Co nas nie zabije, to nas wzmocni…
To był trudny miesiąc ze względu na zimę jakiej nie pamiętam od początku mojej 15 letniej przygody z bieganiem.
Na początku były 4-kilometrówki w tempie szybszego rozbiegania, później dwójki w tempie drugiego zakresu, a następnie konieczność biegania w hali, która nie jest do końca dobra dla biegaczy na długich dystansach, ale jak nie ma wyjścia, to jest ona wybawieniem.
Całe szczęście, wszystko zakończyło się bardzo dobrze, mogę śmiało powiedzieć, że trening udało się zrealizować bardzo dobrze. Bez choroby i kontuzji, razem przebiegniętych ponad 800 kilometrów. Dużo siły biegowej, również tej naturalnej w wysokim śniegu. Prędkości na pewno są jeszcze słabe, jednak to akurat można szybko nadrobić. Najważniejsza jest baza wytrzymałości i siły, którą udało się zbudować w grudniu i styczniu.
Takie trudne warunki niesamowicie hartują organizm. Każdy, nawet najłatwiejszy wydawałoby się trening okazuje się dosyć trudny, a każdy przebiegnięty kilometr, to tak jak nawet 2 w idealnych warunkach. Trzeba ten czas przetrwać, nie przejmować się, że biega się wolno, czy mało. Liczy się czas pracy i wysiłek, który i tak się wykonuje.
Do Maratonu jeszcze niespełna 10 tygodni, oby kolejne miesiące przyniosły równie dobre efekty…
1 Comment
Ładna praca, a warunki są jakie są, nie ma co narzekać bo zawsze może być gorzej, chociaż wiadomo, że chciałoby sie bardziej komfortowych warunków! Pozdrawiam