Pół roku przygotowań zwieńczone nowym rekordem życiowym. We Wiedniu poprawiłem się o 2 minuty i 29 sekund, a mój wynik jest w tej chwili 10-tym rezultatem uzyskanym przez Europejczyka w 2010 roku (link).
Choć od początku przygotowania nie szły może idealnie, w rezultacie wyszło bardzo dobrze i jest to dla mnie duży krok w kierunku realizacji głównego celu.
Chciałby od razu podziękować Wam wszystkim, którzy wierzycie w to co robię i motywujecie mnie do ciężkiej pracy. Wasze dobre słowo, komentarze, wpisy na stronie, smsy przed i po biegu są niezwykle budujące i mają nieocenione znaczenie.
Postęp nie byłby możliwy bez ludzi którzy wspierają mnie na co dzień, a wśród nich cierpliwa żona Ania, Trener Grzegorz Gajdus, który w trudnych momentach oprócz roli trenera musi być również sprawnym psychologiem, Szczepan Figat – znowu postawił mnie na nogi w decydującym momencie, Kuba Czaja pomaga mi optymalizować dietę oraz zaplanować picie i odżywianie na tresie maratonu (pomagał również podczas samego biegu w jego dostarczeniu). Wielkie dzięki również dla Firmy Nike, która zapewnia mi znakomity sprzęt treningowy i startowy oraz dla wszystkich inny osób, które wspomagają moje wysiłki (jak widać na zdjęciu poniżej wcale nie takie małe ;))
Dzień przed startem okazało się, że przez wybuch wulkanu na Islandii nie dotrze kilku zawodników, a wśród nich Hiszpan mający prowadzić moją grupę. Od 12 kilometra biegłem sam. Około 20 postanowiłem trochę odpocząć i pozwoliłem dyktować tempo Portugalczykowi, który na łatwiejszych kilometrach „z górki” nadał dobre tempo, czyli w granicach 3:07. Kiedy tylko prędkość spadała wychodziłem na prowadzenie. Około 29 kilometra, biegliśmy długą prostą nad kanałami Dunaju, gdzie dość mocno wiało przez co zdecydowanie zwolniliśmy. Zdecydowałem się wtedy przyspieszyć i nie oglądać na rywali biegnących w mojej grupie. Został ze mną tylko wspomniany wcześniej Portugalczyk, nie chciał jednak współpracować, a tylko biegł mi uparcie „na plecach”. Na 30 i 35 kilometrze międzyczasy na poniżej 2:13, czyli wg. planu. Przy wybiegu z Parku Prater ok. 36 kilometra znajduje się dość mocny podbieg na którym gubię rytm, w tym momencie maratonu każdy ma zazwyczaj kryzys. Przetrzymam, dam radę, jeszcze tylko 6 kilometrów… Po 37 odzyskuje rytm, ostatni raz próbuję namówić Portugalczyka do współpracy – wyszedł na 200m, ale zwalnia, biegnę więc swoje. Skracam krok, żeby nie spadać na pietę i hamować, oddycham coraz głośniej i częściej, nogi zaczynają jeszcze bardziej boleć, włącza się myśl, że zaraz ok. 39 znowu jest podbieg i będzie bardzo ciężko. Na szczęście teraz wieje w plecy. Nie wiem ile jeszcze do mety 4, czy 5km? Nie myślę o czasie, nie patrzę na zegarek, walczę żeby nie zwolnić, mocno pracuję ramionami. To pół roku przygotowań, nie poddam się teraz, mam szansę na minimum na Mistrzostwa Europy. Mijam kolejnych Kenijczyków, którzy przesadzili z tempem i teraz za to słono płacą. To motywuje, wyprzedzam ich dosyć łatwo, wierzę, że na4o km będę miał 2:06, wtedy dam radę, nie będzie łatwo, ale dam już radę. 40km – patrzę na zegarek z wielka nadzieją, niestety 2:06.27 – źle. Teraz myślę, że to już koniec, nie dam rady. Stoi Ania przez megafon krzyczy, że idę na minimum, na życiówkę. Znowu wraca nadzieja – dam radę, muszę pobiec po 3:00 na kilometr i zafiniszować końcówkę – dam radę, idę już bardzo mocno. Wydaje mi się, że przyspieszyłem. Skurcze, tylko nie to, dwugłowy uda, łydki jak z kamieni, czuję oddech Portugalczyka, a już go nawet na chwile zgubiłem. Dobrze pościgamy się. 41,5 finiszuję na maksa, trochę za wcześnie, na 200 do mety już nie mam sił, widzę zegar 2:12.55. Trudno, następnym razem…
Teraz dochodzi do mnie, że poprawiłem się prawie 2,5 minuty. Jest super, a wiem, że przy odrobinie szczęście mogło być jeszcze lepiej. Chłopaki z grupy treningowej po 2:10 – super! Cieszę się razem z nimi i cierpliwie czekam na podobny rezultat. Wiem, że mnie na niego stać. Wiem jak trenują i ile mi jeszcze brakuje. Czuję, że idę w dobrym kierunku 🙂
jeszcze kilka zdjęć z biegu:
więcej zdjęć w galerii już niebawem
Moje międzyczasy:
5km – 15:29
5-10km – 16:05
10-15km – 15:40
15-20km – 15:35
20-25km – 15:29
25-30km -16:12
30-35km – 15:40
35-40km -16:12
40-42,2 – 7:04
10 Comments
gratulacje! dla ciebie i Kamila:) i dla Ani oczywiscie za darcie sie przez megafon:)
super opis Mariusz, przez chwilę czułem jakbym tam był 🙂
G r a t u l a c j e
Było bardzo dobrze 🙂 Fajna relacja! Jeszcze raz gratulacje!
Gratulacje !!!!! Zrobiliście drugą Odsiecz Wiedeńską, dobra robota 🙂
dzięki, dzięki!
Ten megafon, to był znakomity pomysł – bez niego z tego tłumu pewnie nie wiele by do mnie dotarło, a tak to do dzisiaj jestem przerażony jak na mnie krzyczała 😉
Gratulacje! Tak trzymaj:)
Ja tam będę się cieszył jeśli w swoim debiucie (IX CM, 25.04) dołożę do Twojego wyniku nie więcej niż dwie godziny;)
Gratulacje, świetny wynik! Po połówce w W-wie wydawało się, że jest ciężko, a było znakomicie!
Dzięki!
Ostatni tydzień obozu w Kenii i pierwszy po powrocie do Polski były straszne (3 i 4 tygodnie przed maratonem). Miałem jednak nadzieję, że to co wypracowałem, zaprocentuje – nie miałem zresztą innego wyjścia. To nowe cenne doświadczenie, że kiedy nawet nie idzie tak jak by się chciało, to w rezultacie i tak może być bardzo dobrze!
Gratulacje Mariusz!!! 😉 Super wynik jeszcze przyjdzie czas na 2:10!!:) Powodzenia!
Gratulacje! Szkoda tego minimum, ale życiówka poprawiona o 2,5 minuty dobrze wróży na przyszłość. Tak trzymaj!