W niedzielę Wielkanocną po podzieleniu się z rodziną jajeczkiem robiłem mój ulubiony trening – długi spokojny biegna dystansie 30km. Wydaje się to nudne, jednak nie w takich okolicznościach…
Jest to trzeci taki trening w mojej krótkiej karierze maratońskiej. Dwa ostatnie realizowałem również dokładnie na 2 tygodnie przed docelowym startem na tej samej tresie, jednak tamte były szybsze, z narastającą prędkością. Niedzielny był bardzo spokojny. Chodziło o czas pracy i przystosowanie aparatu ruchu do warunków startowych.
Było super z 4 powodów:
1. uwielbiam tego rodzaju treningi – spokojne, długie, jednak o intensywności, przy której czuć, że się biegnie.
2. miałem super pomoc w osobach żony Ani na rowerze jadącej obok mnie oraz Taty eskortującego nas w samochodzie jadącym tuż za nami. Serwis zapewniał mi oprócz towarzystwa i ochrony, picie na trasie, które miałem, kiedy tylko potrzebowałem. Ania stopowała mnie także, żebym realizował trening według założeń.
3. pogoda choć wietrzna była ciepła i słoneczna. Znowu miałem szczęście, bo była najlepsza w ciągu ostatnich dni.
4. widoki na tresie niesamowite – uważam, że jedne z ładniejszych na Mazowszu. Z jednej strony las, pola lub kwitnące łąki z drugiej zaś Wisła wraz ze swoim spadzistym wzgórzem wyspami i poszrpanym brzegiem. Między 6, a 9 kilometrem znajduje się dodatkowo malownicza kotlina rzeki Skrwy, która w tym miejscu wpada do Wisły, tworząc duże, malownicze rozlewisko, będące ostoją wielu gatunków ptaków, które jak widać powoli wracają do naszego kraju.
Trasę zaczynam na granicy Płocka i Maszewa nad Wisłą i po 15 kilometrach zawracam ok 1km za miejscowością Rokicie, gdzie znajduje się pięknie położony kościół i cmętarz z widokiem na bardzo szeroki odcinek rzeki.
Po nawrocie na 15km chwilowo zatrzymał mnie wiatr. Co ciekawe nie czułem go kiedy wiał w plecy 🙂 na szczęćcie organizm zapamiętał Kenijskie treningi w wichurach i prędkość wogóle nie spadła. Dalej biegło się coraz lepiej, oby tak było na Maratonie.
poniżej krótki filmik z treningu:
Po całym treningu samochód serwisowy 🙂 podał urządzenie do pomiaru mleczanu we krwii – wyszło 1,1 mmol/l, więc praca bardzo czysto tlenowa, co bardzo cieszy, biorąc pod uwagę, że na trasie było sporo dużych podbiegów, a ostatnie 15km pod wiatr, czasem porywisty.
Po nieudanym Półmaratonie Warszawskim wyraźnie wraca dobra dyspozycja, która daje nadzieje na dobry start we Wiedeńskim Maratonie 18.04. 2010 r.
2 Comments
Spokojne 30 km… to dla Ciebie pewnie ~ 4:00 min/km 🙂
Kenijczycy nie przekonali Cię, że w niedzielę się odpoczywa ?
Robisz chyba jakieś dni wolne.
Pozdrowienia i powodzenia w dalszych treningach 🙂
świetnie Mariusz widzieć Cię trenującego na płockiej ziemi 🙂