem, że jak atak, to na śliskim. Niestety na 4 km okazało się, że będę walczył sam ze swoimi słabościami, żeby nikt mnie nie dogonił. Na półtorej pętli do mety doszedł mnie Niemiec, nad którym miałem już w pewnym momencie nawet 50 m przewagi. Schowałem się za konkurenta, żeby trochę odpocząć. W tym momencie samo utrzymanie się za plecami było już trudne, ale to tylko 1500 m, wiec walczyłem na całego. Udało się złapać drugi oddech – jak biegnie się przyklejonym do rywala, jest dużo łatwiej. Teraz czekałem, żeby zaatakować, kiedy będzie możliwość i siły. Śliski zakręt był na 850 m do mety, więc za wcześnie. Na 500 m przed Ania krzyknęła, że to szybki gość. Biegł wysoko na palcach, więc było pewne, ze nawet na zmęczeniu będzie umiał finiszować. Dla sprawdzenia zaatakowałem lekko na 400 m do mety, utrzymał i co gorsza odpowiedział zdecydowanie. Ja już nie dałem rady podjąć walki. Dobiegłem zmęczony, ale zadowolony ze swojej pozycji. Średnią na kilometr miałem ok. 2:55, więc jak na tą trudną trasę, -4 stopnie Celsjusza i w połowie samotny bieg, to nieźle. Zwycięzca Micah Kogo to brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich z Pekinu na 10 km! Drugi zawodnik Arne Gabius w 2010 roku pobiegł 13:31 na 5km. Za mną kilku zawodników na podobnym poziomie do Arne.
Dekoracja pierwszej ósemki odbyła się na scenie w obecności wielu kibiców, na wprost ustawione były montowane specjalnie na imprezę, wypełnione po brzegi trybuny, więc było naprawdę świetnie!
Czuję, że mój poziom sportowy znacznie się podniósł. Mimo, że ostatnio nie wyjeżdżałem na obozy, trenowałem zazwyczaj raz dziennie i dużo pracowałem.
Oby wszystko układało się dalej po myśli…
więcej informacji można znaleźć na stronie biegu http://silvesterlauf.de/
Już niebawem do mediów dodam film Vincenta, który nagrał w bardzo ciekawy sposób całe wydarzenie – sam już nie mogę się tego doczekać.
9 Comments
gratulacje za walkę do końca 🙂 starty w 2011 r. zapowiadają się bardzo dobrze.
czekam na filmik
Super zamknięcie roku! Życzę kolejnych sukcesów w 2011 🙂
będzie więcej zdjęć?:)
Mariuszu Gratulacje + zyczenia złamania 2:10 w 2011
drobna „Miodkowa” uwaga – historyczny i urokliwy Trier to w naszym jezyku Trewir (byłem nie w Trierze a w Trewirze) ;))
pozdrawiam
Świetna relacja! Tego właśnie oczekiwałem po Twoich wpisach – fajnie wiedzieć co podczas biegów myśli zawodowiec 🙂 Gratuluję wyniku – dowiedziałem się o nim dzis z gazety w samolocie – fajnie mieć takie znajomości 😉 Pozdrawiam i życzę Ci wielu sukcesów w 2011 roku!
@gogo
niebawem będą zdjęcia i nawet filmik
ekstra:) gratulacje:)
ta średnia na km robi wrażenie:)
Gratuluje!
oby kolejne km były jeszcze szybsze:)
Gratulacje 3 miejsca:)